[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7ładne z nas nie odezwało się ani słowem.Całą uwagę skoncentrowa-łam na kołyszącej się zasłonie, próbując pokonać kolejne fale bólu.Terazjego centrum nie mieściło się już w plecach, lecz w dole brzucha, a skur-cze obejmowały nawet uda.Po dziesięciu minutach dorożka się zatrzy-mała.Shaker pomógł mi wysiąść.- Gdzie jesteśmy? - spytałam.Rozejrzałam się po słabo oświedonej ulicy, przy której stały rzędyładnych, dwukondygnacyjnych domków z tarasami i ceglanymi fasadami.Wysokie, proporcjonalne drzwi i okna miały spory urok.Zauważyłam, żeschody i parapety były porządnie wyczyszczone i pobielone.Położyłamdłoń na podbrzuszu, próbując zmniejszyć ucisk.- W Evertonie, na północy miasta.Tu właśnie mieszkam.na White-field Lane.Shaker otworzył drzwi i wprowadził mnie do środka.Wszędzie pano-wała ciemność, tylko z kominka w pokoju po lewej stronie dobiegałaodrobina czerwonego blasku.Shaker lekko popchnął mnie lewą dłonią,więc poszłam wąskimi schodami w stronę podestu.Pod pierwszymidrzwiami widać było wąską smużkę światła.Shaker się zawahał.W tymmomencie w drzwiach pojawiła się wymizerowana siwowłosa kobieta zezniszczoną Biblią w jednej ręce i świecą w drugiej.- Co to ma znaczyć? - spytała szorstko, wysuwając świecę w mojąstronę.- Kto to?Zauważyłam, że bacznie przygląda się mojej sukni i fryzurze.Wie-działam, że przynieśliśmy ze sobą zapachy szynku: alkoholu, tytoniu ipotu.- Młoda kobieta w potrzebie, matko - powiedział Shaker.Nie miałam już siły dłużej stać.Przywarłam do rękawa Shakera, a onotoczył mnie ramieniem, żebym nie upadła.Oparłam czoło o jego pierś.- W potrzebie? - powtórzyła kobieta.- Z tego, co widzę, jest pijana.Jak śmiałeś przyprowadzić do domu pijaną prostytutkę?SR Odwróciłam się, by na nią spojrzeć.Podeszła tak blisko, że poczułamna twarzy ślinę, która prysnęła z jej ust.- Sprawiasz mi ogromny zawód swoim zachowaniem, chłopcze.a cogorsza, sprawiasz zawód swojemu Panu.- Niczego nie rozumiesz, matko.- Może to prawda, ale nie zniosę obecności pod moim dachem jakiejśpanienki spod latarni.Głowa starszej pani zakołysała się na cienkiej, pokrytej zmarszczkamiszyi, kiedy pochyliła się, żeby mi syknąć prosto w twarz:- Cudzołożnica.Shaker ją zignorował.- To nasz dach, matko, nie twój.- Podaj mi chociaż jeden powód, dla którego miałabym na to pozwo-lić, Shakerze.- Ot, choćby ze względu na chrześcijańskie miłosierdzie.Wyraz twa-rzy kobiety się zmienił.Zrobiła krok do przodu.Pod wpływem bólu ugię-ły się pode mną kolana.Jęknęłam, czując ogromny nacisk.Trzymałamsię mocno surduta Shakera, żeby nie upaść.Czułam na plecach drżeniejego rąk.- Ona lada chwila zacznie rodzić, matko.Potrzebuje pomocy.- Nie wygląda na to, żeby była w ciąży.Chociaż to możliwe, ponie-waż jest chuda, koścista i wymizerowana przez ciągłe cudzołożenie.Kobieta ponownie się do mnie zbliżyła i najpierw spojrzała na mójbrzuch, potem na moje palce pozbawione jakichkolwiek pierścionków, wkońcu na moją twarz.- Dlaczego ją tu przyprowadziłeś? Nic cię z nią nie wiąże, prawda?Jej kaprawe oczka tym razem przyglądały mi się podejrzliwie i z wy-raznym strachem.- Czy w jakiś sposób jesteś odpowiedzialny za jej stan, synu? Po-wiedz mi, że nie masz wobec tej kobiety żadnych zobowiązań.Proszę.Ostatnie słowo zostało wypowiedziane szeptem.- Proszę.- Zawtórowałam, gdy ucisk niczym żelazne szczypce roz-rywał moje kości.- Proszę mi pomóc.SR Shaker niemal wniósł mnie do ciemnego pokoju.Jego matka weszłaza nami.Na ścianach tańczyły monstrualne cienie rzucane przezjej świe-cę.- Dlaczego nie poszła do domu, tam gdzie jej miejsce?- Została okradziona z wszystkich pieniędzy.Dziś wieczorem wszę-dzie są takie dumy.- Shaker urwał.- Poza tym potrzebuje pomocy -powiedział.- Wyjdz, matko.Wracaj do swojego pokoju.- Mówił cichym,ale zdecydowanym tonem.-Proszę.To nie twoja sprawa.Kobieta nie odezwała się ani słowem; wyszła, zabierając świecę i za-mykając za sobą drzwi.Nie panowałam już nad swoim ciałem.W ciemności słyszałam, żemój głos przypomina dziwny, świergotliwy pisk.Shaker położył mniedelikatnie na miękkiej powierzchni.Rozległ się cichy trzask, a potembłysnął nikły płomyk, kiedy przytknął zapałkę do knota lampy.W jejświede zobaczyłam, że leżę na wąskim materacu.Odnosiłam wrażenie, żeból za każdym razem jest coraz silniejszy, a okresy między skurczamistają się coraz krótsze.Daleki wybuch oznaczał, że rozpoczął się pokazsztucznych ogni.Czułam, że coś rozdziera mnie na dwoje.- Jest za wcześnie.O wiele za wcześnie - szepnęłam, podciągając ko-lana i rozsuwając nogi, gdy Shaker rozpalał ogień w niewielkim komin-ku.- Wiem - powiedział sam do siebie.- Poza tym sprawa posunęła się owiele za daleko, żeby powstrzymać poród.- Nie wiem, co robić - wyznałam, ciężko dysząc.Co gorsza, zaczy-nam się bać  pomyślałam.Ręce Shakera bardzo się trzęsły, kiedy mył je w misce.Woda prysnęłamu na surdut, więc go zdjął.Okno trzeszczało pod naporem wiatru.- Ale ja wiem - zapewnił mnie, podchodząc.- Proszę mi ją pokazać.- To tylko panią zdenerwuje, panienko.- Powiedziałam, że chcę ją zobaczyć.SR Wszystko poszło szybko i sprawnie.Nie protestowałam, gdy Shakerwydawał mi polecenia, podciągał do góry moją sukienkę, rozwiązywałgorset i zdejmował reformy.Potem położył swoje ogromne, kościste ręcena moim brzuchu i cicho mówił, co mam robić.Gdy nadeszły najgorszebóle, dał mi czysty kawałek bawełny do zagryzienia.Kiedy było powszystkim, wyjął spode mnie brudne prześcieradło i rozłożył świeże,przyniósł dodatkową podkładkę, ciepłą wodę i miękką fla-nelę do mycia.Zostawił mnie samą, a wtedy zdjęłam suknię i gorset, po czym powoliumyłam się od stóp do głów.Moje ruchy były wolne i niezgrabne.Kiedyskończyłam, położyłam się z powrotem na łóżku.Jeszcze nie nadszedł ranek, chociaż miałam wrażenie, że świado lam-py było odrobinę słabsze, a ciemność straciła swą czerń.Wiatr gwizdał woknie.- To moja córeczka.Mam prawo ją zobaczyć.Próbowałam mówić zdecydowanym głosem, mimo to drżałam, cho-ciaż byłam owinięta kocem.Shaker uchylił okno, a do pokoju wpadłozimne, świeże powietrze, które jakimś cudem pachniało zielenią.Pokazysztucznych ogni skończyły się dawno temu, a z ulicy nie dochodziły żad-ne odgłosy.Nawykłą do ustawicznego stukotu i krzyków na Jack Street,nie mogłam się przyzwyczaić do niesamowitej ciszy, jaka panowała wciemnym pokoju.Shaker przez następną chwilę bacznie mi się przyglądał, potem pod-szedł do umywalki, w której stała porcelanowa miednica.- Proszę zaczekać.Kiedy zamknęłam oczy, usłyszałam cichy plusk i delikatny szelest.- Co pan robi? - spytałam, próbując wygodnie usiąść i owinąć ramio-na kocem.Bez słowa podszedł do łóżka, kucnął obok mnie i opuścił miednicę.Spojrzałam na maleńką istotkę, owiniętą w czystą lnianą chusteczkę donosa.Miniaturowy całun.Dotknęłam jej palcem wskazującym.Leżała na boku.Shaker wymył ją: miała czystą skórę, jasnobłękitnąjak pierś gołębia, a jej ciało pokryte było delikatnym meszkiem.ByłaSR idealnie zbudowana, ale maleńka, miała przezroczyste powieki i paznok-cie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki