[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I Adrianę.Pokręciła lekko głową.- Adriana nie była dzieckiem twojego ojca.- Słyszałam - odparłam.- Kiedy umierał, powiedział, że nie wolno ci mówić o dziewczynce.Nie mów o dziewczynce.Słyszałam to, Glory.Uśmiech nie zniknął z jej twarzy.- Tak.Powiedział to.Ale nie chodziło mu o Adrianę.Miał na myśliciebie.To ty jesteś tą dziewczynką.Nagle przypomniałam sobie, jak spojrzała na mnie Glory, gdy ojciecwypowiedział te słowa.- Rozumiem - powiedziałam, unosząc podbródek.-Chciał mnie chronić.Chciał, żebym nadal wierzyła, że kobieta, która mnie wychowała, byłamoją matką.Ponieważ mnie kochał.Mój ojciec mnie kochał - mówiłamjeszcze głośniej.- Twój ojciec? - zakaszlała, a jej twarz ściągnęła się z wysiłku.- Chceszmówić o wielebnym Fincastle? Chcesz grać z Glory w grę matka-ojciec?Chętnie zagram.- Z prawej dziurki w jej nosie wyciekła strużka krwi.Znów zakaszlała, a strużka zrobiła się gęstsza.- To nie jest gra.Chcę tylko usłyszeć prawdę.Zasługuję na prawdę,Glory.Przynajmniej już się nie uśmiechała.- Dobrze - powiedziała i przyłożyła knykcie zdrowej ręki do nosa.Odsunęła rękę i spojrzała na rozmazaną krew.- Nie ma powodu, byukrywać sekrety.- Uniosła koniec sari i wytarła krew.Zamknęła oczy.-Po tak długim czasie wyrzuciłam z pamięci te rzeczy.Nie mają już zna-czenia.Nie powiedziała nic więcej i myślałam, że zasypia oparta o róg kanapy.Gdy nie mogłam tego dłużej znieść, wybuchnęłam.- Ale ja się domyśliłam, prawda? Jesteś moją matką? Kiedy sięurodziłam, moja mat.- Jak miałam teraz nazywać kobietę, którą zawszeuważałam za swoją matkę? - Oddałaś mnie.Oddałaś, żeby mniewychowywała jako swoje dziecko.- Przeszłam na hindi, bo chciałam, byGlory mówiła do mnie w swoim ojczystym języku.Nie znosiłam jejmizdrzącego się angielskiego głosu. Kiedy wypowiedziałam pierwsze zdanie, otworzyła oczy.Na jej twarzynie widać było żadnych emocji.- Musisz poznać stare sekrety? - zapytała nadal po angielsku.Nagleutkwiła wzrok w rozbitym pianinie.Ja też na nie spojrzałam;wykrzywiona klawiatura przypominała upiorny uśmiech wyłamanychzębów Glory.- Ajajaj.Moje bardzo piękne pianino.- Wzruszyła ramionami.- A więcPree chce wiedzieć - ciągnęła po angielsku.- Nawet ja nie myślę o tymtak długo.Nie obchodzi mnie to.Dla mnie to nic.To było tak dawno.Ilemasz lat? Osiemnaście? Dziewiętnaście? Tyle lat.Każesz mi przypo-minać stare historie.Więc ci powiem.Czemu nie? Jesteś teraz niczym.Nikt o ciebie nie dba.Nie ma sensu tak długo trzymać tego w tajemnicy.Krew pulsowała mi w uszach.Siedziałam nieruchomo, jakby w moimciele mogła się rozbić jakaś delikatna rzecz, gdybym nagle się poruszyła.- Nikt nie dba - powtórzyła.- Nikt nie dba od dawna.Milczałam, kiedySamuel żył, bo mi kazał.Więc dawno temu, kiedy do nas przyszłaś,Samuel powiedział: jeśli powiesz, przepędzę cię.Zostawisz Kaia iwrócisz do dawnego życia.Mówię mu, Samuelu, jeśli każesz mi odejść,powiem mem Fin o Kaiu.On na to: dobrze, dobrze, powiedz memsahib.Powiedz memsahib, zostaw Kaia i idz sobie.On jest moim synem.Memsahib będzie jego matką.Zobaczyłam wyraznie tę scenę.Ojciec i Glory szantażowali sięnawzajem, by zachować swoje sekrety.Glory oddawała się ojcu, kiedytylko miał na to ochotę, bo wiedziała, że dzięki temu ma nad nim władzę.I wiedziała, że nigdy jej nie wyrzuci.Każde z nich grało w swoją grę,wiedząc, że drugie spełnia wszystkie potrzeby. Kiedy do nas przyszłaś", powiedziała.- Kiedy przyszłaś, mówię tak, zrobię, co chce, obiecam.Mem Fin żyła wszalonym świecie, nawet wtedy.Dziecko -Alice Ann - umiera i mem tracirozum.Płacze, płacze cały dzień i noc.Samuel jest chory, długi czas.-Dotknęła swojej lewej piersi.- Chory jak zawsze, tu w środku.Nic nie może robić.Misja wAllahabadzie niedobra: Samuel chory na ciele, mem na głowę.Chce tylkodziecka.Chłopca, dziewczynkę, obojętne, tylko dziecka.Ale niehinduskiego.Może wziąć wiele hinduskich dzieci; małe dziewczynkiwszędzie.Ale ona chce białe dziecko.Angielskie.W pokoju panował absolutny spokój.Choć wyimaginowane odgłosydeszczu i nieba ucichły, rozlegało się prawdziwe, głośne bzyczenie:między listewkami żaluzji utknęły muchy.Wnętrze zalewał żarpołudniowego słońca; twarz miałam mokrą od potu.Otarłam czołowierzchem dłoni.Glory ostrożnie oblizała usta.- Zrób mi herbaty.Dużo gorącego mleka.Cukier.A potem ci powiem, jaktu przyszłaś.Nie mogłam jasno myśleć. Kiedy do nas przyszłaś".Nie  kiedy sięurodziłaś".Powiedziała:  Jak tu przyszłaś".Czy mogłam wierzyć Glory,kiedy mówiła, że nie jest moją matką?- Herbata, teraz - zażądała.- Nie ma mleka.Marta uciekła  powiedziałam i wyszłam.Moje ręcesame wiedziały, co robić.Głowa nie musiała im nic podpowiadać.Czułam, jakby wnętrze mojej czaszki było powleczone jakąś gęstą i lepkąsubstancją.Trudno było mi patrzeć i słyszeć, ale moje ręce poruszały się zintensywnością osoby niewidomej, która nie zwraca na nic uwagi, tylkokoncentruje się na tej jednej czynności.Jakbym robiąc herbatę, zdawałajakiś egzamin, używała klucza, by coś otworzyć i otrzymać za to nagrodę.Rozpaliłam ogień w piecu z cegieł.Nabrałam świeżej wody ze studni inalałam ją do miedzianego garnka.Usiadłam.W końcu zobaczyłam, żewoda się gotuje; nie zauważyłam pierwszych banieczek przy ściankach,powolnego bulgotania, a potem wściekłych pęcherzyków wypływającychna powierzchnię.Owinęłam wokół dłoni kawałek maty, chwyciłam rączkę garnka i wlałamwodę na liście herbaty, które wcześniej wsypałam do starego mosiężnegodzbanka. Zaniosłam dzbanek i miedzianą puszkę na cukier do domu.Postawiłam jena stoliku przed Glory.- Chcę porcelanową filiżankę - powiedziała w końcu w hindi - a nie tenmiedziany kubek, który podsuwałaś mi przez kilka ostatnich dni.Zauważyłam, że powoli powraca jej poczucie wyższości.Weszłam do jadalni i znalazłam na podłodze łyżeczkę i filiżankę wkwiatki.Wróciłam z nią do sypialni i nalałam herbatę, dodając dwieczubate łyżeczki brązowego cukru, i zamieszałam.Postawiłam filiżankęprzed Glory.- Bez spodeczka? - zapytała.Nie odpowiedziałam.Lewą ręką ujęła filiżankę, próbując zakrzywić mały palec, ale wyglądałoto niezgrabnie.Podniosła do ust, dmuchając na parujący, pachnący płyn.Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz jadłam lub piłam.Wróciłam na krzesło i usiadłam.Patrzyłam, jak Glory powoli pije.Jedenłyk.Drugi.Potem trzeci i czwarty.- Słyszałaś o sipajach i ich buncie przeciwko Anglikom? -spytała Glory,odstawiając filiżankę na stolik.Skinęłam głową.Stare historie, którymi kiedyś straszyła mnie matka,nadal żyły w mojej pamięci.- Nalej mi jeszcze herbaty - poprosiła.Podałam jej filiżankę.- Sipajowie mieli swój okrzyk bojowy - powiedziała, sięgając po pełnąfiliżankę, którą trzymałam w wyciągniętej ręce.- Nadal go pamiętam.Sara lal hai, krzyczeli.Sara lal hai.Filiżanka wyśliznęła mi się z ręki i rozbiła na podłodze.Herbata oblałabrzeg sari Glory i moje bose stopy.Parzyło.Pomyślałam o mojej matce wpłomieniach.- Ajajaj.Niezgrabna dziewczyna.Nalej jeszcze jedną.Cofnęłam się tylko.Nogi nagle zaczęły mi się trząść,zasłoniłam oczy ręką i skuliłam ramiona, jakby w oczekiwaniu na cios.Sara lal hai.Wszystko jest czerwone.Wody Rawi znów zamknęły sięnad moją głową; czułam jej po- tężny prąd, dusiłam się od miedzianego odoru, gdy woda zalewała mi nos [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki