[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Taki milutkiblondy nek, wszy stkie nauczy cielki go lubiły.No i pobłażały mu we wszy stkim.Kazałam kiedy śnapisać moim uczniom o ty m, co się działo u nich w ubiegły m ty godniu.Konradek napisał, żejego tata w poniedziałek złowił ry by, a potem je jedli we wtorek, środę, czwartek, piątek, sobotęi niedzielę.Roześmialiśmy się.Kaśka podeszła do swojego żakietu przewieszonego przez oparcie kanapy.Z kieszeni wy jęła płaską, srebrzy stą papierośnicę i wróciła do stołu. Może zajedziemy do niego dzisiaj i porozmawiamy ?  powiedziała prosząco. Jak paniebędą ze mną, na pewno nie odmówi.Pani Janina zachichotała cicho.Pochy liła przy ty m głowę, jakby nie chciała, aby ktośzauważy ł jej śmiech. Pani Kasiu, czy jakikolwiek mężczy zna czegoś pani odmówił?  odparła rozbawiona.Zapewniam, że Konrad będzie w siódmy m niebie, gdy dowie się, że powierzy mu pani swójogród.Kaśka otworzy ła srebrzy ste pudełeczko i wy jęła papierosa. Pozwolicie panie, że zapalę.Rozejrzała się za zapalniczką.Mały czerwony przedmiot leżał na brzegu kredensu.Marcinjuż się podnosił, żeby go podać, ale Kaśka machnięciem ręki zatrzy mała go na krześle.Uniosła sięi pochy liła nad świecznikiem.Przy trzy mując ręką włosy, odpaliła papierosa od płomienia.Obiepanie spojrzały po sobie, nieco zaskoczone.Pani Henry ka wzruszy ła nawet ramionami. Mogę zgasić&  powiedziała niepewnie Kaśka. Nie, nie, proszę palić  odezwała się pani Janina. Sama kiedy ś paliłam.A mój mążzaciągał się dy mkiem przez czterdzieści lat.Ale nigdy nie odpalaliśmy od świecy, bo nieży czy liśmy śmierci mary narzom& Jakim& ? To taki przesąd.Jak się odpala papierosa od świecy, sprowadza się ponoć śmierćna mary narza  pośpieszy ł z wy jaśnieniem Marcin. Tak? Nigdy o ty m nie sły szałam.Skąd się biorą takie gusła?Z ust Kaśki wy doby ł się dzwięczny śmiech, ale zaraz ucichł.Obie kobiety wciąż miałybardzo poważne miny. Pani Kasiu, dobrze radzę& Zwłaszcza tutaj, nad morzem  zaczęła Henry ka. Gdy by ktośstąd, ze Sztutowa, zobaczy ł, że pani odpala od świeczki, czeka panią ostracy zm towarzy ski.Niktpani ręki nie poda.No bo widzi pani, trochę ludzi z mierzei każdego dnia wy pły wa w morze, a tojest ży wioł.A jeśli pani chce wiedzieć, skąd wziął się ten przesąd, chętnie wy jaśnię.Mary narzomnie wolno by ło odpalać papierosów od świeczek, bo od patrzenia na płomień z bliskiej odległościna moment tracili ostrość widzenia i mogli przeoczy ć zagrożenie. Nie zrobię już tego nigdy więcej, przy sięgam  solennie zapewniła Kaśka.Zapadło niezręczne milczenie. Mogę zabezpieczy ć te róże  bąknęłam. Ty le że nie wiem, jak to się robi.Pani Janina odłoży ła na talerzy k widelec. Musi pani usy pać wokół krzewów ziemię na wy sokość dwudziestu, trzy dziestucenty metrów  poinstruowała. Rozumie pani? Trzeba zrobić takie krecie kopczy ki.Pokiwałam głową na znak, że wiem, o co chodzi. Dodatkowo może pani przy słonić krzaki gałązkami iglaków albo słomą  konty nuowała.Sądzę, że w stodole zostało jeszcze trochę słomy.A jak nie, to niech pani wy korzy sta workijutowe.Parę zostało na pewno.Wiszą na belce. Upiła nieco kawy i ponownie zwróciła siędo Kaśki:  A na wiosnę musi pani przy ciąć róże.I trzeba to zrobić słonecznego dnia.Głos zabrała pani Henry ka. Gdy przy jechały śmy tutaj po raz pierwszy, żeby kupić gospodarkę, to właśnie te róże mnie urzekły najbardziej.Pani Anna Dietrich miała ich mnóstwo, daję słowo, mnóstwo.Całapołudniowa ściana domu tonęła w czerwieni.Ten pokój też by ł przy brany różami, caluśki.Staływ wazonach.Ogień w kominku przy gasał, więc Marcin podłoży ł kilka drew.Płomienie najpierw zmalały,a po chwili wy strzeliły z nową siłą. Co panie mogą nam powiedzieć o Dietrichach? Jacy oni by li?  zapy tałam.W pokoju na chwilę zapanowała cisza.Sły chać by ło jedy nie brzęczenie much latający chwe wnęce okiennej i pojedy ncze trzaski ognia.Przerwała ją pani Henry ka. Pani Kasia powiedziała nam, że znalezliście w piwnicy szkielet pierwszego męża paniAnny.To straszne.Nigdy by m się nie spodziewała, że oni by li w stanie&Zawiesiła głos, jakby słowo  morderstwo nie mogło jej przejść przez gardło.Oblizałanerwowo wargi i spojrzała na siostrę, dając do zrozumienia, że teraz ona powinna podjąć temat. Oni by li tacy mili!  zaczęła pani Janina. Pani Anna ży czliwa, zawsze uśmiechnięta,głodnego z domu by nie wy puściła.A Karl to prawdziwy dżentelmen.W tamty ch czasach na wsitaki mężczy zna to rzadkość.Pamiętam, że jak wy jmowałam papierosa, to od razu podawał miogień.Zauważy łam też, że by ł bardzo opiekuńczy w stosunku do żony.Pamiętam, jak panią Annęużądliły trzy pszczoły.Noga jej spuchła jak bania.Mimo to nie chciała jechać do szpitala.Uznała,że ocet pomoże bardziej niż lekarz.Karl nie słuchał.Odpalił motor i zawiózł ją do doktora.Obróciła w palcach widelczy k. Pamiętam tamten dzień  wtrąciła jej siostra. Pomagałam wsiąść pani Annie na motor.Pani Janina nie przestawała bawić się widelcem. Trudno nam uwierzy ć, że Karl by ł mordercą  wy szeptała, nie patrząc na nas. To musiałby ć jakiś nieszczęśliwy wy padek.Tak właśnie my ślę.Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że obie panie starają się by ć lojalne wobec dawny chwłaścicieli.Nie chciały oczerniać Anny i Karla, a nawet by ły gotowe bronić ich dobregoimienia. Panie są zaskoczone, że pan Majewski został zamordowany ?  zapy tałam.Kobiety spojrzały po sobie, zdumione py taniem. No tak, oczy wiście.Jesteśmy zaskoczone, bardzo.Czy mogłoby by ć inaczej? odpowiedziała pani Henry ka. Podobno w Sztutowie krąży ły plotki, jakoby Karl zabił pierwszego męża pani Ani.Mieszkały tu panie czterdzieści lat i co? Do pań te plotki nie dotarły ? Nie.Ja nic takiego nie sły szałam  odparła pani Janina. Może plotkowano zaraz pozniknięciu pana Majewskiego.My śmy się tutaj sprowadziły parę lat pózniej. Dobrze panie znały Karla? Jaki on by ł?  Nie odpuszczałam. Jak każdy Niemiec.Lubił porządek. Janina się uśmiechnęła. Tutaj każde grabie, każdabrona miały swoje miejsce.Nic się nie przewalało po kątach, niczego nie trzeba by ło szukać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki