[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wylewał wtedy żale przed chłopcem,który z niechęcią tego słuchał, wcale nie chcąc być głową przeklętej rodziny.Nie interesowało go też, kogo oj-RLT ciec ściga, kogo chce zabić, z kim zamierza prowadzić wojnę, albo dlaczego najlepszy przyjaciel nagle stał sięśmiertelnym wrogiem.Nie lubił siedzieć przy jednym stole z tym budzącym strach człowiekiem, miażdżącymw zębach kości kurcząt i wlewającym w siebie kolejne beczułki wina.Był dzieckiem cichym, małym i szczup-łym.Chciał spokoju.John Clement dobrze pamiętał swoją zazdrość, ale też i ulgę, że nie musi wysłuchiwać wszystkiego.Jako mały chłopiec gorąco pragnął znalezć się w mocnym ojcowskim uścisku i słuchać wypowiadanychochrypłym szeptem sekretów, nim pijany ojciec zapadnie w sen.Wolał natomiast nie pamiętać o pewnymrodzicielskim sekrecie, odkrytym niechcący.Miał wtedy osiem lat i włóczył się po korytarzu, pogwizdując podnosem i zaglądając do kolejnych komnat.Czuł się jeszcze nieswojo po pogrzebie Anny.W jednej z komnat podoknem zobaczył nakryty czymś, poruszający się kształt.Przyjrzał się bliżej - kształt okazał się ojcem, którydziwnie się kołysał i dyszał.Chłopiec zobaczył też nogę i rękę należące do kogoś, kto znajdował się podspodem.A także głowę z długimi, ciemnymi, kobiecymi włosami, odwróconą do niego tyłem.Uciekł i wciążpogwizdując, wrócił do siebie.Ale ojciec zdążył go zauważyć.W komnacie John podszedł do okna i zaczął siębawić otrzymanym niedawno w podarunku sztyletem ze stosownymi insygniami wyrytymi na rękojeści.Wyciągnął go z pochwy, wsunął z powrotem i wyjął; znów wsunął i wyjął, z przyjemnością słuchając cichegoszelestu.Nie myślał o niczym i zdziwił się, gdy do komnaty wpadł ojciec, poprawiając jeszcze na sobie strój,jakby sprawdzał, czy wszystko jest na miejscu.Obrzucił chłopca niespokojnym wzrokiem.- Zdaje się, że coś widziałeś.- Wszyscy doskonale wiedzieli, że nie przepuścił żadnej kobiecie, iprzymykali na to oko, ale on się bał, że się żona dowie.- Nie! - John Clement zachował ten moment w pamięci.Mały chłopiec patrzył niewinnie na dorodną,rumianą twarz ojca, niby spokojnie i obojętnie, ale w środku aż wił się z obawy, że mogłoby dojść do dalszejrozmowy.- Nie wiem, o czym mówisz, ojcze.- Ulga, kiedy dorosły mężczyzna przyjął jego wyjaśnienie iwyszedł.Nadal nie potrafił ocenić, czy to błogosławieństwo, czy przekleństwo, że był młodszym synem.Z jednejstrony pomogło mu to zachować niewinność i trwać w niewiedzy o najgorszych ekscesach dorosłych.Ale zdrugiej strony napełniło goryczą jego uczucia do Edwarda, z którym przechodził wszystko.Groziło tym, że gdydorosną, zaczną na wzór poprzedniej generacji niszczyć się nawzajem - krzyczeć, walić pięścią w stół i grozićbronią - jakby cała ta złość wspólnie znoszona latami była zatruwającym duszę dziedzictwem, od którego niema ucieczki.Najpierw zapadło między nimi milczenie, potem się rozstali, gdy on wyjechał na kontynent, a nakoniec zapanowała między nimi niechęć; wytworzyła się przepaść, nad którą nie dało się przerzucić mostównawet wtedy, gdy po wielu latach przyznał, że Edward miał rację i warto było wyrzec się pewnych spraw wimię świętego spokoju i normalnego życia.Jak na ironię to właśnie Edward pragnął pogrzebać przeszłość i wszystko zacząć na nowo.A JohnClement, który dopiero w wieku dorosłym nauczył się, że za wszelką cenę należy unikać konfliktów, był - coteraz gorzko sobie wyrzucał - zapalonym, rozgorączkowanym raptusem.To on domagał się sprawiedliwości,zemsty, odpłaty za krzywdy.To on uważał Edwarda za tchórza i - co było niewybaczalne - wykrzyczał mu to wtwarz.To on był winien rozdzwięku między nimi.RLT Edward nie żył i już niczego nie da się naprawić.Nie ma szansy, by z ponurego rodzinnego dziedzictwawynikło coś pozytywnego; nie ma też z kim pogadać o dawnych dziejach.Pozostało tylko gorzkie wspo-mnienie pobytu w pałacu Lambeth i bólu w oczach Edwarda, gdy arcybiskup poszedł spać, a wtedy onbuńczucznym młodzieńczym tonem rzucił słowo, które odbiło się głośnym echem w wysoko sklepionymwnętrzu:  Tchórz!".Rano, gdy się zbudził, Edwarda nie było.A teraz został sam.Czarnowłosa dziewczyna w białym czepku wpatrywała się w niego.Lęk malujący się na jej twarzywywołał w nim litość.Dosyć, dosyć! Czas skupić się na tym, co go czeka teraz.Jest mężczyzną w poważnymwieku, a w ciągu tych lat, które minęły, odkąd grał z Edwardem w ciupy w coraz to innych, pełnychprzeciągów zamkach Anglii, ta dziewczyna zajmowała jego myśli i marzenia.- Meg - odezwał się.Słowa przychodziły mu z trudem, ale jej imię, ku swemu zdziwieniu, wymówiłniespodziewanie łatwo i dzięki niemu wrócił do terazniejszości, w której kochał tę kobietę.- To był mój brat.Westchnęła.Tego się nie spodziewała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki