[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To chyba żadna tajemnica i niema o co kruszyć kopii.Pewnie ma rację, uznała.Nie ma sensu budzić w sobie nowych podejrzeń,i bez tego miała zamęt w głowie.- Ale wiesz co? Zabierz mnie do miasta.- Jasne.To wycieczka w sprawach służbowych czy dla przyjemności? -zapytał, gdy razem szli do hangaru na łodzie.- Ajak myślisz?Roześmiał się.- Cóż, obecnie nie za wiele mamy ani jednego, ani drugiego.Kiedy mijalipomost, spojrzała na poszarzałe deski i tłumaczyłasobie, że wcale nie widziała tu Noaha, że to tylko wyobraznia i mgłapłatają jej figle.Omamy i tyle.Ian przewiózł ją na stały ląd i obiecał, że po nią wróci, ale podziękowała,więc poszedł do baru Pod Słonym Psem na spotkanie z blizniakiem.Pierwszy przystanek: posterunek policji w Anchorville, gdzie miała sięspotkać z detektywem Wesleyem Snyderem.- Pani Garrison, bardzo mi przykro, ale nie mamy żadnych nowych tropów.- Snyder podniósł wzrok znad biurka zawalonego papierami.Był wysokim,potężnym mężczyzną.Miał podwinięte rękawy koszuli.Zwiatło odbijało się odjego łysej głowy.Patrzył na Avę ze szczerą troską w oczach.Jego biuro byłociasną klitką, oddzieloną przepierzeniami od innych, równie ciasnychpomieszczeń.Mimo wytłumiających ścian słychać było odgłosy posterunku -dzwonki telefonów, rozmów, echo kroków, szum drukarek i kserokopiarek.Ava przycupnęła na niewygodnym krześle i usiłowała przemówić dorozsądku jedynemu człowiekowi w biurze szeryfa, którego uważała za swojegosprzymierzeńca.- Po prostu pomyślałam sobie, że gdybym mogła przejrzeć pańskie notatki,wszystko, co udało się panu zebrać, i porównałabym z tym, co sama ustaliłam,może udałoby nam się dostrzec coś, co do tej pory umykało naszej uwadze -wyjaśniła, ale wyczytała odpowiedz z jego wzroku, zanim się odezwał.- Przykro mi, już to przerabialiśmy.- Jestem matką Noaha.- To bez znaczenia.Nie wolno mi udostępniać naszych akt osobompostronnym.To mogłoby zaszkodzić sprawie i pani dobrze o tym wie.- Minęły dwa lata.Podrapał się w kark.- Wiem, ale nie mogę łamać zasad.Jeśli natomiast ma pani coś, comogłoby nam pomóc, zamieniam się w słuch.- Nie, nie mam żadnych konkretnych dowodów, jeśli o to panu chodzi.Tylko to, co pamiętam z tamtego wieczoru.Sięgnął po graby segregator, wyjął z kieszeni marynarki okulary doczytania i wsunął je na czubek nosa.- Co my tu mamy.- Przeglądał akta, aż znalazł to, czego szukał.Chrząknął z zadowoleniem i wyjął plik kilkunastu kartek.Przejrzał je pobieżnie ipołożył na biurku.Rozpoznała je - to były jej zeznania z tamtej feralnej nocy.- Oto, co od pani dostałem.I jeszcze to.- Ponownie zajrzał do akt iwyciągnął kolejny plik, tym razem z przesłuchania, które nagrano i potemprzepisano.Powiedziała tam to samo, co spisała w ciągu ostatnich dni.- Chcepani coś dodać? - zapytał miękko.Zrobiło jej się głupio, gdy przypomniała sobie, w jakich okolicznościachskładała zeznania.Byli wtedy w domu, w jadalni.Na stole stał malutki policyjnydyktafon, który rejestrował wszystko, co mówiła, co chwilę migając czerwonądiodą.Opowiadała o przyjęciu, o tym, gdzie kto był, wszystko, co zapamiętała.To samo, co spisała.- Nie - przyznała i poczuła, jak na jej twarz wypełza rumieniec.-Towszystko, co pamiętam.Odłożył kartki na biurko.Przyglądał się jej ciepło, wyrozumiale.- Jeśli pani sobie coś jeszcze przypomni, proszę poinformować mnie alboinnego funkcjonariusza.Obiecuję, że dam pani znać, jeśli pojawią się nowetropy.- Wstał, dając do zrozumienia, że spotkanie dobiegło końca.To oczywiste, że policja nie zechce jej wysłuchać bez konkretnychdowodów, czegoś więcej niż spekulacje, wizje czy marzenia.Wyszła na dwór i odetchnęła głęboko.Znad Pacyfiku nadciągały niskie,szare chmury.Niespokojny wiatr hulał na nabrzeżu, a powietrze ochłodziło się okilka stopni, odkąd weszła do budynku.Zawiązała pasek płaszcza i pokonała siedem przecznic dzielących ją odsalonu piękności Tanyi.O chodnik uderzały pierwsze krople deszczu, kiedy weszła pod pasiastąmarkizę nad zakładem.Pchnęła drzwi, a wnętrze wypełnił delikatny dzwiękstaroświeckiego dzwonka.Pod ścianą stały trzy stanowiska do mycia głowy -wszystkie różowe, podobnie jak fotele i małe kryształowe żyrandole pod sufitem.Tylko jedno miejsce było zajęte.Klientka odchylała głowę do tyłu, a fryzjerkaspłukiwała z jej włosów gęstą pianę.Powietrze przesycał zapach chemikaliów.- Cześć, Avo.- Hattie, fryzjerka i kosmetyczka w jednym, odwróciła sięprzez ramię.- Tanya jest na zapleczu.O tak, dobrze.- Ostatniesłowa były skierowane do klientki, która już usiadła, a Hattie delikatnieowijała jej włosy ręcznikiem.Ava ominęła niezmiecione ścinki włosów na podłodze, przeszła obokdwóch pustych foteli fryzjerskich i wielkiej fotografi Marilyn Monroe na ścianie,po czym zapukała do drzwi.Otworzyła je i zobaczyła Tanyę pośrodkuniewykończonego zaplecza.Znajdowały się tam toaleta, umywalka i pralka zaniskim przepierzeniem; poza tym pomieszczenie było puste i, sądząc potemperaturze, jeszcze nieogrzewane.Tanya nie zdjęła gumowych rękawiczek, które wkładała do farbowaniawłosów, miała też na sobie fartuch osłaniający jej długą spódnicę i sweter.- Cześć - zawołała, gdy Ava weszła do środka.- Po raz tysięcznykombinuję, jak upchnąć tutaj stanowisko do manikiuru i łóżko do woskowania, amoże jeszcze solarium i stół do masażu.Problem w tym, że muszę mieć dojściedo pralki i suszarki, drzwi ewakuacyjnych i cholera wie co jeszcze.-Zdenerwowana, ściągnęła rękawiczki, cisnęła do kosza koło pralki, a potempodeszła do Avy i uściskała ją serdecznie.- Tak się cieszę, że cię widzę.Nie bójsię, nie będę cię zanudzać opowieściami o problemach z robotnikami, ciasnotą icenami.Zresztą i tak ciągle o nich myślę, może w końcu trochę się od tegooderwę.Chodzmy coś zjeść.Umieram z głodu.- Już rozwiązała fartuch i sięgnęłapo kurtkę wiszącą na wieszaku.- Super.- U Guida?- Chyba czytasz mi w myślach.Tanya uchyliła drzwi i zajrzała do salonu.- Urywam się na jakieś dwie godzinki, Hattie.- Spoko, popilnuję interesu - padło ze środka.Tanya zapięła kurtkę i wraz z Avą podeszła do tylnego wyjścia.Wyjęłaróżową parasolkę ze stojaka, otworzyła drzwi i przepuściła przyjaciółkę.Deszczsmagał popękany asfalt alejki na tyłach ciągu budynków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Vina Jackson Osiemdziesišt dni 03 Osiemdziesišt dni czerwonych
- Vina Jackson Osiemdziesišt Dni 05 Osiemdziesišt Dni Białych
- Chris A Jackson [Weapon of Fl Weapon of Vengeance (epub)
- Chris A Jackson [Scimitar Sea Scimitar's Heir (retail) (epub)
- Lilian Jackson Braun 26 Kot, który mówił po indyczemu
- Vina Jackson 01 Osiemdziesišt dni żółtych
- Smith Lisa Jane Wizje w mroku 01 Tajemnicza Moc
- Ellison J. T. Taylor jackson Umarli nie klamia(1)
- Ellison J. T. Taylor jackson Umarli nie klamia
- Mortka Marcin Karaibska krucjata 01 Płonacy Union Jack
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkla.opx.pl