[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczynało się robić upiornie.No i pojawiły się ptaki.Ale nie miłe, pulchne ptaszki śpiewające, tylko kraczący skrzekliwiepadlinożercy, takie jak wrony czy sroki.Melmoth pozwalał, żeby się na nim gimnastykowały, ipasąc się, zabierał je na przejażdżkę.Owce nie bały się wron (może z wyjątkiem BiałegoWieloryba), ale ptaki te za bardzo pachniały śmiercią.Kiedy spytały o to Wędrowca, ten szyderczoprychnął.-To takie same stadko jak wasze, małe stado czarnych skrzydeł - powiedział.- Pojadają, stoją nawarcie i drapią w plecy.To nie ich wina, że karmią się śmiercią.Pamięci wam nie przedziurawią.Są mądrzejsze niż ich głos.Rozumieją wiatr.Zwariował, pomyślała większość owiec, lecz żadna nie śmiała powiedzieć tego na głos.Jegojęzyk był dziwaczny jak beczenie kozy, ale nie, chyba nic mu się nie pomieszało.Jegoekscentryczne uwagi omijały po prostu sedno rzeczy.Były rozwlekłe i nużące, ale nie szalone.Tylko Cordelia utrzymywała, że Wędrowiec wyraża się dokładniej niż jakakolwiek inna owca.- On nie opisuje rzeczy takimi, jakimi je widzi, on opisuje je takimi, jakimi są - tłumaczyła, ilekroćgrupka owiec zebrała się gdzieś, żeby go skrytykować.Takie grupki zbierały się coraz częściej -potajemnie.Owce szybko zauważyły, że Wędrowiec posiadł nieprawdopodobną wprostumiejętność dostrzegania wszystkiego, co działo się na łące.- Ptaki mu donoszą - zameczała Wrzosowata i od tej pory owce zaczęły bacznie obserwowaćniebo.Ale jeszcze baczniej obserwowały Wędrowca.Tymczasem on pasł się na łące niczym samotny wilk.Nawet w wyrazie twarzy miał coś z wilka.Wyglądał tak, jakby wcale nie był owcą.Najodważniejsze z nich przypomniały sobie opowieść owilku w owczej skórze i zadrżały.No i było jeszcze samotne jagnię, jagnię, które stało na trzęsących się nóżkach, patrząc naWędrowca wielkimi, nieśmiałymi oczami.Już wkrótce w stadzie zaczęła krążyć plotka, żeMelmoth jest jednak duchem.Owce wiedziały - z bajek - że zmarli wracają czasem jako duchy,żeby się na kimś zemścić.Coraz częściej słyszało się przytłumione szepty. Król goblinów",szeptały szepty.I:  Wilczy duch".Otello był poirytowany.Próbował wytropić starego barana od wielu dni.Od wielu lat, od tamtejdeszczowej nocy w cyrku, kiedy to Melmoth Wędrowiec przegalopował przed rzędem namiotówjak wiatr, podczas gdy on, Otello, patrzył na to przez kraty i podczas gdy okrutny błazen leżał wbłocie, wrzeszcząc o światło - od tamtej nocy zawsze wiedział, że musi go odnalezć.Tymczasem Melmoth odnalazł jego.Czarny baran nie był zadowolony.Czy powinien wybiec mu radośnie naspotkanie, tak jak Sir Ritchfield? Melmoth nauczył go cierpliwości, nauczył go wszystkiego owodzie i ogniu, nauczył go obserwować ślady ślimaków w trawie, zapędzać wściekłość i strach zpowrotem do świata, z którego przyszły.Nauczył go obserwować myśli.I walczyć.Jego głos wielerazy uratował mu życie.Jednocześnie zostawił go samego z okrutnym błaznem.- Samotność ma swoje dobre strony - prychnął gniewnie Otello.- Ze wszystkich rzeczy, któreMelmoth mu wpoił, w tę jedną nigdy nie wierzył.Nie mogąc podjąć żadnej decyzji, ukrywał się przed nim najlepiej, jak mógł.Tak, Melmothwiedział, że tu jest, lecz z jakiegoś powodu postanowił zostawić go w spokoju.Czy mu na nim niezależało i traktował go jak jedną z niezliczonych owiec, które spotkał podczas swych samotnychwędrówek, jak owcę z kolejnego anonimowego stada, które zupełnie go nie interesowało? Zewszystkich możliwych wyjaśnień to ostatnie było chyba najgorsze.Ale teraz, słysząc lękliwe szepty własnego stada - pierwszego prawdziwego stada w życiu -poważnie się zaniepokoił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki