[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z góry dobiegł odgłos jakiegoś mechanizmu -podniosłem głowę i zobaczyłem, że Anna kręci czymś w rodzaju rączki od młynka dokawy i wieżyczka wraz z jej stanowiskiem obraca się dokoła osi.- Teraz lepiej - stwierdziła.- Włączyć reflektory - rozkazał przez rurę Czapajew.Przylgnąłem do wizjera.Reflektory, jak się okazało, były rozmieszczone na całymobwodzie samochodu pancernego i kiedy się zapaliły, wyglądało to na latarnie,oświetlające jakiś ponury sad.Dziwny był ten sad.Białe elektryczne światło, padające na drzewa, jaśniało znaczniemocniej niż łuna pożaru- ruchliwe cienie, wyglądające na snujących się w ciemności ludzi, znikły i okazałosię, że wokół nas nie ma nikogo.Ale ta nieobecność trwała niedługo.Na granicy oświetlonej plamy zaczęli siępojawiać tkacze z karabinami w ręku- osłaniając oczy przed oślepiającym światłem reflektorów, spoglądali na nas wmilczeniu.Wkrótce wokół samochodu pancernego zamknął się najeżony lufami żywypierścień.Dały się słyszeć urywki rozmów:- Oto, gdzie są.nie, nie uciekną.już uciekli.Schowaj granat, durniu, swoichzałatwisz.Padło kilka strzałów, zadzwoniły odbite od pancerza kule.Trzasnął jeden zreflektorów i w ciżbie wokół nas rozległ się zgodny ryk zachwytu.- No cóż - odezwał się Czapajew.- Wszystko ma swój koniec.Anno, uwaga.Anna ostrożnie zdjęła pokrowiec z karabinu maszynowego.Kula uderzyła w drzwiobok wizjera, na wszelki wypadek odsunąłem się jak najdalej.Anna pochyliła się nadkarabinem maszynowym, przywarła do celownika, jej twarz wykrzywił grymas chłodnejzaciętości.- Ognia! Woda! Ziemia! Przestrzeń! Powietrze! - wykrzyknął Czapajew.Anna szybko pokręciła korbą i wieżyczka z lekkim skrzypem zaczęła obracać sięwokół osi.Karabin maszynowy milczał, ze zdumieniem popatrzyłem na Czapajewa.Uczynił uspokajający ruch ręką.Wieża, wykonawszy pełny obrót, znieruchomiała.- Co? Zacięło się? - spytałem.- Nie - odparł Czapajew - po prostu już po wszystkim.Nagle uprzytomniłem sobie, że nie słyszę żadnychstrzałów ani głosów.Absolutnie wszystkie dobiegające z zewnątrz dzwięki umilkły.Pozostał tylko cichy, znów słyszalny, warkot silnika.Anna zeszła z wieży, usiadła obok mnie i zapaliła papierosa.Zauważyłem, że drżą jejpalce.- To był gliniany karabin maszynowy - wyjaśnił Czapajew.- Teraz mogę cipowiedzieć, co to takiego.W istocie nie jest to żaden karabin maszynowy.Po prostuwiele tysięcy lat temu, znacznie wcześniej, zanim pojawili się na świecie BuddaDipankara i Budda Siakjamuni, żył Budda Anagama.Nie tracił czasu na tłumaczenia,lecz po prostu wskazywał na rzeczy małym palcem lewej dłoni i od razu objawiała się ichprawdziwa natura: kiedy wskazywał na górę, znikała, kiedy wskazywał na rzekę,przepadała bez śladu.To długa historia - krótko mówiąc, skończyło się na tym, żewskazał tym małym palcem na siebie i sam również zniknął.Pozostał po nim tylko tenmały palec lewej ręki, który jego uczniowie schowali w bryłce gliny.Gliniany karabinmaszynowy to właśnie ta bryłka gliny z małym palcem Buddy.Bardzo dawno temu żył wIndiach człowiek, który próbował przerobić tę bryłkę gliny na najgrozniejszą broń naziemi.Ale gdy tylko wywiercił dziurkę w glinie, ten mały palec wskazał na niego isprawił, że zniknął.Od tego czasu mały palec był przechowywany w zamkniętymkuferku i wędrował z miejsca na miejsce, dopóki nie zawieruszył się w jakimśmongolskim klasztorze.A teraz w wyniku rozmaitych okoliczności trafił do mnie.Dorobiłem do niego kolbę i nazwałem glinianym karabinem maszynowym.A przedchwilą właśnie został użyty.Czapajew wstał, otworzył drzwiczki i wyskoczył na zewnątrz.Usłyszałem stuk jegobutów o ziemię.Anna poszła za jego przykładem, a ja wciąż siedziałem na kanapie,wpatrzony w angielski pejzaż na ścianie.Rzeka, most, niebo w obłokach i jakieśniewiadome ruiny - czyżby, pomyślałem, czyżby?- Piętka - zawołał Czapajew - co z tobą? Po co tam siedzisz?Wstałem i też wyszedłem na zewnątrz.Staliśmy w idealnie regularnym kręgu zasypanej sianem ziemi o średnicy jakichśsiedmiu metrów.Za jego linią graniczną nie było nic - tylko równomierne, blade światło,o którym trudno coś powiedzieć.Na samym skraju tego kręgu została połowa karabinu zzatkniętym bagnetem.Przypomniałem sobie raptem to miejsce w Budzie jarmarcznejBłoka, gdy wskakujący przez okno Arlekin rozdziera papier z namalowaną przestrzenią iw tym rozdarciu pojawia się szara pustka.Rozejrzałem się dokoła.Silnik samochodupancernego wciąż jeszcze pracował.- A dlaczego pozostała ta wysepka? - spytałem.- To martwe pole - odparł Czapajew.- Mały palec wskazał wszystko na świecie pozaobrębem tego pola.To jakby krąg cienia od zbiornika lampy.Stąpnąłem w bok, ale Czapajew chwycił mnie za ramiona.- Dokąd idziesz.Trafisz pod karabin maszynowy.Zwrócił się do Anny:- Anno, do roboty.Nie trzeba kusić losu.Skinęła głową i ostrożnie podeszła pod wylot krótkiej lufy.- Patrz uważnie, Piętka - polecił.Anna zacisnęła papierosa w zębach, w jej ręku pojawiło się małe, okrągłe lusterko.Uniosła je do góry na wysokość lufy i nim zdążyłem zrozumieć, co się dzieje, samochódpancerny znikł.Stało się to błyskawicznie, z nieprawdopodobną łatwością, jakby ktośwyłączył czarodziejską latarnię i obraz na płóciennym ekranie zgasł.Zostały tylko czteryniegłębokie wgniecenia po kołach, gdzie zaczęła się z wolna prostować zmięta trawa.Inic już nie zakłócało ciszy.- No i tyle - oznajmił Czapajew.- Tego świata już nie ma.- Do diabła - zakląłem - przecież zostały tam papierosy.Słuchajcie! A co zszoferem?Czapajew drgnął i z przestrachem popatrzył najpierw na mnie, a potem na Annę.- Niech to licho - wyrzekł - zupełnie o nim zapomniałem.Dlaczegoś nic niepowiedziała, Anno?Rozłożyła tylko ręce.W jej geście nie było ani odrobiny uczucia, i pomyślałem sobie,że mimo całej swej urody nie byłaby chyba dobrą aktorką.- Nie - odezwałem się - coś tu jest nie w porządku.Gdzie podział się szofer?- Czapajew - zabrała głos Anna.- Mam tego dość.Wyjaśniajcie to między sobą.Czapajew westchnął i podkręcił wąsa.- Uspokój się, Piętka.Tak naprawdę żadnego szofera nie było.Wiesz przecież: sątakie papierki z inskrypcją, nakleja się je na kłodę, i.- Aha - powiedziałem - więc to był golem.Jasne.Nie trzeba mnie tylko uważać zakompletnego idiotę, dobrze? Już dawno zauważyłem, że jest dziwny.A pan, Czapajew, ztakimi talentami mógłby zrobić niezłą karierę w Petersburgu.- Tylko mi twego Petersburga brakowało do szczęścia - odrzekł Czapajew
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Matthew Maly Russia As It Is, Transformation of a Lose Lose Society (2003)
- Hasek Jarosław Przygody dobrego wojaka Szwejka
- 1505 1864, HistoriaPolski 1764 1864 3
- 5. Carey Mike Felix Castor 05 Nazwanie bestii
- Gregory Philippa Saga Laceyów 01 Dziedzictwo (Majątek Wideacre)
- Christie Agata Trzecia lokatorka
- Coulter Catherine Diablica
- Christine Anderson Life of the Party (epub)
- Anthony Piers Xanth 04 Przesmyk Centaura
- Christi Caldwell [Scandalous Always a Rogue, Forever Her Lov
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anieski.keep.pl