[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mijały kolejne długiesekundy.Dał jej czas, którego potrzebowała, żeby zrozumieć, co siędzieje.Laura poczuła, że ramiączko stanika zsuwa jej się z ramienia.Zamrugała.- Nie jestem w tobie zakochana - oświadczyła.- Jak mogłabym być?Dopiero zaczynam cię poznawać.- Przygwoździła go spojrzeniem oczukoloru brandy.- Ale, rany boskie, przepełnia mnie taka żądza, iprzysięgam na Boga, że jeśli to nie wypali, a tobie kiedykolwiek przyjdzie do głowy mnie wylać.- Odpięła swój pas.- Obsmaruję cię u każdegokierownika obsady w tym mieście.Czy to jest jasne?450- Jasne - rzekł i Laura natychmiast przystąpiła do szturmu.To było cudowne.Ujęła jego twarz w obie ręce i pozwalała namiłosną grę ich warg.Kiedy zaoferowała mu słodki koniuszek języka,przypływ czułości sprawił, że jego podniecenie jeszcze przybrało na sile.Wysunął się spod kierownicy dostatecznie daleko, by mogła przerzucićkolano nad jego udem.Jej naelektryzowane włosy muskały jego policzek.Całowali się coraz bardziej gorączkowo.Musiał jej dotknąć, poczuć ją.Otoczył ją rękoma.Pod cienkim jedwabiem sukienki jej ciało było jakzmysłowy poemat.- Kocham cię - szepnął, nie przejmując się już swoim planem gry.- Jesteś wariatem.- A ty czarująca.Ostami raz robił takie rzeczy w samochodzie, gdy miał siedemnaścielat, a i wtedy nie było to wygodne.Teraz szukał jej zamka u spódnicy ijakoś udało mu się sprawnie ją zsunąć.Włożył ręce pod górną część jejRSkostiumu.Dotknął stanika.- To jakieś szaleństwo.- Jęknęła, kiedy zdarł stanik i zaczął ssać jejpierś.Odchyliła głowę i przejechała palcami po jego włosach.Samochód stał się ich wrogiem.Rozchyliła jego koszulę i przy tymzadrapała go swoim pierścionkiem.Jakoś zdołał ją podnieść i wślizgnął się pod nią na fotel pasażera, ale przedtem zawadziła łokciem o jego szczękę i wyrżnęła go kolanem w bok.W końcu na nim usiadła.Wciąż się całowali,a on sięgnął pod jej spódnicę.Ich pieszczoty robiły się coraz gorętsze.Ona manipulowała rękąchytrze i sprośnie.Ubrania trochę zawadzały.Kolejny namiętnypocałunek i w końcu się w niej zatopił.Kochał ją.Wypełniał.Dawał jej451rozkosz.Zdobywał jak swoją własność.Ich jęki, sapanie, odgłos łączących się ciał: dźwięki łączyły się w jeden wielki szum w jego uszach.Ona gościsnęła.Zesztywniała.Miał wrażenie, że zawiśli w powietrzu, żeodlatują.znikają.Po wszystkim wysiadł z samochodu, żeby się odprężyć i dyskretnierozmasować zdrętwiały kręgosłup.Po chwili dołączyła do niego.- To - powiedziała rzeczowym tonem - było szalone, niedorzeczne.Udawajmy, że w ogóle się nie zdarzyło.Patrzył w górę, na gwiazdy.- Świetnie.W takim razie możemy się już cieszyć na nasz pierwszyraz.Jej zadziorność ustąpiła miejsca niepokojowi.- Ty naprawdę traktujesz to serio, prawda?- Tak.- Objął ją ramieniem.-I jestem zszokowany tak samo jak ty.- Niesamowite.Jesteś niesamowitym mężczyzną, Paulu York.Zprzyjemnością będę cię poznawała.RSZbliżył wargi do jej miękkich włosów.- Czy dla ciebie to nadal tylko żądza?Oparła policzek na jego ramieniu.- Daj mi parę miesięcy, to ci odpowiem na to pytanie.Georgie nie potrafiła się odnaleźć.Późnym popołudniem, kiedysłońce padało ukośnie na patio z białych kamieni, leżała na tekowymszezlongu.W to wtorkowe popołudnie mijało dokładnie szesnaście dni,odkąd przyjechała do Meksyku.Postanowiła, że zmusi się do powrotu doLos Angeles pod koniec tygodnia, zamiast zostać tutaj na zawsze, na comiała ogromną ochotę.Pragnęła zostać tutaj na zawsze albo przynajmniejdo chwili, gdy ustali, jak powinno wyglądać jej nowe życie.Z wyjątkiem452godzin spędzonych przed komputerem, który kupiła kilka dni temu, niebyła w stanie skoncentrować się na niczym.Za bardzo cierpiała.Para gekonów czmychnęła w cień.W oddali unosiły się łodzie; ichszyby błyszczały w słońcu jak stroboskopowe lampy.Czuła, że jest jejgorąco i nie może już dłużej tak leżeć, ale nie ruszała się z miejsca.Usłyszała skrzypienie zawiasów bramy.Podniosła głowę i zobaczyłaBrama, gdy wchodził na patio, jakby go wyczarowała.Jego oczyzakrywały szare metaliczne gogle.Nie podobało jej się, że natychmiastpoczuła coś dziwnego w żołądku.Bram był szczupły, wysoki i zdrowy;lata hulanek miał już zdecydowanie za sobą.Ten egocentryczny, skłonnydo autodestrukcji niegrzeczny chłopiec już dawno temu przestał byćniegrzecznym chłopcem, tylko jakoś nikt tego nie zauważył.Miała takściśnięte gardło, że nie zdołałaby wykrztusić ani słowa.Przez swoje okulary przeciwsłoneczne patrzył na jej mokre od potuwłosy, na fioletowe figi, a w końcu na gołe piersi.Patio było osłonięte i RSnie spodziewała się gościa, zwłaszcza takiego gościa, dlatego stała przed nim topless w momencie, w którym absolutnie tego nie chciała.- Dobrze się bawisz na wakacjach? - Ciche dudnienie jego głosuprzypłynęło ku niej jak zapowiedź burzy.Była aktorką, kamery zaczęły pracować, a ona odzyskała głos.- Rozejrzyj się tylko.Czy można nie kochać tej okolicy? Powoli doniej podszedł.- Powinnaś ze mną porozmawiać, zanim uciekłaś.- Nie łączy nas tego rodzaju związek.- Czuła, że ma rękę jak zgumy, kiedy sięgnęła po okrycie w żółte i fioletowe pasy.453Wyrwał je jej z ręki i rzucił przez patio, tak że wylądowało na małymstole.- Nie rób sobie kłopotu z ubieraniem.- Super.- Zbliżyła się do stolika, żeby wziąć okrycie; po cichuodliczała, żeby nie biec, a jednocześnie kołysała ubranymi w skąpefioletowe figi biodrami - może to był ostatni akt desperacji z jej strony, żeby on się w niej zakochał? Ale Bram by sobie na to nie pozwolił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki