[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ucieszył się chyba, że nie musi się przy55. mnie rozbierać, ale kiedy zdjął but oraz mocno pocerowaną skarpetęi podwinął nogawkę,skrzyżował ręce na piersi i rzucił mi sceptycznespojrzenie.- Rany, zupełnie jakbym przystępował do masonów!Mam złożyćprzysięgę czy coś w tym stylu?Parsknąłem śmiechem.- Proszę siedzieć i pozwolićmisię zbadać, jeśli łaska.To niepotrwa długo.Usiadł na fotelu, a ja przykucnąłem naprzeciw niego i delikatnie ująłem chorą nogę,prostując jąw kolanie.Mięśnie napięły sięi Roderick stęknął z bólu.- Za mocno?- spytałem.-Obawiam się, że muszę nią trochęporuszać, żeby ocenić skalę kontuzji.Noga byłachuda, gęsto porośnięta sztywnymi,ciemnymi włoskami,lecz skóra miałażółtawy,bezkrwisty odcień, a w kilku miejscachna łydce i goleni widniały gładkie, różowe placki izagłębienia.Kolanookazało się blade i bulwiaste jak dziwaczny korzeń, a do tego paskudnie sztywne.Mięsień łydkizdawał sięwiotki i nienaturalnie napięty,podpalcami zaś wyczułemwęzłowatezgrubienia stwardniałej tkanki.Staw kostkowy, drastycznie przeciążany w ramach rekompensatyza nieruchome kolano, byłopuchnięty izaogniony.- Kiepsko, co?- spytał ściszonym tonem,kiedy próbowałem rozruszać nogę i stopę na wszystkie strony.- Widzę problemy z krążeniem, do tego dochodzą zrosty.Nie jestdobrze.Alewidziałem gorsze rzeczy.Boli?- Au.Jak cholera.- A teraz?Wyszarpnął stopę.- Jezu!Co jest, chce mi pan ją urwać?Razjeszcze ująłemdelikatnie niesprawną kończynę i postawiwszyją wnaturalnej pozycjispróbowałem ogrzać i rozruszać zwiotczałymięsieńłydki palcami.Następniepodłączyłem nogę do urządzenia:najpierw zamoczyłem kawałki płótna opatrunkowego w roztworze56soli i umieściłem je na elektrodach, które przymocowałem do łydkiopaską elastyczną.Roderick śledziłmoje poczynania coraz bardziejzaintrygowany.- To kondensator, tak?- spytał z chłopięcym zaciekawieniem.-Aha.W ten sposób pewnie zakłóci pan przepływ impulsów.Zaraz,a ma pan na to licencję?Nie pójdą mi iskry zuszu, ani nic takiego?- Mam nadzieję, że nie - odparłem.- Ale muszę panu powiedzieć,że mój ostatni pacjent oszczędza majątek na prądzie.Zamrugał, w pierwszej chwili biorącmoje słowa na poważnie.Potem podchwycił mojespojrzenie, po razpierwszy tego dnia, jeśli niewogóle, tak jakby po razpierwszy mnie "zobaczył", i uśmiechnął sięmimowolnie. Uśmiech złagodził mu rysy, odwracając uwagę odblizn.Podobieństwo do matkirzucało się w oczy.- Gotowy?- zapytałem.Skrzywił się, co jeszcze bardziej upodobniłogo do chłopca.- Chyba tak.-No to jedziemy.Pstryknąłem włącznik.Roderick krzyknął, nogapodskoczyła mudo góry.Wybuchnął śmiechem.- Nie boli?- spytałem.- Nie.Trochę kłuje, nic wielkiego.Teraz się rozgrzewa!Czy takmabyć?- Właśnie tak.Proszę dać znać, kiedy temperaturazacznie spadać,znów ją podkręcę.Spędziliśmyw ten sposóbpięć lub dziesięć minut, dopóki uczucie gorąca się nieustabilizowało, co znaczyło, żeprąd osiągnął wartośćnajwyższą.Wówczas zostawiłem urządzenie w spokojui przysiadłemna drugim fotelu.Roderick pomacał się po kieszeniach spodniw poszukiwaniu tytoniu i notatek.Nie chcąc patrzeć, jak zapalakolejny "gwózdz do trumny" wyjąłem swoją paczkę izapaliliśmypojednym.Mocno sięzaciągnął, przymykając oczyi lekko zwieszającgłowę.- Zmęczony?- rzuciłem ze współczuciem.57. Wyprostował się w jednej chwili.-Nie bardzo.Po prostu od szóstej jestem na nogach, dojeniei w ogóle.Przy tej pogodzie nie jest zle, nie toco zimą.Z Makinsemteż bywa różnie.- Tak?Dlaczego?Ponownie zmienił pozycję.- Och, nie powinienem się skarżyć - odparł z ociąganiem.- Niema łatwego zadania,ten cholerny upałzrobił swoje: szlag trafił mleko i trawę, musieliśmyuszczknąć zapasy na zimę, żeby wykarmić stado.Ale ten człowiekrzuca tysiącniemożliwych pomysłów na minutę,wdodatkunie ma zielonegopojęcia,jak je zrealizować.To, rzeczjasna, pozostawił mnie.Zapytałem, co dokładnie ma na myśli.- No cóż -odpowiedział,znów jakby niechętnie.- Umyślił sobie,żeby doprowadzićwodę z głównego zbiornika.Iprąd, zajednymzamachem.Twierdzi, że nawet jeśli studnia ponownie napełni sięwodą, lada chwilawysiądzie pompa.Oczywiście mam ją wymienić.Ostatnio stwierdził, że obora grozi zawaleniem, powinienem ją zburzyć i postawićnową, z cegły.Mając oborę z cegłyi elektryczną dojarkę, moglibyśmy produkować akredytowane mleko iwięcejzarobić.O niczym innymnie gada.Sięgnął do stolika po szarą popielniczkę, wypełnioną po brzeginiedopałkami, skręconymijak robaki.Nachyliłem się i strzepnąłempopiół.- Hm, obawiam się, że co do mleka ma rację.-Ależwiem.że ma!-zaśmiał się Roderick [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki