[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wciągnąłem nosem słodkawy zapach dymu.Oblizałem wargi na widok rozżarzającego się koni-uszka papierosa, ale facet tylko wyszczerzył zęby i dmuchnął mi dymem prosto w twarz.- Cześć, Carl - powiedziałem.Pragnąłem, żeby te słowa zabrzmiały dobrze i twardo, ale Carl nieprzestał się uśmiechać.- Oto okryty ponurą sławą Mike Hammer.Mam nadzieję, że chłopcy dobrze wykonali robotę.Je-śli im na to pozwolę, będą jeszcze lepsi.- Byli niezli.- Odwróciłem głowę, żeby mu się przyjrzeć.- Więc to ty jesteś& szefem.Zmienił się na twarzy.Uśmiech był teraz zjadliwy.- Jeszcze& niezupełnie - odparł.- Być może już jutro nim zostanę.Jestem szefem tylko na swo-im terytorium& Chwilowo.- Ty gnido.- Nawet wypowiedzenie tych słów sprawiało trudność.Oddychałem z trudem przezzaciśnięte zęby.Zamknąłem oczy, wyprostowałem się i słyszałem jego śmiech.- Oszczędziłeś nam dużo roboty.Podobno noga ci się powinęła, gdy znalazłeś to, czego szu-kamy.Nic nie odpowiedziałem.- Mówią, że chcesz pohandlować.Gdzie towar?Oczy same się otworzyły.- Najpierw ją puśćcie.Znowu ten krzywy uśmiech.- To nie o nią się targujemy.Zmieszne, nawet nie wiem, gdzie jest.Widzisz, ona jest poza moimrewirem.Opanowałem się ogromnym wysiłkiem woli.W ramionach czułem nerwowe drgawki.Zacisną-łem pięści, żeby ręce nie drżały.- To ciebie wystawiam na sprzedaż.Albo będziesz gadał, albo wyjdę z pokoju i powiem chłop-com jedno słowo.Wtedy przemówisz.- Idz do diabła.Pochylił się niżej.- Jeden z nich to nożownik.Lubi bawić się klingą.Być może pamiętasz, co zrobił z Bergą - po-wiedział z lubością.- A to było niczym w porównaniu z tym, co zrobi z tobą.Kantem dłoni naśladował cięcia nożem na moim ciele, wyszukane i wyrafinowane.Kiedy do-szedł do pachwiny, uderzył dla wywarcia lepszego efektu, a krzyk, który z siebie wydałem, uwiązłw gardle przyduszony bólem.Carl, żeby lepiej usłyszeć, przysunął się jeszcze.Pochylił się jednak za bardzo, a moje ręce ścisnęły jego gardło tak mocno, że palce utkwiły wwarstwach tłuszczu.Oczy wyglądały jak dwa kamyczki, które próbują wypaść z oprawy.Nacisną-łem mocniej i zmusiłem go do klęknięcia.Wszystko odbywało się bez najmniejszego dzwięku.Wostatnim przypływie wściekłości wbił paznokcie w nadgarstki.Kiedy głowa opadła do tyłu uściskzelżał, a nabrzmiały język wypełnił otwór będący jego ustami.Coś w gardle naprężyło się i pękło.Gdy zabrałem dłonie, usłyszałem tylko syk wchodzącego do płuc powietrza.Położyłem go na łóżku w pozycji, w której leżałem przed chwilą.Takiej okazji nie wolno byłozmarnować, dlatego pozwoliłem Carlowi żyć o jedną minutę dłużej, niż powinien.Spróbowałemnaśladować jego głos.Zawołałem w stronę drzwi:- Powiedział, co trzeba.Teraz go załatwcie.Na zewnątrz zaskrzypiało krzesło.Ktoś coś powiedział, potem cisza i szuranie w stronę drzwi.Nawet nie spojrzał w moją stronę.Podszedł do łóżka i usłyszałem, jak otworzył sprężynowiec.Chłopak wiedział, co robi.Nie wbił noża.Przyłożył w odpowiednim miejscu i powoli wepchnął.Ciało Carla wygięło się i przeszył je dreszcz.Odsłoniłem płomień świecy, chłopak dostrzegł swójbłąd.Wtedy z całą siłą, jaką w sobie znalazłem, uderzyłem w szyję miażdżąc kręgosłup i rdzeń.Nieżył, kiedy kładłem go na podłodze.Doskonale.Z każdą chwilą sytuacja stawała się lepsza. Wpadłem do sąsiedniego pokoju z wrzaskiem, którego nie mogłem już dłużej powstrzymać, i do-stałem drania przy stole.Sekunda, w której zawahał się z przerażenia, była tą, której potrzebował nasięgnięcie po rewolwer.Rękę trzymał już na kolbie, gdy rozdrapałem paznokciami jego twarz iprzygniotłem ciałem do podłogi.Rewolwer wypadł z rąk i przeleciał przez pokój.Nacisnąłem gokolanami.Z ust dobyło się jakieś bulgotanie, które ustało, gdy pięścią wywichnąłem szczękę.Jużnie szukał rewolweru.Przyłożył ręce do twarzy i próbował się zasłonić.Nie mogłem odmówić muprzyjemności zobaczenia, co go czeka.Miał patrzeć na wszystko, co z nim robię, aż w końcu oczyzaszły mgłą, kiedy tył głowy trzasnął o podłogę.Stałem nad nim i patrzyłem, jak krew cieknie mu znosa i uszu.Przeciągnąłem bezwładne ciało, żeby dołączyło do tamtych dwóch, zarzuciłem ramionawokół szyi tego, który trzymał jeszcze nóż w garści, i tak ich zostawiłem.Wyszedłem na ulicę i pozwoliłem, by deszcz obmył mi twarz.Oddychałem głęboko.Jakiś włó-częga siedzący trzy metry dalej, przy drzwiach, usłyszał mój śmiech.Ocknął się z pijackiego otu-manienia.Być może wygląd twarzy sprawił, że jego oczy straciły szklistość.Zadrżał, próbując od-sunąć się w kąt.Zaśmiałem się głośniej i włóczęga tego już nie wytrzymując wstał i powlókł się da-lej oglądając ze dwa razy, czy za nim nie idę.Wiedziałem, gdzie jestem.Drugiej Alei nie sposób zapomnieć.Lokal, przed którym stałem, byłbrudny i opuszczony.Kiedyś mieściła się tu jadłodajnia, ale pozostała po niej w witrynie wywiesz-ka DO WYNAJCIA".Właśnie zamykali knajpę na rogu.Szedłem wolno, ale pewnym krokiem.Jeszcze jeden szaraczek, który szuka schronienia.Jeszczejeden, który nie może go znalezć.Dotarłem do skrzynki z telefonem policyjnym przy drugiej prze-cznicy.Otworzyłem ją i czekałem na zgłoszenie.Nie musiałem się zbytnio wysilać, by nadać głoso-wi chrapliwy ton.- Panie władzo - wydusiłem.- Lepiej szybko przyślijcie kogoś.Słychać straszne wrzaski ze dwabloki stąd, w tej opuszczonej garkuchni.Nie minęły dwie minuty, kiedy syreny zagłuszyły deszcz i obok przemknął samochód patrolowyrozpryskując kałuże.Czeka ich nielichy bigos.Ten z trójki, który jeszcze żył, będzie gadał, ale i takusmaży się na krześle elektrycznym.Wyjąłem portfel i przejrzałem dokumenty.Niczego nie brakowało z wyjątkiem pieniędzy.Zabra-li nawet drobne.Potrzebna mi była dziesiątka jak nigdy w życiu.Na końcu ulicy światła knajpyrzucały żółte cienie na chodnik.Poszedłem w tamtą stronę.Stanąłem w drzwiach i popatrzyłem nadwóch pijaków i gościa z futerałem na trąbkę kimających przy barze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Mercedes Lackey Cykl Heroldowie z Valdemaru (06) Ostatni Mag Heroldów (3) Cena Magii
- [kinder] Anubis Das Haus Anubis 06 Die Traene der Isis
- LU. VII IX. Adams Douglas Autostopem przez galaktykę 06 Łoso zwštpienia
- Graham Caroline Nadinspektor Barnaby i sierżnt Troy 06 Bezpieczne miejsce
- KaseyM Romney Marsh 06 Podwójna gra panny Lisette
- Jordan Penny Saga rodu Crightonów 06 Doskonała rodzina
- Feehan Christine Karpaty 06 Mroczny płomień (oficjalne)
- Indians of North America Theda Perdue The Cherokees (2004)
- MERIDIAN 568
- Kraszewski Józef Ignacy Abracadabra; Mogiły; Pomywaczka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aeie.pev.pl