[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drżący prędkościomierz wskazywał sześćdziesiąt mil na godzinę.Jechała od piętnastu minut i właśnie zbliżała się do zakrętu, gdy wydało jej się, że wpobliżu słyszy odgłos innego silnika.Wdepnęła hamulec, aż strzałkaszybkościomierza zatrzymała się na dwudziestu, poczym gwałtownie zjechała z drogi po stromym poboczu.Dżip przedarł się przezchaszcze.Poczuła szarpnięcie, gdy samochód uderzył w niewielkie drzewo, złamałje i podskoczył raptownie.Szarpnęła kierownicą, o włos unikając najechania napotężny pień, który by nie ustąpił.Gałęzie podrapały jej twarz.Popłynęła krew.Dżip wjechał jakieś trzydzieści stóp w głąb dżungli.Ewa wyłączyła silnik.Dobiegł do niej niski dzwięk motoru innego, zbliżającego się samochodu.Usłyszała, jak wóz zwolnił, gdy dojechał do zakrętu, i jak obroty silnika wzrosły,kiedy wyszedł na prostą.Niemal poczuła na sobie wzrok jadących mężczyzn,wyobraziła sobie, że dostrzegają przesiekę w dżungli, zatrzymują się i podchodzązaintrygowani.Była łatwym celem.Dżip się zbliżał; widziała jego światła, byłapewna, że ścigający ją zauważą.Samochód jednak przejechał.Nie mogąc w to uwierzyć, patrzyła, jak się oddala.Poczekała, aż warkot motoruucichnie, po czym zapaliła silnik i wyjechała z dżungli na pobocze.Przezzatrważającą chwilę koła buksowały w grząskiej ziemi.W końcu natrafiły na twardygrunt i po chwili wjechał na drogę.Pędziła dalej, wyobrażając sobie ludzi Frazera, gnających w tę i z powrotem podrogach, zapuszczających się w głąb dżungli.Inni zapewne szukali na równinach, wokolicach Zatoki Halong.Skręciła w drugą stronę i odniosła jedno niewielkiezwycięstwo.Teraz musieli już przeszukiwać dwie drogi.Z każdą milą Ewa czuła nowe tchnienie wolności.Zaczęła ogarniać ją dzika euforia,którą starała się stłumić.Spojrzała na zegarek.Jechała już od ponad godziny.Dżungla po bokach przerzedziła się, ustępując równinom.Zrobiło się widniej iwidoczność była lepsza.Pusta droga rozpościerała się przed nią kusząco.Już zaczynała mieć nadzieję na zwycięstwo, gdy daleko przed sobą zobaczyłaświetlny punkcik, błyszczący niczym złowrogie oko.Ewa poczuła, jak kurczy jej siężołądek.Punkcik rósł coraz bardziej.Teraz usłyszała również ryk silnika.Niewyraznie widziała zbliżający się pojazd.Jego pasażerowie jeszcze nie byli wstanie Ewy dostrzec.Jechali z zapalonymi światłami, jej były wyłączone.Miałaokoło minuty, zanim spostrzegą wóz.Jedna minuta do namysłu.Było wpół do trzeciej.Dżip o tej porze, pędzący przezpustkowie, niemal na pewno należał do ludzi Frazera.Ewa zdała sobie sprawę, żejego nazwisko wciąż powraca echem, żyje w jej umyśle.%7łądza zabijania nie zginęławraz z Frazerem.Była przekonana, że to jego ludzie jadą tym dżipem.W każdymrazie musiała postępować tak, jakby była tego pewna.Nie starczy czasu, żeby tosprawdzić, nie będzie miała drugiej szansy.Nie chciała zabijać to było dla Ewyjedyne pocieszenie.Nie miała się gdzie ukryć.Pola ryżowe po obydwu stronachpochłonęłyby dżipa.Ewa wysiadła, pozostawiając samochód z włączonym silnikiem, i po-biegła jak najszybciej mogła w stronę nadjeżdżającego pojazdu.Miała okołotrzydziestu sekund, zanim pasażerowie dżipa ją dostrzegą.Chwilę przed tym, nimdosięgły ją światła reflektorów, w odległości trzystu jardów zwolniła, wyciągnęłapistolet zza spodni i zeskoczyła z drogi.Wpadła do wypełnionego wodą rowu.Cuchnąca ciecz sięgnęła jej do pośladków, krępując ruchy.Czekała w napięciu, aż zbliżający się dżip znalazł się tuż przy niej.Wtedywygramoliła się z błota na drogę, prosto w blask reflektorów.Teraz samochód byłodległy jedynie o dziesięć jardów i jechał prosto na nią.Sekundę zajęło Ewieskupienie się i wycelowanie, po czym wystrzeliła cztery pociski w prawą przedniąoponę.Rozległ się krzyk i pojazd zatoczył się gwałtownie na prawo.Ewa rzuciła się wlewo.Na przednim siedzeniu rysowała się sylwetka Le Maia, walczącegorozpaczliwie z kierownicą.Ewa widziała go przez ułamek sekundy, zanim zatoczyłsię, zjechał z drogi i wpadł w moczary.Przekręcił się dwukrotnie i spoczął kołamido góry.Ewa patrzyła, jak powoli grzęznie w błocie, słyszała przyprawiające omdłości bulgotanie.Odwróciła się.Takiego wypadku nikt nie mógł przężyć.Podbiegła do swojego dżipa i wsiadła.Przez dwie minuty, dla pewności,,obserwowała mokradła.Nic się nie poruszało.Drżącą ręką zwolniła ręczny hamuleci odjechała.Rozdział 53Andrew Stormont siedział nad brzegiem spokojnej Zatoki Halortg i czekał.Byłatrzecia trzydzieści nad ranem.Poza przemykającymi się od czasu do czasu kotaminie dostrzegł nigdzie żywej duszy.Zbłąkane nocne marki już dawno udały się dodomów na spoczynek, a rybacy mieli wypłynąć łodziami na zatokę dopiero za paręgodzin.Stormont siedział w samochodzie, który załatwili mu jego ludzie.Czekał na głównejulicy, będącej jednocześnie jedyną drogą dojazdową do osady.Podczaswcześniejszego badania terenu ludzie Stormonta odkryli śmigłowiec Toma, a zrozkładu lotów wiedzieli, że helikopter powinien się teraz znajdować w Hanoi.Zastali Toma pijanego w barze.Wypytując go subtelnie, ustalili, iż przywiózł Ewę zHanoi i że odjechała kilka godzin wcześniej.Stormont wiedział, dokąd się udała.Minął się z nią i to prawdopodobnie już nazawsze.Teraz z zadziwiającą łatwością zrozumiał logikę planu Ewy i zaskoczyłogo, że nie potrafił tego przewidzieć.Wydawało mu się, że sam stanowi siłęsprawczą.Niedobrze mu się zrobiło, gdy zdał sobie sprawę z własnej pychy iporażki.Przez zaślepienie pozwolił jej dokonać tego, czego tak pragnęła.Siedział sam przytłoczony odpowiedzialnością.Czekał wbrew logice.Wiedział, żepogoń byłaby bezowocna.Udanie się do obozu Frazera w ogóle nie wchodziło wrachubę.Stormont nie miał wystarczająco dużo ludzi, żeby podołać nieuniknionejkonfrontacji, poza tym zorganizowanie takiej wyprawy przekraczało jegomożliwości.Podjęcie bezpośredniej akcji przeciwko Frazerowi zupełnie niemieściło się w kompetencjach Stormonta.Ewa dokonała wyboru i było już zapózno, żeby ją powstrzymać.Stormontowi pozostało jedynie czekać i mieć nadzieję.Chciał tu pozostać do świtu.Potem wróci do Hanoi.Wyprostował się nagle, słysząc odległy odgłos silnika.Wysiadł z wozui sprawdził pistolet w naramiennej kaburze.Stanął obok samochodu i czekał.Warkot motoru stał się głośniejszy.Pojazd zbliżał się w ciemności, z wygaszonymi światłami.Po chwili, gdy podjechałbliżej, Stormont rozpoznał kształt dżipa, pędzącego z dużą prędkością.Wóz zatrzymał się jakieś trzydzieści stóp przed Stormontem i kierowca wysiadł.Stormont ujrzał idącą w jego kierunku Ewę.Gdy się zbliżyła, niemal się cofnął.Wyglądała, jakby wykąpała się we krwi.Zobaczył, że sięga za pas, i ujrzałwymierzony w siebie pistolet.Patrzył jej w oczy.Spojrzenie Ewy było twarde*zimne, zdecydowane. Po co ten pistolet, Ewo?Wciąż zbliżała się do Stormonta.Była przekonana, że go tutaj zastanie.Gdy doniego podeszła, oddech uwiązł Ewie w gardle.Odezwała się z tłumionąwściekłością: Ktoś chciał mnie zniszczyć, pozostawił dane o moim uzależnieniu, stare rejestrymedyczne, właściwie mnie zabił.Tylko trzy osoby miały dostęp do tych informacji szef, ty i Giles Aden.Stormont odezwał się bardzo cicho. Ja tego nie zrobiłem. To oczywiste, że tak mówisz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Graham Heather (Pozzessere Heather Graham) Tajemnice zamku Lochlyre (Mordercza gra)
- KaseyM Romney Marsh 06 Podwójna gra panny Lisette
- 206. Harlequin Romance Wentworth Sally Podstępna gra
- Edwards Eve Kroniki rodu Lace Gra o milosc
- Palmer Diana Gra o wysokš stawkę
- Zafon Carlos Ruiz Gra Anioła (2)
- Zafon Carlos Ruiz Gra Anioła
- Allende Isabel Ripper gra o zycie
- Wentworth Sally Podstępna gra
- Salvatore R.A. Dziedzictwo Mrocznego Elfa 1 Dziedzictwo
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- cukrzycowo.xlx.pl