[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czas płynął niepostrzeżenie.Kiedy na jednej z polan Morganzsiadł z konia i przywiązał go do drzewa, Suzannie nie chciałosię wierzyć, że nadeszła już pora południowego posiłku.Chwilę potem na polanę wjechał na koniu służący.- Biedak musiał przez cały czas podążać za nami.Morgan wzruszył ramionami.- Jestem pewny, że woli to niż swe zwykłe, codzienne obowiązki.Zobaczmy, co przygotowano nam do jedzenia.- Kiedyzbliżyli się do miejsca, w którym służący rozłożył na ziemiobrus i zaczynał otwierać pojemniki, Morgan zapytał: - Ben,czy dali też posiłek dla ciebie, tak jak poleciłem?Młody człowiek uśmiechnął się z zadowoleniem.- Tak, Wasza Wysokość.Już go zjadłem.Był naprawdę bardzo smaczny.- To dobrze.- Morgan spojrzał na Suzannę.- Możemy obsłużyć się sami? - zapytał.- Oczywiście - odparła bez namysłu.- Tak robią zwykliludzie.Nie mam pojęcia, jak wyglądają twoje pikniki.- Czy nie są podobne?Spojrzała na bogato haftowany obrus i lniane serwetki ozdobione monogramem.Na dużym, porcelanowym półmisku znaj- dował się pieczony drób, przybrany korniszonami.Na innychpółmiskach leżały kanapki, różnorodne, misternie pokrojone,surowe warzywa i owoce oraz przygotowane na deser apetycznie wyglądające ciasteczka.W srebrnym kubełku z lodem chłodziła się butelka białego wina.Biedny Ben musiał przytaszczyćto wszystko w jukach.Suzanna obdarzyła Morgana nieco wymuszonym uśmiechem.- Tak.Chyba są podobne - odparła niezbyt szczerze.Gawędzili, siedząc na trawie i z apetytem pochłaniając doskonałe jedzenie.Potem Morgan wyciągnął się pod drzewemi obserwował, jak Suzanna plecie wianek ze stokrotek, którychmnóstwo rosło w pobliżu.Kiedy skończyła robotę i przyozdobiła wiankiem długie,czarne włosy, Morgan stwierdził z uśmiechem:- Wyglądasz jak leśna nimfa.- Czyżby nimfy chodziły w dżinsach?- Chyba biegają po lesie całkiem nago.- Nago? Pogryzione przez komary i.poparzone trującymibluszczami, z pewnością przeniosły się do miast.Suzanna czuła się świetnie.Była zachwycona lekkością prowadzonej z Morganem rozmowy.Kiedy Ben spakował resztki jedzenia, Morgan odesłał go dozamku.- Ruszamy dalej? - zapytał.Natychmiast przyszło jej do głowy, że chce zostać z nią samna sam.Szybko jednak pozbyła się podejrzeń.Morgan odprawił służącego, bo ten wykonał swoje zadanie i nie był tu jużpotrzebny!Po krótkiej jezdzie nastąpiła zmiana krajobrazu.Trakt wiódłteraz ku szczytowi dość stromego wzgórza.Gdy znalezli się nagórze, Morgan zsiadł z konia. - Chodz ze mą - powiedział - chcę coś ci pokazać.Poprowadził Suzannę na sam szczyt i otoczył ją ramieniem.Gdy tylko jej dotknął, natychmiast zesztywniała.Kątemoka spojrzała na Morgana.Zobaczyła jednak, że całkowicieskupił się na malowniczym krajobrazie, rozciągającym sięponiżej wzgórza, u ich stóp.Morgan de Souverain miał szlachetny profil greckiego boga.Spojrzenie Suzanny zatrzymałosię na jego ustach.Natychmiast przypomniała sobie ich moci smak.- Prawda, że to piękny widok? - zapytał z entuzjazmem,jedną ręką ściskając Suzannę za ramię, a drugą wskazując cośw dole.Z niechęcią odwróciła głowę.Popatrzyła tam, gdzie życzyłsobie Morgan.U stóp stromego zbocza zobaczyła wijący się szeroki strumień, wartko płynący wśród kamieni.Kryształowo czysta wodakrążyła wśród skał.Z siłą uderzała o brzegi wąskiego koryta,wzbijając słupy piany.- Zliczny widok - stwierdziła Suzanna, otrząsnąwszy sięz wrażenia, jakie wywierała na niej bliskość Morgana.- Niezwykle urokliwy krajobraz.- Byłem przekonany, że ci się spodoba.To jedno z moichulubionych miejsc.- Nie miałam pojęcia, że Monrovia to taki malowniczy i cie-kawy kraj.- Jesteś zaskoczona? Powinnaś koniecznie zwiedzić nasząstolicę i obejrzeć inne atrakcje.- Chciałabym bardzo - szepnęła Suzanna.- Sporządzę wykaz moich ulubionych miejsc.Gdy tylko udaci się znalezć trochę wolnego czasu, dzwoń od razu do biurazarządcy zamku.Wystarczy, że powiesz mu, kiedy chcesz jechaći dokąd.Natychmiast załatwi ci potrzebny transport. - Dziękuję.Chętnie skorzystam - bez większego entuzjazmu odparła Suzanna, starannie ukrywając rozczarowanie.Wolałaby mieć Morgana za przewodnika.- Jak widzę, dbasz o swoich pracowników.- Lubię zadowalać ludzi.W taki czy inny sposób - dodał,znacząco przeciągając sylaby, i podszedł odwiązać konie.Kiedy ponownie znalezli się w siodłach, spojrzał na zegarek.- Musimy wracać.Nie przypuszczałem, że jest już takpózno.Chociaż przez chwilę dzięki mnie nie myślał o czekającymgo spotkaniu, pomyślała Suzanna.Nie wiadomo, dlaczego świadomość tego faktu poprawiła jej humor.Nie wiedziała, czy i kiedy znów ujrzy Morgana.Po powrociez przejażdżki ani słowem nie wspomniał o następnym spotkaniu.Mogłaby to być krótka, służbowa rozmowa albo drink popracy.Widocznie przestał się nią interesować.Pogodziła się z myślą, że jej krótki kontakt z nowym, wspaniałym światem skończył się bezpowrotnie.Siedziała przy stolepogrążona w pracy wymagającej wielkich umiejętności, cierpliwości i największego skupienia, gdy nagle od strony drzwi dobiegł ją niski, męski głos.Aż drgnęła z wrażenia.- Nie spodziewałam się, że jeszcze cię zobaczę! -wypaliłabez namysłu, ujrzawszy Morgana.- Dlaczego? Przecież tutaj mieszkam - odparł z uśmiechem.- Miałam na myśli to, że jesteś bardzo zajęty - wyjaśniłachłodnym tonem.- Lubię trzymać rękę na pulsie i wiedzieć, co się dzieje.Jakpostępuje renowacja?Suzanna zdała krótkie sprawozdanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki