[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chcę adwokata.15 kwietnia, środaProkurator Mordarski rozsiadł się w wygodnym fotelu, zprzyjemnością przesuwając ręką po gładkiej skórze.Powiódł wzrokiempo ścianach pomalowanych niedawno na kremowy kolor i poeleganckich szafkach, w których spoczywały akta prowadzonych przezniego spraw.Trzy teczki leżały przed nim na dębowym biurku.Rozkoszowanie się gabinetem przerwało wejście sekretarki.Ona jednatu nie pasowała: miła kobieta, ale po pięćdziesiątce, i widać było, żenawet w latach młodości nie grzeszyła ani figurą, ani urodą. Mordarski westchnął: państwowa posada, nawet tak dobrze płatnajak jego, niosła ze sobą ograniczenia.Długonogie piersiaste blondynkimogli zatrudniać prezesi prywatnych firm, w prokuraturzeobowiązywały takie nonsensy jak prawo pracy: sekretarkę odziedziczyłpo poprzedniku i ze zmianą na młodszy model musiał poczekać, aż tadobrowolnie odejdzie, co w tym przypadku oznaczało pewnie dopieroodejście na emeryturę.Chodziło mu przy tym wyłącznie o podniesienie reprezentacyjnościgabinetu, jako że sam był gejem.Oczywiście się kamuflował, czemusłużyły żona i dwie córki.W kraju panował taki klimat, że gdyby sięujawnił, nie mógłby liczyć na nic więcej niż stanowisko szeregowegoprokuratora.A kto wie, czy za obecnego ministra sprawiedliwości -znanego homofoba, który zasłynął z zakazania demonstracji gejowskiej,kiedy jeszcze był prezydentem miasta - nie straciłby pod jakimśpretekstem pracy.Przypomniały mu się teorie psychologiczne, że homofobia jestczęsto reakcją na utajone skłonności homoseksualne.Spróbowałwyobrazić sobie scenę miłosną z ministrem, ale tylko wzdrygnął się namyśl o znalezieniu się w łóżku z tym grubiutkim pigmejem.- Inspektor Markowski i komisarz Senik - zaanonsowała sekretarka.Mordarski oczekiwał ich, ale mimo to się skrzywił.Nie znosił tegochama Markowskiego, ordynusa w najgorszym wydaniu.Usiłował nawetznalezć jakieś haki, żeby zdegradować go na krawężnika, ale okazało się, że jakkolwiek haków by nie zabrakło, inspektor za dużo wiedział,przez co był nie do ruszenia.- Dzień dobry panom - przywitał się Mordarski.- Proszę usiąść.Senik odpowiedział dzień dobry, Markowski mruknął coś podnosem.Usiedli na krzesłach przed biurkiem.- Panowie, co jest? - prokurator bez wstępów przeszedł do rzeczy.-Mam trzy różne sprawy i co spostrzegam? %7łe ofiary są ze sobąspokrewnione! Nawet jeśli policja nie stwierdziła związku między tymizabójstwami, to wypadałoby mnie poinformować o takim zbieguokoliczności.- Na jakiej drodze? - Markowski jak zwykle nastawiony był doMordarskiego konfrontacyjnie.- Albo jest powiązanie, albo go nie ma.W tych sprawach nie ma.Pokrewieństwo ofiar jest tu bez znaczenia.- Formalnie tak, ale to ja wnoszę akt oskarżenia i muszę o tymwiedzieć.Nie chcę, żeby obrona zaskakiwała mnie na sali sądowej takąinformacją i grała na uzasadnionych wątpliwościach, że policja nieznalazła właściwego motywu.A telefon do prokuratury chyba pan ma?- Przecież pan ustalił, że mamy do czynienia z rodziną.W czymproblem?- W tym, że gdyby te trzy sprawy nie trafiły akurat do mnie, niczegobym nie ustalił! I tak cud, że zwróciłem na to uwagę, przecież matka idzieci mają inne nazwiska! - Rzeczywiście powinniśmy poinformować - wtrącił się Senik, chcącprzerwać tę konfrontację - przepraszamy.Z drugiej stronywykluczyliśmy powiązanie, dowody są jednoznaczne, więc nawet gdybyktóryś adwokat wyciągnął, że to rodzina, nic by nie osiągnął.- Dowody są jednoznaczne - zgodził się Mordarski - ale nie maprzyznania się do winy, a sprawa chłopaka nie jest zamknięta: niewiadomo, co przyniesie.- Nie może przynieść żadnych rewelacji - starał się uspokoićprokuratora Senik.- Oczywiście najpierw też uznaliśmy, żezamordowanie całej rodziny nie może być przypadkowe i prowadziliśmyśledztwo w tym kierunku - komisarz przemilczał, że o tym, że wszystkieofiary są ze sobą spokrewnione, dowiedzieli się pod koniec śledztwa.-Musieliśmy to jednak wykluczyć.Przede wszystkim matka była dladzieci praktycznie obca, straciła je, jak były małe.Natomiast dzieciobracały się w patologicznych środowiskach, gdzie zabójstwa zdarzająsię częściej.Kincel miał wyrazny motyw, by zamordować żonę.- Niby jaki? - przerwał mu prokurator.- Właśnie nie widzę motywu.Zemsta po latach? Trochę zbyt naciągane.- Niekoniecznie.Zbadał go nasz policyjny psycholog.Kincel jestpsychopatą, który nienawidził swojej byłej żony, regularnie się na niejmścił, używając do tego dzieci, a zabójstwo było tylko kolejnym,ostatnim etapem tej zemsty.Psycholog wyciągnął z niego na przykład,że Paczkowska również pózniej starała się skontaktować z dziećmi, natomiast Kincel nie wyjawił jej, że są w Polsce, tylko utrzymywał wprzekonaniu, że nadal mieszkają z nim, a on nie wyraża zgody na żadnekontakty.- W porządku, brzmi sensownie - zgodził się Mordarski.- Będę musiał zlecić biegłemu sporządzenie ekspertyzy, no bo opiniawaszego psychologa ma wartość tylko roboczą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki