[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla nas więc jest rzecządoskonale bez znaczenia fakt jej przybycia i to co potem nastąpi.Może to jedynie miećznaczenie dla przyszłości planety.Po tak długim czasie sytuacja zmienić się może w sposóbtrudny do przewidzenia, lecz na pewno utrwali się określony układ stosunków, którego niebędzie w stanie zmienić nawet liczna grupa przybyszów z Ziemi.Wysłanie informacji, jakiejżyczą sobie rebelianci, nie wpłynie w istotnym stopniu na naszą sytuację, bo tylko jeszczebardziej opózni interwencję Ziemi.Próby utrudnienia tej transmisji mogą być poczytane zaprzejaw złej woli z mojej strony, a już zupełnie zle będzie, gdy się okaże, że ktoś inny zzałogi zrobi co każą, dowodząc w ten sposób nieświadomie, że wymyśliłem nie istniejąceprzeszkody i trudności.Postanowiłem więc, że nie będę próbował czynić żadnych przeszkód.Niech wiedzą, żedziałam lojalnie według ich woli, niech ufają mi coraz bardziej.Nikomu nie zaszkodzęzyskując to, do czego przez cały czas zmierzam.Oni zaś, uspokojeni tym, że zarabiają cenny63 czas nim zwali się na ich karki jakaś ekipa interwencyjna, będą działać spokojniej, z większąpewnością siebie, co powinno spowodować złagodzenie napięć między nimi i nami.Dziwiła mnie nieco decyzja Valamisa w sprawie składu załogi przewidzianej na tę wyprawę.Czyżby był aż tak bardzo pewien mojej lojalności, że nie bal się zaryzykować własnegobezpieczeństwa? Na jego miejscu zabrałbym jeszcze kogoś z Jednocyfrowych Niepowiedziałem mu tego oczywiście, choć obawiałem się, że ten trzeci uczestnik lotu, nie znanymi jeszcze z imienia, mógłby korzystając z takiej okazji posunąć się do jakichśnieodpowiedzialnych poczynań.Promy stały spory kawał drogi od osiedla, za wzgórzem, dalej jeszcze niż pojemnikihibernacyjne.Gdy je mijaliśmy, zauważyłem, że zostały ogrodzone cienką stalową siatkąrozpiętą na słupkach z izolatorami elektrycznymi.Poza ogrodzeniem kręciła się parustrażników, których Valamis odkomenderował tu przed kilkoma dniami.Promów też pilnowali moi strażnicy.Zauważyłem przy nich także jednego z Jednocyfrowych,lecz nie dostrzegłem z daleka, który to był.Valamis wprowadził mnie do wnętrza rakiety, gdzie dostrzegłem jeszcze kogoś, a właściwieczyjeś plecy, bo głowa ukryta była w otworze powstałym w płycie czołowej pokładowegokomputera po zdemontowaniu fragmentu tablicy.- Kto to? - spytałem Valamisa, bo tamten nie zwrócił uwagi na nasze wejście, zajętysprawdzaniem obwodów wewnątrz urządzenia.- To Rowan.Leci z nami.Podobno zna się na radiostacji Alfy,Przytaknąłem.Byłem nawet zadowolony, że to Rowan miał być trzecim pasażerem promu.Znałem go jako człowieka zrównoważonego i rozsądnego, a te cechy mogły być istotne wdelikatnej sytuacji, i taka się szykowała.Valamis zostawił nas samych.Zająłem się sprawdzaniem obwodów sterowania napędem iprzez długi czas nie zamieniliśmy ani słowa z Rowanem, również zajętym kontroląsprawności automatyki.- Co sądzisz o tej sprawie? - zapytałem wreszcie z cicha, podchodząc do niego z tyłu.Nie odwracając się ku mnie, mruknął coś niewyraznie.Wydało mi się, że unika rozmowy ipomyślałem, że zapewne uważa mnie za sprzedawczyka wysługującego się Jednocyfrowym.Dał mi to już przecież do zrozumienia, wpatrując się znacząco w mój numer i robiącdwuznaczne aluzje.Nie wytrzymałem tym razem.Czułem, że muszę coś powiedzieć,wyjaśnić, usprawiedliwić się choćby przed jednym z kolegów.- Posłuchaj - powiedziałem.- Pewnie myślisz, że jestem zwykłym konformistą.- Nie myślę tak - powiedział obojętnie, nie odwracając głowy.64 - To dobrze, bo widzisz, są pewne powody, dla których.- Wiem.- przerwał mi-.- Każdy z nas ma jakieś powody i nie możemy się o nic obwiniaćnawzajem.Czasem inaczej nie można.- Właśnie.- powiedziałem, tracąc wątek.Zresztą nie musiałem mówić dalej.On sam mówiłza mnie to, co chciałem rzec na swe usprawiedliwienie.- Ta dziewczyna, to miał być numer tysiąc sto trzydzieści dwa? - spytał znienacka, wciąż ztwarzą zwróconą do płyty pulpitu.- Nie! - powiedziałem odruchowo.Chciałem sprostować pomyłkę Rowana, lecz w tej samej chwili pomyślałem, że oto właśnieprzypadek pomaga mi naprawić popełniony kiedyś błąd.- Tak myślałem - powiedział Rowan.- Bo pod tym numerem w kartotece figuruje jakiśmężczyzna.Muszę zapisać ten właściwy numer, bo znowu zapomnę.- Zapiszę ci, jak wrócimy z Alfy - powiedziałam, uradowany wewnętrznie tym szczęśliwymprzypadkiemTeraz Luiza znów jest bezpieczna - pomyślałem.Teraz nie znajdą jej choćby wiedzieli, żewśród hibernowanych jest moja dziewczyna.Byłem przekonany, że moje obawy, iż znalazła się w grupie zwitulizowanych już kobiet, sąbezpodstawne.Taki traf byłby zupełnie nieprawdopodobny.Spojrzałem na Rowana, który odwrócił się właśnie twarzą ku mnie.Jakaś niejasna,niepokojąca myśl przebiegła przez moją głowę, gdy spostrzegłem, że ma na czole świeżowytatuowany numer.Była to czternastka."Nie.- pomyślałem zaraz.- To przypadek.Głupie skojarzenie niezależnych zdarzeń.Przecież on nie zapamiętał numeru Luizy! Nikt nie zna tego numeru.Chyba że.Rowan.tylko udaje brak pamięci!.Udaje, by uniknąć moich podejrzeń.To dlatego tak skwapliwie zgadzał się ze mną, gdyzacząłem tłumaczyć się z mego postępowania.Chciał usprawiedliwić także swoje.Nie!Skąd taka myśl? Przecież mógł dostać swoją czternastkę za zupełnie inne zasługi.Nie musiałkupować jej za informację o numerze Luizy!"Próbowałem perswadować sobie, że przecież nie mam najmniejszych powodów do niepokoju,jednak nie udało mi się pozbyć z nagła obudzonych podejrzeń.Prom orbitalny był w pełni sprawny i gotowy do lotu już następnego dnia.Po nawiązaniułączności z automatycznym nadajnikiem sygnału kontrolnego Alfy ustaliłem dokładnie Jejpołożenie i wyznaczyłem czas startu na wczesne popołudnie.Od rana wszyscy trzej byliśmy65 na pokładzie promu.Rowan siedział w fotelu drugiego pilota, obok mnie.Valamis zająłmiejsce z tyłu kabiny, na fotelu zajmowanym zwykle przez dowódcę jednostki.Wprowadzenie promu na orbitę nie przedstawiało żadnego problemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki