[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciałem siętylko dowiedzieć, czy pamięta pani jeszcze coś, co może być ważne.Fargo zawahała się.Anthony odniósł wrażenie, że się czegoś boi.- Coś jest nie tak?- Nie, ja.Zauważył, że Fargo unika jego wzroku.- Karen, jeżeli pani wie o czymś, co nam pomoże w śledztwie, musinam pani to powiedzieć.Zginęły już trzy osoby.- Ja nie kłamałam.Wszystko, co powiedziałam sędziemu i panu, jestprawdą, ale.- Tak?- Czy byłoby przestępstwem, gdybym wzięła pieniądze za to, że pójdędo pana? Czy łamałabym w ten sposób prawo?- Ktoś pani zapłacił, żeby poszła pani na policję? Fargo opowiedziałamu o wizycie mężczyzny z blizną.- Ile pani dostała? - zapytał, kiedy skończyła.- Pięć tysięcy dolarów.- Czy ten człowiek, który panią odwiedził, powiedział, kim jest albodla kogo pracuje?- Nie, ale widziałam go jeszcze raz.- Gdzie? - W wiadomościach w telewizji.- Czy podali jego nazwisko? - zapytał z podnieceniem.- Nie było tam dużo ludzi, ale.- Tak?- To było zaraz po odrzuceniu dowodów przez sędziego Gminna.Mówili o tym w programie.A ten człowiek, ten, który tu był, wydawałosię, że jest z senatorem Gage'em.Kiedy Quinn przybył do sądu, cały budynek był pogrążony w ciszy.Udał się od razu na swoje piętro i najpierw nastawił w sekretariacieekspres do kawy, a potem wszedł do gabinetu i przejrzał rozłożone nabiurku papiery.Większość z nich dotyczyła wniosków w sprawie Crease.Wrócił do pokoju sekretarki i przejrzał zawartość szafki za jej biurkiem.Pozbierał segregatory z dokumentami dotyczącymi innych spraw, nalałsobie kubek kawy i wrócił do gabinetu, zamykając za sobą drzwi.Nastawił radio na stację nadającą muzykę klasyczną i zaczął układaćleżące na biurku dokumenty.Musiał je umieścić w segregatorzedotyczącym sprawy Crease w jakim takim porządku.Pozbierał raportypolicyjne, które studiował, badając wniosek Rikera o wykluczenie zdowodów opisu kryminalnej przeszłości Martina Jabłońskiego, i spiął jeelastyczną opaską.Już miał je odłożyć do segregatora, w którym trzymałpozostałe papiery związane z tym wnioskiem, kiedy jego uwagęprzyciągnął raport na wierzchu pliku.Wyciągnął dokument spod opaski iprzestudiował go.Był to raport sprzed sześciu lat, sporządzony przezpolicjanta, który aresztował Jabłońskiego pod zarzutem włamania doprywatnego domu.Jabłoński został wtedy skazany na więzienie, skądzwolniono go dopiero w poprzednim roku.Czytając raport jeszcze raz,Quinn poczuł, jak serce zaczyna mu przyśpieszać.Starając się opanowaćemocje, zaczął rozmyślać nad konsekwencjami swego odkrycia.Kiedyjuż był przekonany co do poprawności swego rozumowania, zadzwoniłdo Ellen Crease.- Rezydencja pani Crease - usłyszał w słuchawce głos Jamesa Allena.- Panie Allen, mówi sędzia Ouinn.Czy senator Crease jest w domu?- Tak, proszę pana.Proszę poczekać.Po chwili w słuchawce rozległ się głos Ellen Crease.Quinnpowiedział jej o powiązaniach Juniora z Marie Ritter i o tym, czego się dowiedział od Karen Fargo.Poinformował ją również oistnieniu odkrytego przez niego na nowo raportu policyjnego iwnioskach, jakie w związku z tym wyciągnął.- O Boże! - westchnęła Crease.- Wprost trudno w to uwierzyć.- Ale to brzmi sensownie.- Tak.Ma pan rację.Crease mówiła tak, jakby była w szoku.- Jak pani sądzi, co powinniśmy zrobić? Crease zastanowiła sięchwilę.