[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby zboczył o kilka stopni, mógł trafić na Cieśninę Beringa zamiast do Barrow, a to równało się wodowaniu na morzu z braku benzyny.Leciał więc ze wzrokiem utkwionym w krążek żyrokompasu, nie pozwalając sobie nażadne najkrótsze nawet wypoczynki i tylko od czasu do czasu szybkim spojrzeniemobrzucał inne przyrządy i zegary.Mgła skończyła się po dwóch godzinach, ale chmury płynące z południa tworzyłygruby, niski pułap, który potęgował ciemność.Pod samolotem sunęły wielkie połalodowe, tylko z rzadka poprzecinane czarnymi zygzakami pęknięć i kanałów.Nieznośna jednostajność krajobrazu, spotęgowana jeszcze słabą widocznością w mroku, nużyłaGreya tak, że tylko z trudem zdobywał się na czuwanie.Bolały go wszystkie mięśnie, zdrętwiałe w długim bezruchu.Barki ciążyły mu, jakby dźwigał na nich stukilowe brzemię, ramiona omdlewały.Starzeję się czy co u licha? — strofował się rozdrażniony tymi przywidzeniami.Próbował zmienić pozycję, prostował się, zasiadał głębiej w fotelu, który był przecieżwygodny i miękki.Uśmiechał się i oświadczał głośno, że mu jest zupełnie dobrze: Ale po chwili cierpiał znowu w niewoli kabiny samolotu.Nie mógł ani na chwilę się stądwydostać.Musiał tu tkwić w bezruchu jeszcze kilka godzin i musiał uważać, przede wszystkim nieustannie uważać na kurs.Żeby chociaż nie było tak piekielnie nudno — pomyślał.Włączył radio i nałożył słuchawki.Złapał pierwszą lepszą stację i omal nie usnął: nadawano koncert symfoniczny, a muzyka poważna była jedną z niewielu dziedzin, które go wcale nie interesowały.Przekręcił gałkę strojącą i przypadkowo trafił na komunikat Międzynarodowej Agencji Radiowej z Nowego Jorku o akcji lotniczej, w której sam brał udział.Wysłuchał z pobłażliwym uśmiechem, co mówiono o jego tajemniczej działalnościwśród wielkich potentatów finansowych i przemysłowych w Europie i dowiedział siękilku szczegółów o sobie, których wcale nie znał.Bawiło go to szczerze.Potem spiker przeszedł do ostatnich wiadomości z Barrow.Oczekiwano tam przylotuWireckiego, Szczerbińskiego i Bielaka, który niespodziewanie znalazł się daleko na południe od swojej trasy.Wirecki z Zakrzewskim naprawiali jeszcze drobne uszkodzenia swego Pirata w forcie Good Hope, ale mieli wylecieć lada godzina.The Dark Heart wylądował w Nome, entuzjastycznie witany przez tamtejszychlotników amerykańskich i przygotowywał się do startu; Szczerbiński miał do przebycia niecałe dziewięćset kilometrów.,,O samolocie Troll, na którym leci Jerzy Grey, brak od trzech godzin wszelkichwiadomości" — zakończył spiker.— No, tak — mruknął Grey.— Wiem o tym.Zastanowiło go, że Bielak tak daleko zboczył z trasy.Wyglądało na to, że zabłądził; tak przynajmniej twierdził spiker.Ale Grey wiedział, że żaden z pilotów, którzy wyszli ze„szkoły orląt", nie mógł pomylić się o 90 stopni.Spojrzał na mapę ogólną Alaski i odnalazł Episcopal Mission nad Jukonem.Na północ od Fairbanks — stwierdził.— Rozumiem: Kramer.Uśmiechnął się na wspomnienie tego zadzierżystego chłopaka, którego poznał wielelat temu w Krakowie.Zobaczył go po raz pierwszy na jednej z bocznych uliczek Krowodrzy w chwili, gdy mały Jędrek Kramer prał na kwaśne jabłko dwa razy większego od siebie dryblasa, który napadł żydowskiego chłopaka, niosącego tacę ciastek z cukierni.Taki był zawsze — pomyślał.— Pierwszy do bójki, ale zawsze po stronie słabszego.Kramer zawsze coś takiego musiał zbroić, że trzeba go było potem wyciągać z opresji.Wszyscy koledzy nadstawiali za niego głowy, on zaś przyjmował to najnaturalniej wświecie.Lubili go.Był dzielny i odważny, a najlepiej czuł się wtedy, gdy wywołał jakąś wielką awanturę.I teraz z pewnością poczciwy Bielak ratował go z kabały, w którą się wplątał„pożyczając" sobie meksykański wodnosamolot.Radioodbiornik zamilkł.Grey leciał jakiś czas jeszcze wśród ciszy usłanej szumem silnika, po czym włączył się na falę sto dwadzieścia pięć metrów, aby złapaćkomunikat meteorologiczny dla lotników.Nadawała stacja Varing z Wyspy Wrangla.Było ją źle słychać i Grey zrozumiał mniej więcej połowę komunikatu.Na północny zachód od Morza Beauforta, a więc akurat na jego drodze, szła burzaśnieżna.„Chmury od dwustu do trzech i pół tysiąca metrów.Możliwe obmarzanie.Burzaprzesuwa się ze wschodu na zachód z prędkością do siedemdziesięciu kilometrów nagodzinę, na przestrzeni około trzystu pięćdziesięciu kilometrów.Front między 78 a 74stopniem szerokości północnej" — odcyfrował według kodu sygnałów służbymeteorologicznej.Szybko obliczył derywację, czas i odległość.Postanowił uciec w górę, aby uniknąć oblodzenia maszyny, co mogłoby zmusić go do lądowania.Upewnił się jeszcze co do stanu pogody w okolicach Barrow.Pułap sięgał tampięciuset metrów.Wiał umiarkowany wiatr południowy.Wystarczy — pomyślał i zwiększył obroty.Po chwili zagłębił się w szarych obłokach.Pochłonęły maszynę i zamknęły się za nią bez śladu.Ponad pół godziny przebijał się przez ich grubą warstwę i odetchnął z ulgą ujrzawszy wreszcie gwiazdy błyszczące na ciemnym aksamicie nieba.Prawie dwie godziny leciał na wysokości czterech do pięciu tysięcy metrów, mając pod sobą skłębioną, pooraną wichrem płaszczyznę chmur.Raz czy dwa zdrzemnął się na minutę lub może kilkanaście sekund, Ocknąwszy siępostanowił, że nie zaśnie więcej, ale jeszcze kilkakrotnie łapał się na granicy utraty świadomości.Wreszcie postanowił sprawdzić, gdzie się znajduje, i wywoławszy stację w Barrownadał sygnał QDT.W trzy minuty później usłyszano go w Lisbourne i w Nigaluk, porównano pelengi,powiadomiono Barrow.To trwało też około trzech minut.Po siedmiu minutach otrzymał odpowiedź nadaną po angielsku na fonii.„Halo, Jerzy Grey, na samolocie Troll.Znajduje się pan nad północnym wybrzeżemAlaski, dwadzieścia kilometrów na zachodnio-południowy zachód od lotniska wBarrow.Zapalamy czerwone światła graniczne i oświetlamy zielony sygnał T do lądowania.Pułap: czterysta metrów.Będziemy pana prowadzili w kierunku lotniska".- Dziękuję — odpowiedział Grey [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki