[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Człowieka kalibru Gnejusza Marcjusza, wodza biegłego w sztuce wojennej iznanego z odwagi, a przy tym dysponującego drużyną bezgranicznie muoddanych żołnierzy, w niejednym mieście powitano by z otwartymi rękami.To, że wybrał akurat Wolsków, było ironią losu, choć może nie zaskoczeniem.Swego czasu wytoczył im wprawdzie sporo krwi, ale zawsze w honorowejwalce  któż więc, jak nie oni, miałby się na nim najlepiej poznać? Tytusa zpoczątku wielce dziwiło, że tak entuzjastycznie przyjęli go w swoje szeregiakurat ci, z którymi jeszcze niedawno zażarcie wojował; dopiero pózniej pojął,że takie już jest żołnierskie życie i że jednym zrządzeniem losu nieprzyjacielmoże się zmienić w sojusznika.Oczywiście Gnejusz nie byłby sobą, gdyby pozostał dla Wolsków tylkoprzydatnym sojusznikiem.Szybko zdobył wśród nich mir jako najlepszy zwojowników, a potem równie szybko awansował na głównodowodzącego icharmii.Odwetowa kampania przeciwko Rzymowi nie była jego pomysłem, tylkorady starszych, która długo i usilnie musiała go przekonywać, aby pokonaćjego opór.Kto mógłby lepiej przewidywać i skutecznie przeciwdziałaćkażdemu posunięciu Rzymian, jeśli nie ten, który był największym rzymskimwojownikiem? Cóż mogło przynieść Wolskom większy triumf od ujrzenia, jakKoriolan robi z Rzymem to samo, co kiedyś zrobił Korioli? I czyż sam GnejuszMarcjusz znalazłby słodszą zemstę niż rzucenie na kolana miasta, które nimwzgardziło?W wojnie z Rzymem Gnejusz przeszedł sam siebie.Za młodzieńczych latmarzył o zostaniu największym żołnierzem swej ojczyzny, a został największym wodzem w całej Italii.Tytus, który walczył z nim ramię w ramięwe wszystkich bitwach, uważał, że tyle zwycięstw, jakie przypadły w udzialejego przyjacielowi, można było odnieść tylko z pomocą bogów.Nie zdradzał sięz tym nikomu, ale w głębi duszy wierzył, że w Koriolanie, bohaterze swoichczasów, odrodził się pradawny duch Herkulesa.To religijne przekonanie byłomu wielką pociechą w tych bolesnych chwilach, kiedy ogarniała go przemożnatęsknota za Rzymem i rodziną.Teraz zaś zbliżała się ostateczna rozgrywka.Armia Wolsków maszerowałaku tej samej bramie, którą kiedyś uciekał z Rzymu jej dzisiejszy dowódca.Rzymianie ponosili w tej wojnie klęskę za klęską.Ich oddziały byłyprzerzedzone, brakowało im broni, której wielkie składy wpadły w ręcewroga.Także ludzie byli osłabieni  ich zboże spłonęło na pniu, kolonie zostałysplądrowane, a dopływ awaryjnych dostaw ziarna z Sycylii przerwany.Imbardziej zaś Rzym słabł, tym chętniej pod sztandary Wolsków garnęli się jegomniejsi sąsiedzi, kiedyś w wojnie z nim pokonani i upokorzeni.Siły banity byłynie do pobicia.Kiedy czoło jego kolumny znajdowało się jeszcze o dwa dni marszu odmurów Rzymu, do Gnejusza przybyli rzymscy posłowie.Przypomnieli mu,skąd się wywodzi, i błagali, by zawrócił swą armię.Wódz przyjął ichwzgardliwie, ale pozwolił wrócić do miasta cało i zdrowo.W rozmowie zTytusem stwierdził, że już sam pomysł podobnej perswazji świadczy o tym, iżRzymianie są pewni własnej przegranej.Następnego dnia zjawili się dwaj kolejni wysłannicy.Chmurę pyłu, jakąwzbijały koła ich rydwanu, widać było z daleka, zaskoczeniem dla Tytusa byłanatomiast ich tożsamość.Kiedy zbliżyli się na tyle, by można było rozróżnićrysy ich twarzy, poznał Appiusza Klaudiusza i Postumiusza Kominiusza.Gnejusz polecił swym ludziom zostać na miejscu, sam zaś z Tytusem ruszyłposłom na spotkanie.Wymienili pozdrowienia, Tytus nie śmiał jednakspojrzeć teściowi w oczy.Kominiusz zaczął od zapewnienia Gnejusza, że jegomatka i żona mają się dobrze; nikt nie szukał na nich pomsty, kiedy jegozdrada wyszła na jaw, teraz zaś nie ma już takiego śmiałka, który by się na nieporwał. Moja córka Klaudia i młody Tytus Potycjusz także są zdrowi  dodałAppiusz Klaudiusz, choć zięć wciąż unikał jego spojrzenia.Przemawiając w imieniu konsulów i senatu, wysłannicy przyznali, żeGnejusza spotkała wielka krzywda.Obiecali mu przywrócenie obywatelstwa imandatu senatorskiego, a także bezwarunkowy immunitet chroniący przedprześladowaniem ze strony trybunów.Gnejusz z szacunkiem wysłuchał swych dawnych opiekunów, po czymspytał: A co z samymi trybunami i edylami? Czy te urzędy zostaną zniesione? Czy rozbierzecie świątynię Ceres?Kominiusz i Klaudiusz spuścili oczy.Ich milczenie było dostateczniewymowną odpowiedzią.Gnejusz parsknął śmiechem. Myślicie, że uda się wam zawrócić Koriolana kilkoma słowami, a mimo całejwładzy senatu nie potraficie narzucić swej woli nawet pospólstwu! Mnie jużnie powstrzymają żadne puste obietnice.Jeżeli naprawdę kochacie Rzym,wracajcie i doradzcie kolegom kapitulację.Nie pragnę przelać więcej krwi, niżbędzie trzeba, a i moich ludzi, którym się marzy splądrowanie waszego miasta,łatwiej mi będzie pohamować tylko wtedy, gdy wezmą je bez walki.Cokolwiekbowiem postanowicie, bronić się czy poddać, jutro o tej porze Rzym będziemój. Gorzki to powrót, Gnejuszu Marcjuszu!  rzekł Kominiusz. Ale jednak powrót. A jeżeli zdobędziesz miasto.przed czym niech nas Jowisz broni.co wtedyzrobisz?  spytał Appiusz Klaudiusz.Gnejusz odetchnął głęboko, po czym odpowiedział: Jeżeli sami się ze strachu nie zabiją, pewnych moich wrogów spotka to, naco zasługują.Chyba wiecie, kto jest na czele tej listy. Trybun Spuriusz Icyliusz. Z jaką przyjemnością strącę go ze Skały Tarpejskiej! A co z senatem? Być może pozwolę mu nadal istnieć, jego rolę ograniczę jednak do takiej,jaką pełnił pod władzą królów.Będzie tylko ciałem doradczym i wspierającymmonarchę.Oczyszczę go z mniej użytecznych senatorów i zastąpię ich świeżąkrwią Wolsków.Kominiusz stłumił jęk rozpaczy, Klaudiusz natomiast wbił przenikliwespojrzenie w Tytusa. A ty co masz na ten temat do powiedzenia, mój zięciu?Tytus bez mrugnięcia patrzył mu w oczy. Kiedy byłem chłopcem, dziadek uczył mnie historii Rzymu.Musiałem zpamięci recytować poczet królów.Tarkwiniusz Pyszny miał być ostatnim, awładzę monarszą raz na zawsze zastąpiło coś, co nazwano republiką.Parodia itragiczny błąd! Nieudany eksperyment! Dziś jest ostatni dzień republiki.Jutrona Forum ludzie będą krzyczeć:  Niech żyje król Koriolan!Dobył miecza i wzniósł go w salucie Gnejuszowi, a ściągnięte wodze zmusiłykonia do stanięcia na tylnych nogach. Niech żyje król Koriolan!  powtórzył na cały głos.Drużyna wiernych towarzyszy, z którą Gnejusz udał się na wygnanie i którzyzawsze jechali na czele jego armii, usłyszała go i ochoczo podjęła. Niech żyje król Koriolan!Okrzyk przetoczył się rosnącą falą przez całą okolicę.%7łołnierze jak jeden mąż unieśli broń, a potem jęli uderzać nią o tarcze, nie przestając skandować: Niech żyje król Koriolan!Tytusowi zdawało się, że Klaudiusz nagle więdnie w oczach.Kominiusz bezsłowa zawrócił rydwan.Po chwili dwaj posłowie zniknęli w chmurze pyłu,spiesząc z powrotem do Rzymu.Armia niezwyciężonego Koriolana stanęła w tym miejscu obozem.Do celupozostało jej kilka mil [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki