[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A kiedy Jarosz się zmęczył i przestał grać, jak stado ptaszków zrywał się śpiew dziewcząt.Tak uzupełniały się: warczenie kołowrotków, buczenie dud i razne melodie pieśni.Poskończonej pracy rozlegał się tupot nóg bijących o podłogę w ożywionym tańcu.Niekiedy zapraszano też Jarosza na wesele, ale zamożniejsi gospodarze coraz częściej jużsprowadzali muzykantów ze skrzypcami, klarnetami i basem.W końcu Jarosz dudlił tylko dlanajbiedniejszych, których nie stać było na zamówienie orkiestry.Pewnego dnia po południu, kiedy Jarosz na pastwisku, otoczony owcami, w zadumaniu grałna swych nieodstępnych dudach, spostrzegł zbliżającego się knopa.Wyjął z ust munsztukswego instrumentu i zapytał:- Czego ty chcesz, knopie*1?Przybysz podszedł bliżej, i wtedy Jarosz zauważył, że ma on dziwny wygląd.Był bowiemubrany w modre buksy*2, zieloną jakę*3, a na głowie nosił spiczastą, czerwoną myckę*4.Chociaż był mały jak prawdziwy knop, twarz miał dorosłego człowieka, starą i zmarszczoną.Jarosz pełen zdziwienia spozierał na niego to z jednej, to z drugiej strony.Wtedy przybysz, abył to krasnoludek, odezwał się grzecznie:- Przyszedłem do was z prośbą, abyście byli tak dobrzy zagrać i nam na dudach na naszymweselu.Owczarz zdziwił się jeszcze bardziej.Nic nie słyszał o żadnym weselu, a przecież gdy sięurządza we wsi taką uroczystość, to wszystkie wróble o tym ćwierkają.Spytał więcniepewnie: Gdzie się odbywa to wesele?- A tu, niedaleko, chodzcie, to zobaczycie.Jarosz znał całą okolicę jak własną kieszeń i wiedział dobrze, iż w pobliżu nie ma żadnejchałupy, jego ciekawość nie miała więc już granic.Jeszcze jednak się wymawiał:103 - Jeno kto będzie pilnował owiec?- Nie bójcie się, zaczekają na was.Stary pastuch podniósł się z ziemi i trzymając przed sobą dudy poszedł za knopem.Tenzaprowadził go kilkanaście kroków dalej, gdzie znajdowało się stare rumowisko kamieni icegieł.Ku najwyższemu zdumieniu Jarosza otwarła się szeroka szczelina, w której ukazałysię kamienne schody, prowadzące w dół jak do piwnicy.Po nich zeszli do obszernej izby,gdzie rzeczywiście zgromadzeni byli goście weselni.Jaroszowi oczy wyszły na wierzch zezdumienia i błyszczały jak szlifowane bursztyny.Rozglądał się na wszystkie strony, patrzał ipatrzał.Był tam długi i niziutki stół nakryty obrusem haftowanym kolorowo w tulipany, serca ikoszyczki z kwiatami.Na stole stały filiżaneczki jak naparstki, talerzyki jak muszelki,dzbanuszki jak kielichy lilii.A naokoło siedziały kraśnięta, nie wyższe nad łokieć, z młodąparą pośrodku: panna młoda z wianuszkiem mertowym*5 i welonikiem tiulowym, pan młodyz ruchelką*6 merty na piersiach, jak to przyjęte jest na Pomorzu.Widząc to wszystko owczarz aż mrugał oczyma.Najróżniejsze myśli przelatywały mu przezgłowę.Pytał sam siebie: sen to czy jawa?Jednocześnie chciało mu się śmiać i niemal zawołał: - Knopy bawią się w wesele! - Aleugryzł się w język, bo twarze były poważne i uroczyste.Tak się na to wszystko gapił, żezupełnie zapomniał, po co tu go wezwano.Ale przypomniał mu to krasnoludek.Podszedł kuniemu i rzekł:- Młodzi chcą tańczyć, zagrajcie.Rozejrzał się Jarosz po izbie, pragnął gdzieś usiąść, a tu krzesełka i ławeczki jak w pokojulalek.Usiadł więc na podłodze, oparł plecy o ścianę i zaczął dmuchać w swoje dudy iprzebierać palcami.Grał tak jak na innych weselach.Najpierw polkę, potem walca, a widząc,jak te figurki, niby z porcelany, kręcą się w takt muzyki, dziwił się ich zręczności.Zapytałjednego z kraśniąt:- Skąd wy umiecie tak ładnie tańczyć?- A bo to nie dość przyglądaliśmy się, jak ludzie wywijają na weselach?- Ale gdzie? Chodzę na wszystkie wesela, a nikogo z was nigdy nie widziałem.- Bo my jesteśmy niewidzialne, siedzimy cichutko pod kominem, patrzymy i uczymy się.- Dobrze, że ja to wiem - odpowiedział owczarz i krzyknął, aż się kraśnięta poderwały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki