[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wrzucono go do środka i zatrzaśnięto drzwi.Poczuł ostre uderzenie w plecy i natychmiast pogrążył się w ciemnościach. PIEZC MIAOSNAW krainie Władcy Rzek dzień właśnie ustępował miejsca wieczorowi.Czarodziejskie istotyz Elderew porzucały swoje zajęcia i zaczynały zapalać lampy wzdłuż ścieżek i alei obsadzonychdrzewami, przygotowując się do nadchodzącej nocy.Pośród tych wszystkich olbrzymich, starychdrzew, tworzących ich miasto i stanowiących schronienie, panowało niezwykłe ożywienie.Mieszkańcy biegali po konarach i gałęziach, w górę i w dół między równomierniewydłużającymi się cieniami i wśród gęstniejącej mgły.Elfy, nimfy, kelpy, najady, chochliki,duszki wszelkich kształtów i form, istoty z zaczarowanego świata otaczającego dolinę Landover.Wśród nich były zarówno te, które zostały skazane na wygnanie, jak i te, które same uciekły odżycia nie dającego im zadowolenia, choć przecież ich życie trwało już wieczność.Władca Rzek stał na skraju parku, za którym rozciągało się jego ukryte leśne miasto i dumałnad utraconym rajem.Był wysokim, szczupłym elfem o chropawej skórze srebrnego koloru, ubranymw powłóczyste szaty zielonej barwy lasu.Gdy oddychał, skrzela po bokach jego szyi lekko się poruszały.Jego głowę i przedramionaporastały gęste, czarne włosy, a w dziwnej, jakby kwadratowej głowie zagłębione były oczyo stanowczym i przenikliwym spojrzeniu.Przybył do Landover na samym początku istnienia tejkrainy, przyprowadzając tu swoich ludzi, dobrowolnych uchodzców, którzy na zawsze opuszczalizaczarowane mgły.Będąc teraz istotą śmiertelną  w znaczeniu, które było mu obcew poprzednim życiu  żył w zaciszu krainy jezior i pracował nad tym, aby zapewnić czystośći bezpieczeństwo swojej ziemi, wodzie, powietrzu i wszystkim formom życia.Był elfemmającym moc uzdrawiania, zdolnym przywracać życie, które zostało skradzione.Niektórych rannie dało się jednak wyleczyć; nieodwracalna utrata domu rodzinnego była blizną, której się nigdynie pozbył.Ruszył w stronę miasta, czując obecność strażników podążających za nim w odległości, którazapewniała mu trochę prywatności.Spośród ośmiu księżyców Landover pięć migotało jasnymświatłem na tle czarnego, nocnego nieba  fiołkoworóżowy, brzoskwiniowy, zielonkawy,ciemnoróżowy i biały. Utracony raj  wyszeptał, wciąż powracając wspomnieniami do krainy zaczarowanychmgieł.Rozejrzał się dokoła. Ale zarazem i odzyskany.Kochał krainę jezior.Była duszą i sercem jego ludzi, uciekinierów i tułaczy, którzy związaliz nim swoje losy, aby zacząć od nowa, aby odkryć i zbudować dla siebie i swoich dziecizwyczajny świat, świat bez absolutów, świat, którego nie mogli znalezć pośród mgieł.Elderewleżało skryte pomiędzy moczarami, głęboko w szeroko rozrośniętym labiryncie lasów i jezior,ukryte tak sprytnie, że nikt nie mógł do niego wejść i wyjść bez pomocy jego mieszkańców.Ci, którzy samowolnie podjęli próbę, zniknęli na zawsze w bagnach.Elderew było azylemchroniącym ich przed szaleństwem tych mieszkańców doliny, którzy nie potrafili docenićwartości życia: baronów Greensward, trolli i gnomów z gór, a także potworów wyciągniętychz krainy czarów, które toczyły trwające od tysiąclecia wojny.Niszczenie ziemi i lekceważenie jejpraw było wypisane na sztandarach tych istot.Lecz tutaj, w sanktuarium Władcy Rzek, panowałpokój.Patrzył na formującą się przed nim, na skraju lasu, taneczną procesję, korowód dzieciozdobionych kwiatami i błyszczącymi materiałami, niosących w dłoniach świece.Zpiewającykorowód wił się wzdłuż ścieżek, pląsem pokonywał mosty na kanałach, toczył poprzez ogrodyi żywopłoty.Władca patrzył na to wszystko i uśmiechał się rozradowany.Sytuacja ziem otaczających krainę jezior przedstawiała się teraz lepiej niż przed przybyciemBena Holidaya, pomyślał.Władca Landover wiele dokonał, aby zmniejszyć różnice dzielące zasadniczo odmienne ludyzamieszkujące dolinę.Zrobił też wiele w kierunku ochrony natury i zachowania życia.Holiday, tak jak Władca Rzek, zdawał sobie sprawę, że natura stanowi jedną całość ściślez sobą powiązanych elementów i jeśli jeden węzeł zostanie przecięty, pozostałe części równieżstaną w obliczu zagrożenia.Willow  jego dziecko  odeszła z Benem, dokonując wyboru, zgodnie ze starym zwyczajemsylfid; odczytała przeznaczenie utkane w trawach, na których leżeli rodzice w momencie jejpoczęcia.Willow wierzyła w Bena Holidaya.Władca Rzek szczerze zazdrościł jej tej wiary.Wciągnął głęboko nocne powietrze.Nie znaczy to, że jego opinie teraz miały duże znaczeniedla króla.Holiday był wciąż zły na niego za to, że przed kilkoma miesiącami próbowałpochwycić czarnego jednorożca i ujarzmić go.Nie był w stanie pogodzić się z tym, że mocczarodziejska jest atrybutem jedynie istot czarodziejskich, bo tylko one potrafią zrobić z niejdobry użytek.Pokręcił głową.Ben Holiday był dobrym władcą dla Landover, ale musiał się jeszcze wielurzeczy nauczyć.Niewielkie poruszenie z lewej strony kazało mu wrócić do rzeczywistości.Widzowieprzyglądający się dziecięcym tańcom rozstąpili się pośpiesznie, gdy dwóch bagiennychwartowników wyszło majestatycznym krokiem z mroku nizinnych mgieł, prowadząc niezwykleprzestraszoną istotę.Weterani wielu bitew, duchy drzew o twarzach pooranych bliznamii nieruchomych jak kamień, mimo wszystko zachowywali pewną odległość od prowadzonejprzez nich istoty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki