[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To nie jest kabaret! - zirytowaÅ‚ siÄ™ DrwÄ™cki.- Niech pan stÄ…d idzie! - popchnÄ…Å‚ Boyaw stronÄ™ Witkowiaka.Literat odszedÅ‚ niechÄ™tnie.Witkowiak odprowadziÅ‚ go gdzieÅ› za budkÄ™ dróżnika.JerzywyjÄ…Å‚ i demonstracyjnie przeÅ‚adowaÅ‚ colta.- JeÅ›li pan strzeli.- zaczÄ…Å‚ BiaÅ‚ozimski.- Nie pozwolÄ™ wam jej zabić - odparÅ‚ chÅ‚odno DrwÄ™cki, podchodzÄ…c do samochodu.-Przynajmniej nie tak, jak żeÅ›cie to sobie zaplanowali.- SkÄ…d panu przyszÅ‚o do gÅ‚owy, że zaplanowaliÅ›my samobójstwo? - spytaÅ‚aBiaÅ‚ozimska.- Potrzebna nam zakÅ‚adniczka, żeby siÄ™ wydostać z kraju.- Niepotrzebna wam zakÅ‚adniczka.Nie macie pieniÄ™dzy na podróże zagraniczne, apani brat przed chwilÄ… spojrzaÅ‚ na zegarek - odparÅ‚ Jerzy.- Znaczy siÄ™, na coÅ› czeka.Możena pociÄ…g? PociÄ…g, który siÄ™ tutaj nie zatrzymuje.- bÅ‚yskawicznym ruchem chwyciÅ‚Albertyna za gardÅ‚o i przystawiÅ‚ mu pistolet do gÅ‚owy, tuż za uchem.- Granat.! - stÄ™knÄ…Å‚ ostrzegawczo zabójca.- Kula trafiajÄ…ca w tym miejscu w mózg powoduje nagÅ‚y skurcz wszystkich mięśni -syknÄ…Å‚ DrwÄ™cki.- Nie zdoÅ‚asz wypuÅ›cić granatu, zanim nie wyciÄ…gnÄ™ StanisÅ‚awy.BlefowaÅ‚, ale musiaÅ‚ spróbować.Gdyby nic nie zrobiÅ‚, Bia - Å‚ozimscy nieodwoÅ‚alniezabraliby PrzybyszewskÄ… w swojÄ… ostatniÄ… drogÄ™.Nie mógÅ‚ pozwolić im ruszyć, nie mógÅ‚odstÄ…pić!Lekki bÅ‚ysk niepewnoÅ›ci w oczach Albertyna przekonaÅ‚ DrwÄ™ckiego, że blef byÅ‚skuteczny.Przynajmniej na razie.- ProszÄ™ wypuÅ›cić StanisÅ‚awÄ™! MiaÅ‚ tylko jednÄ… szansÄ™.WÅ‚aÅ›ciwie szansa to byÅ‚o za duże sÅ‚owo.MiaÅ‚ tylko nadziejÄ™.CieÅ„ nadziei, że po strzale zdoÅ‚a siÄ™gnąć do samochodu dostatecznie szybko i gÅ‚Ä™boko, byzÅ‚apać granat wypadajÄ…cy z martwiejÄ…cej dÅ‚oni i wyrzucić go do przydrożnego rowu.ZaczÄ…Å‚zaciskać palec na spuÅ›cie colta. Od Å›lubu nikogo nie zabiÅ‚em. - przemknęła mu myÅ›l.BiaÅ‚ozimska gwaÅ‚townie pochyliÅ‚a siÄ™ do przodu i chwyciÅ‚a w obie dÅ‚onie pięść bratatrzymajÄ…cÄ… granat.ChciaÅ‚a przejąć broÅ„ lub rozewrzeć jego palce po strzale nadkomisarza, niewiadomo.Dość, że przez chwilÄ™ przestaÅ‚a zwracać uwagÄ™ na PrzybyszewskÄ…, którabezwÅ‚adnie osunęła siÄ™ na drzwi od strony Jerzego, po czym nagle odblokowaÅ‚a je, otworzyÅ‚ai caÅ‚ym ciaÅ‚em rzuciÅ‚a siÄ™ na zewnÄ…trz.DrwÄ™cki puÅ›ciÅ‚ Albertyna i skoczyÅ‚ w kierunku StanisÅ‚awy.RÄ™ka, którÄ… miaÅ‚ zamiarjej pomóc, byÅ‚a zajÄ™ta przez pistolet.WypuÅ›ciÅ‚ broÅ„, chwyciÅ‚ pisarkÄ™ za koÅ‚nierz sukni iszarpnÄ…Å‚ z caÅ‚ej siÅ‚y.BiaÅ‚ozimscy stracili rozstrzygajÄ…cÄ… sekundÄ™, ustalajÄ…c miÄ™dzy sobÄ…, którez nich ma trzymać granat.Ewelina nie zdążyÅ‚a już przytrzymać StanisÅ‚awy.DrwÄ™cki wywlókÅ‚jÄ… z samochodu, po czym oboje stracili równowagÄ™ i runÄ™li na drogÄ™.Jerzy uderzyÅ‚ prawymbiodrem o bruk podjazdu na nasyp kolejowy.W oczach rozbÅ‚ysÅ‚y z bólu tysiÄ…ce Å›wiec.- MówiÅ‚am, panie nadkomisarzu, że nad tym panujÄ™ - usÅ‚yszaÅ‚ szept Przybyszewskiej.- ZażyÅ‚am tylko trochÄ™, żeby skurczyÅ‚y mi siÄ™ zrenice.Reszta to byÅ‚a glukoza.Nie skomentowaÅ‚.Najpierw przekonaÅ‚ siÄ™, że jego biodro nadaÅ‚ jest sprawne i że możepodnieść siÄ™ o wÅ‚asnych siÅ‚ach.NależaÅ‚o to zrobić szybko, bo leżeli zbyt blisko.W nastÄ™pnejchwili Jerzy zobaczyÅ‚, że z budki dróżnika wybiega Witkowiak z azbestowym kocem wdÅ‚oniach.Zapewne byÅ‚ tam na wyposażeniu przeciwpożarowym.Minęły cztery sekundy.MichaÅ‚ narzuciÅ‚ przeciwogniowy koc na Jerzego i StanisÅ‚awÄ™, po czym pomógÅ‚ DrwÄ™ckiemuwstać i razem odciÄ…gnÄ™li PrzybyszewskÄ….Wybuch nie nastÄ…piÅ‚.Policjanci, z rewolwerami gotowymi do strzaÅ‚u, otoczyli citroena.Jednak kiedyzobaczyli, co siÄ™ dzieje w Å›rodku, cofnÄ™li siÄ™ szybko, czekajÄ…c na dalsze rozkazy.KtoÅ›podniósÅ‚ pistolet Jerzego i oddaÅ‚ go wÅ‚aÅ›cicielowi.- To paÅ„ska sprawa, panie nadkomisarzu! - zawoÅ‚aÅ‚ sÄ™dzia Hrabyk ze swojegostanowiska.- ProszÄ™ jÄ… teraz zamknąć!DrwÄ™cki rozmasowaÅ‚ obolaÅ‚e biodro i pokusztykaÅ‚ z powrotem do BiaÅ‚ozimskich.Ewelina przeszÅ‚a w tym czasie na przednie siedzenie i wzięła na kolana kanister z benzynÄ….Czerep granatu trzymali teraz oboje.- Poddajcie siÄ™ - powiedziaÅ‚ Å‚agodnie Jerzy. PokrÄ™cili przeczÄ…co gÅ‚owami.- OsobiÅ›cie napiszÄ™ do pana prezydenta wniosek o wasze uÅ‚askawienie.- I pójdziemy dożywotnio do wiÄ™zienia, tak? - spytaÅ‚ sarkastycznie Albertyn.- To nieuniknione.- I znów bÄ™dÄ™ dziwadÅ‚em, którym wszyscy bÄ™dÄ… siÄ™ zabawiać? Wie pan, jak to jest,kiedy każdy zwyrodnialec chce przeżyć niecodzienne doznanie? Albo gdy jakiÅ› zadufanykonowaÅ‚ dla poklasku wystawia pana nago przed akademickim audytorium? Przedwytrzeszczonymi durniami, beÅ‚koczÄ…cymi z namaszczeniem Å‚aciÅ„skie terminy, by ukryć swÄ…wyższość i odrazÄ™? Nie, panie nadkomisarzu, przeżyliÅ›my dość upokorzeÅ„.CaÅ‚e życiespÄ™dziliÅ›my w wiÄ™zieniu, tylko o niewidzialnych kratach, ale to żadna różnica.NareszcieczujÄ™ siÄ™ czÅ‚owiekiem i nie wyrzeknÄ™ siÄ™ tej odrobiny godnoÅ›ci i wolnoÅ›ci, którÄ… teraz mam.Przepraszam, to nie jest odrobina.To bardzo wiele.Czy potrafi pan pojąć, jak wiele?- Chyba tak - odparÅ‚ DrwÄ™cki.- Rozumiem.Ale nie musi pan zabierać z sobÄ… siostry -próbowaÅ‚ dalej.- Dobry adwokat.- DziÄ™kujÄ™, panie nadkomisarzu, ale nie.JesteÅ›my jednoÅ›ciÄ… - powiedziaÅ‚a Ewelina.-Jeżeli nawet nie jesteÅ›my naturalnymi dziećmi StanisÅ‚awa Przybyszewskiego, to staniemy siÄ™nimi teraz.SpeÅ‚nimy jego marzenie o ostatecznej jednoÅ›ci kobiety i mężczyzny.- MyÅ›lÄ™, że już nie dokoÅ„czymy tej rozmowy - Albertyn znów spojrzaÅ‚ na zegarek ichwyciÅ‚ oburÄ…cz kierownicÄ™.DrwÄ™cki obejrzaÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ tunelu.Nic nie zobaczyÅ‚, ale przez warkot silnikacitroena przebiÅ‚ siÄ™ odlegÅ‚y i coraz wyrazniejszy Å‚oskot pociÄ…gu.BiaÅ‚ozimska, przyciskajÄ…c jednÄ… rÄ™kÄ… do piersi odbezpieczony granat, drugÄ… podprzedniÄ… szybÄ… poÅ‚ożyÅ‚a ostatniÄ…, siódmÄ… elektrycznÄ… perlÄ™, ale oznaczonÄ… numerem jeden.Numerologiczny nawias zostaÅ‚ zamkniÄ™ty.- Sztuka ojca nas wyzwoliÅ‚a - rzekÅ‚ Albertyn.- StaliÅ›my siÄ™ artystami. Ponad życiem,ponad Å›wiatem. - zaczÄ…Å‚ recytować Confíteor, jak ostatniÄ… modlitwÄ™.-  JesteÅ›my panamipanów, nie kieÅ‚zani żadnym prawem, nie ograniczeni żadnÄ… ludzkÄ… siÅ‚Ä…!- A wy wszyscy i tak już wkrótce pójdziecie za nami!- zawoÅ‚aÅ‚a Ewelina.- WÅ‚aÅ›nie tÄ…drogÄ…! W ogieÅ„ i mrok!Samochód ruszyÅ‚ i natychmiast skrÄ™ciÅ‚ na tory, w stronÄ™ tunelu.ZatrzÄ™sÅ‚o nim izarzuciÅ‚o, gdy wjechaÅ‚ na podkÅ‚ady, ale BiaÅ‚ozimski wyrównaÅ‚ i przyspieszyÅ‚.CitroenyszczyciÅ‚y siÄ™ solidnymi resorami, w sam raz na polskie drogi.DrwÄ™cki patrzyÅ‚ za nimi bez jednej myÅ›li w gÅ‚owie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki