[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To fan-tas-tycz-nie!Zupełnie już przekonany, Benji z równym jak oni entuzjazmem pomagałprzeszukiwać strych, skąd wydobyto śpiwory, składane łóżka, a także namiot, o którymJasmine pomyślała na wypadek, gdyby domek przy Shore Road nie pomieścił jednakwszystkich nowych gości.David szybko jednak zdał sobie sprawę, że nie może ciągle angażować Jasmine,zwłaszcza gdy Jennifer i Alex będą w domu.Chciał też, by jego dzieci mogły się swobodnieporuszać po Leesport.Postanowił więc wykorzystać też innych tutejszych przyjaciół, bydzieci nie były skazane wyłącznie na niego, Jasmine i Benjiego, a w razie nagłej potrzebymiały się do kogo zwrócić.Zadzwonił do Gerry'ego Reilly'ego, choć ten mieszkał na uboczu,a także do Billy'ego, młodego dowcipnisia z bistra, i w krótkich słowach nakreślił imsytuację.Po południu wyskoczył też w odwiedziny do Clive'a i Dotti.Wbrew wcześniejszymzamiarom opowiedział im całą swoją historię, wzruszając Clive'a do łez, które ocierał wielkąjedwabną chustką w kwiaty.Wieczorem przed przyjazdem dzieci czuł się tak, jak gdyby sam wybierał się nawakacje.Nocą budził się kilkakrotnie, spoglądał na budzik i obliczał w duchu, za ile godzinbędzie musiał wstać, albo gdzie może teraz być ich samolot.O szóstej, stwierdziwszy, że jużnie zaśnie, wziął prysznic, ubrał się i poszedł z Dodie na spacer do przystani.Tam, by zabićczas, oglądał wschód słońca z najdłuższego pomostu, założywszy z góry, że nie odejdzie,dopóki czerwonawa tarcza nie oderwie się od widocznych w dali piaszczystych wydm FireIsland.Po powrocie do domu skubnął nieco śniadania, resztę oddał Dodie.Sprawdziłkuchenne szafki, by się upewnić, że zgromadził w nich wszystkie ulubione przysmaki swychtrojga latorośli, poprawił świeżą pościel w dwóch łóżkach na werandzie i trzecim w rogusaloniku, za biurkiem.Następnie zamknął drzwi na klucz i pojechał na stację benzynowąnapełnić bak volkswagena.Kiedy wrócił, przed domem czekali nań Jasmine i Benji trzymając rozpostarteprześcieradło z wypisanym wielkimi czarnymi literami hasłem: WITAJCIE SOPHIE,CHARLIE I HARRIT! Między „I” a „T” w imieniu Harriet widniał ptaszek, a nad nimpominięte „E”.- Powiesimy to przed domem, żeby od razu zobaczyli! - rzekł Benji z dumą,przekrzywiając głowę, by spojrzeć na swoje dzieło.- Jak ci się podoba?- Majstersztyk! - David obejrzał transparent z taką miną, jakby podziwiał co najmniejobraz van Gogha.- Wspaniały początek ich wakacji!- Złóżmy to, Benji, zanim się ubrudzi - wtrąciła Jasmine i zaczęła składać transparentw równe fałdy.- Zrobić ci kawy przed wyjazdem? - zwróciła się do Davida.- Nie, dzięki.Wolę mieć trochę więcej czasu.Napiję się kawy na lotnisku, jeśli będętam za wcześnie.Z lotami na tę odległość nigdy nie wiadomo, godzina w tę lub w tę stronę toprawie norma.- O której mają planowo wylądować?- Dziesięć po dwunastej.Zanim przejdą przez biuro imigracyjne i odbiorą bagaż,będzie pewnie pierwsza.Kwadrans, nim wydostaniemy się z lotniska.o tej porze nie będzieraczej wielkiego ruchu, powinniśmy zatem dotrzeć tu mniej więcej za piętnaście trzecia.- Dobra, postaramy się być tu o wpół do trzeciej.- Jasmine uśmiechnęła się do niego.-Podekscytowany?- Jeszcze jak!- W takim razie jedź ostrożnie.Do zobaczenia po południu.Sama czuję się tak, jakgdybym miała w środku rój motyli.- To już jest nas dwoje - zaśmiał się, wsiadając do samochodu.Jak się okazało, całe szczęście, że wyjechał wcześniej.Na nowojorskiej obwodnicybył jakiś wypadek, skutkiem czego korek ciągnął się aż do Malverne.Przez godzinę posuwałsię w żółwim tempie, bębniąc niecierpliwie palcami po kierownicy, podczas gdy Dodiezabawiała się szczerząc resztkę uzębienia i warcząc na brodatego kierowcę ciężarówki, którakroczek po kroczku posuwała się na sąsiednim pasie.Nim znalazł zacienione miejsce na parkingu najbliższym jego terminalu, było jużpiętnaście po jedenastej.Uchylił okna, naciągnął dach i zabezpieczył go, zamknął też drzwipozostawiając na pastwę Dodie kierownicę i gałkę dźwigni zmiany biegów, i pobiegł dobudynku.Przecisnąwszy się przez tłum ludzi czekających w długich ogonkach na odprawę,spojrzał na tablicę i przekonał się, że jest w hali odlotów.Rozejrzał się wokoło.Dostrzegł wkońcu strzałkę z napisem PRZYLOTY u stóp schodów jakieś dwadzieścia jardów dalej.Przeskakując po dwa stopnie na raz, wbiegł na wyższe piętro.Panował tu o wiele mniejszy tłok niż w hali odlotów, niemniej za chromowanąporęczą przed drzwiami biura odprawy celnej zgromadziła się już grupa oczekujących.Zkomunikatu na ekranie wynikało, że samolot wylądował przed chwilą z półgodzinnymwyprzedzeniem w stosunku do planu.David stanął na końcu barierki, uświadomiwszy sobiejednak, że dzieci będą jeszcze musiały przejść odprawę celną i paszportową, zawrócił i udałsię na poszukiwanie baru kawowego.Zamówił sobie kawę i ciastko i usiadł tak, by widzieć,kiedy zaczną wychodzić pasażerowie z Glasgow
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Jo Ellen Grzyb and Robin Chandler The Nice Factor, the Art of Saying No
- LaFevers Robin Jego nadobna zabójczyni 02 Mroczny Triumf(1)
- Robin Cook Nosiciel (Larie Montgomery i Jack Stapelton 04)
- 11 Cook Robin Rok internyid 12393
- Prior Robin, O'Connor Joseph NLP i zwišzki (2)
- Kobiety, które kochajš za bardzo Norwood Robin
- Wells Robin Tam dom mój, gdzie serce moje
- Prior Robin, O'Connor Joseph NLP i zwišzki
- Buchan Elizabeth PomyÂśl o lilii
- Allende Isabel Córka fortuny
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- niuniapeja.xlx.pl