- Budynek sądu jest tylko o jedną przecznicę od policji.Niech panzaczeka na mnie w swoim gabinecie.Jadę do pana.Pójdziemy razem napolicję.Czekając na Crease, Quinn zajął się porządkowaniem papierów.Pracapozwalała mu zapomnieć o okropnych wydarzeniach ostatnich kilku dni,ale co chwila spoglądał na zegarek.Crease potrzebowała około półgodziny, aby dotrzeć do centrum miasta.Dzwonił do niej nieco potrzeciej, a teraz była już trzecia trzydzieści.Spodziewał się, że telefonzadzwoni lada chwila.O trzeciej pięćdziesiąt usłyszał, jak otwierają się drzwi z korytarza dosekretariatu.Podszedł do drzwi gabinetu i sięgnął do gałki, ale zatrzymałdłoń.Spojrzał przez wizjer w drzwiach i zobaczył tego samegomężczyznę, który napadł na niego w garażu.Zamykał za sobą po cichudrzwi wychodzące na korytarz.Na twarzy miał znowu kominiarkę, a wręce trzymał wielki nóż myśliwski.Quinn przekręcił klucz w zamku akurat wtedy, gdy intruz sięgał rękądo gałki.Cofając się do biurka, zobaczył, jak gałka powoli się obraca.Pomyślał, że może uciec przez drugie drzwi, które prowadziły do salirozpraw, a stamtąd dalej na zewnątrz.Nagle przypomniał sobie o pistolecie, który napastnik zostawił namasce jego samochodu, a który teraz leżał w szufladzie biurka.Zamierzałprzekazać broń policji, ale do tej pory nie nadarzyła się odpowiedniaokazja.Rzucił się do biurka i wyjął pistolet.Nigdy jeszcze nie używałbroni palnej i tylko z telewizji miał niejasne wyobrażenie na ten temat, aleczuł się lepiej, trzymając pistolet w ręce.Otworzył drzwi i jak najciszej przesunął się do sali rozpraw, a potem zamknąłdelikatnie drzwi za sobą i zaczął schodzić po schodkach na dół sali,modląc się w duchu, żeby człowiek w masce nie odkrył jego drogiucieczki.Deszczowe chmury przesłaniały niebo, więc bardzo mało światłaprzenikało do wnętrza przez okna.Nieco światła przesączało się zkorytarza przez oszklone drzwi.Quinn pośpieszył do drzwi, mijającpogrążone w cieniu ławy.Były zamknięte, ale na szczęście miał przysobie klucz.Wyszedł na korytarz, kiedy akurat otworzyły się drzwi odjego gabinetu i stanął twarzą w twarz z napastnikiem.Obydwaj znieruchomieli na moment, lecz mężczyzna w mascebłyskawicznie dał krok do przodu.Quinn uniósł broń i nacisnął na spust,ale chybił sromotnie i kula przeleciała przez korytarz, odbijając się odścian.W wąskim, wykładanym marmurem wnętrzu wystrzał z pistoletuzabrzmiał tak głośno, jakby ktoś dał ognia z armaty.Napastnik rzucił się zpowrotem do gabinetu.Na poszczególnych piętrach zbudowanego na planie kwadratugmachu sądu znajdowały się cztery korytarze, które biegły wokółotwartego dziedzińca.Windy i szerokie schody prowadzące do drzwiwejściowych znajdowały się od frontowej strony budynku.Gdyby Quinnchciał zbiec po schodach, musiałby minąć drzwi do swojego gabinetu.Wolał więc ruszyć w kierunku holu na tyłach budynku, na którego obukońcach znajdowały się klatki schodowe, prowadzące aż do podobnegokorytarza na parterze.Gdyby zdołał tam dotrzeć, musiałby tylko jeszczedopaść wnęki w korytarzu, w której znajdowały się drzwi windy idomofon służący do komunikacji z aresztem śledczym.Uzbrojenistrażnicy przybyliby mu na ratunek w mgnieniu oka.Ruszył przed siebie, lecz kiedy skręcał za róg korytarza, dobiegł gotupot nóg prześladowcy.Otworzył pośpiesznie drzwi na klatkę schodowąi runął w dół, przeskakując po kilka stopni naraz.Na podeście trzeciegopiętra pośliznął się i zatrzymał na ułamek sekundy, z trudem odzyskującrównowagę.Wytężył słuch, aby sprawdzić, czy jest ścigany, i zdało musię, że słyszy odgłos zbliżających się z góry kroków.Dotarłszy w końcu na sam dół klatki schodowej, zobaczył przed sobąblado oświetlony korytarz.Z trudem chwytał od- dech, a w żołądku ściskało go boleśnie.Zatrzymał się, wyciągającprzed siebie dłoń z pistoletem.Wszystkie jego zmysły pracowały nanajwyższych obrotach.Teraz musiał już tylko dopaść końca korytarza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki