[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uczucie spadło na niego niczym cie-pły letni deszcz.Ledwie oddychał.Zastanawiał się, czy mo\na umrzeć z miłości.Wtedy Marit odwróciła głowę i spojrzała na niego.Zdarzył się cud.Noc nagle powróciła, z księ\ycem i gwiazdami, świecącymi najjaśniej od wielu tysiącleci,a ziemia zmaterializowała się pod stopami Awrama, twarda i pełna obietnic,  znów byłw obozowisku pełnym roześmianych ludzi, muzyki i tancerzy wirujących radośniew zadymionym powietrzu.Serce Awrama wróciło na swoje miejsce, \ar rozlał się po całym jegociele.Marit patrzyła na niego  wprost na niego, jej ciemne oczy utkwiły w jego oczach, przycią-gały jego spojrzenie, przyjmowały go, tak jak wiele razy w snach.Przełknął ślinę.To spojrzenienie kłamało. Dolina Kruków była korytem rzeki, pełnym rozszalałej wody podczas zimowych burzy, zaślatem wyschniętym na popiół.W blasku księ\yca cień Awrama, widoczny na skalistych ścianachwąskiego kanionu, sunął za nim jak wspólnik.Chłopiec w milczeniu nasłuchiwał wycia szakalii wiatru wiejącego w skalistym wąwozie.W nocnym powietrzu czaił się chłód, lecz skóra Awra-ma płonęła.Obserwował księ\yc, pełny i jasny, jak przemierza swą odwieczną trasę po niebie.Nie bardzo wierzył, \e Marit przyjdzie.Intryga była prosta: namówił przyjaciela, \eby prze-kazał dziewczynie wiadomość przy studni.Miał powiedzieć, \e Awram znalazł w Dolinie Kru-ków rzadki kwiat i chce go jej pokazać.Marit domyśli się, \e to kłamstwo, ale mo\e uzna je zaniezły pretekst, by przyjść.Awram skulił się i czekał.Kiedy powiał wiatr, chłopak usłyszał w oddali muzykę i śmiech,poczuł apetyczny zapach pieczonego mięsiwa.Zaburczało mu w brzuchu, choć nie czuł głodu.Jego zniecierpliwienie i niepokój rosły z ka\dą chwilą.Czas mijał.Księ\yc nadal wędrował po niebie.Awram zerwał się z miejsca i zaczął nerwo-wo chodzić w tę i z powrotem.W końcu uznał, \e Marit nie przyjdzie.Był głupcem, licząc naspotkanie.A jednak tu stała, zjawiła się bezszelestnie, zupełnie jakby ześliznęła się po promieniu księ-\yca.Patrzyli na siebie z bliska.Po raz pierwszy w \yciu byli sam na sam  zawsze towarzyszyliim jego bracia lub jej siostry, albo inni ludzie z osady.Teraz jednak byli sami pod gwiazdami.Awram uświadomił sobie, \e dr\y  z podniecenia i ze strachu.W swoich fantazjach nie bałsię ani trochę.Nagle, nieco zbyt pózno,, przyszło mu do głowy, \e w tym kanionie będą im towa-rzyszyły duchy Talithy i Serophii, by sprawdzić, czy ich potomkowie nie łamią tabu.Poczuł, jakzimny pot spływa mu po plecach.Był pewien, \e gdyby szybko odwrócił głowę, ujrzałby za sobąTalithę, rozwścieczoną, gotową urwać mu głowę.Marit rozcierała ramiona i rzucała lękliwe spojrzenia na prawo i lewo, jakby i ona spodzie-wała się, \e widmo jej antenatki lada moment zada jej śmiertelny cios.Cisza się przeciągała, słyszeli jedynie wiatr szepczący między skałami, widzieli cienie, księ-\yc i siebie.Awram odchrząknął.W jego uszach zabrzmiało to jak grzmot.Marit opuściła wzrok. Kwiat  powiedziała cicho. Czy ty. Ja. Przełknął ślinę.Czekała. Ja. znowu zaczął.Wyleciały mu z głowy wszystkie fantazje na temat ich pierwszej roz-mowy.Nagle wydało mu się, \e czuje na sobie wzrok babki i abby, i wszystkich przodków, a\ doTalithy.Ogarnął go strach.Zimny pot studził jego rozgorączkowane ciało, Awram trząsł się jaklistek.Co ja robię?  pomyślał.Aamał najpotę\niejsze rodzinne tabu. Wtedy ujrzał, \e i ona dr\y, i zrozumiał, jak bardzo ryzykowała, przychodząc tutaj, jakie todla niej niebezpieczne.Molok przyło\yłby jej pasem na gołą skórę, gdyby tylko wiedział.Mogli się jeszcze wycofać i ocalić głowy.Powinien uciec na wzgórza i pozwolić Marit wró-cić do domu.Tak byłoby najrozsądniej.śadne z nich jednak nawet nie drgnęło.Byli więzniami księ\ycowego światła i po\ądania, taczternastoletnia dziewczyna i szesnastoletni chłopiec, więzniami swojej ledwie budzącej się do-rosłości.Pózniej nie potrafili powiedzieć, kto zrobił pierwszy krok, potem następny, a potem niew głowie ju\ im były dawne rodzinne waśnie i wpadli sobie w ramiona.Awram przywarł ustamido warg dziewczyny, Marit zarzuciła mu ręce na szyję.Całowali się rozpaczliwie, pośpieszniei bardzo niezręcznie.Mieli wra\enie, \e ściany kanionu się rozstępują i porywa ich lawina, \esłyszą krzyki rozwścieczonych przodków i czują na sobie zimny oddech śmierci.Wkrótce jednak byli tylko oni  Awram i Marit.Przytuleni, płonący z po\ądania, zapomnielio obserwujących ich duchach, obojętni na tabu i gro\ące im konsekwencje, na więzy krwii zemstę.A kiedy ju\ mogli odetchnąć i coś powiedzieć, oboje wybrali słowo  kocham.Następnego ranka Awram wypatrywał znaków.Był pewien, \e sprowadził nieszczęście narodzinę.Spodziewał się, \e znajdzie dom w ruinie, dach w ogniu albo krosty na swojej skórze.Poranek jednak był spokojny, babka jak zwykle sączyła piwo.Nie narzekała na złe sny, nic niewskazywało na to, \e coś jest nie tak.Yubal tylko wydawał się bardziej zamyślony ni\ zwykle,ale Awram przypuszczał, \e ma to związek z nadchodzącym winobraniem.Nerwowo, w milczeniu wypił piwo i zjadł chleb, a zanim wyszedł z domu, staranniej ni\zwykle pokłonił się przodkom, zostawiając im większe porcje śniadania i modląc się, by nie na-wiedzili domu, niszcząc się za jego występek.śył w ciągłej obawie przed karą, przed nagle rozstępującą się ziemią albo piorunem, którymógłby go razić z letniego nieba, ale dni mijały, a na dom nie spadło \adne nieszczęście.Awrampowoli odzyskiwał pewność siebie i zorganizował następne spotkanie z Marit w Dolinie Kruków.Ona równie\ nie zauwa\yła w swoim domu niczego niezwykłego  \adnych duchów, \adnegopecha  więc pewnie przodkowie nie mieli nic przeciwko ich miłości. Bogini pragnie, \ebyśmy dawali sobie rozkosz  rozumował Awram, biorąc ją w ramiona. Jak przodkowie mogliby sprzeciwiać się Bogini?To, \e udawało się im utrzymywać schadzki w sekrecie, było cudem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki