[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prowadzi mnie korytarzem do sypialni, która cała jest jedną wielką pokusą.Pokój wypełniony jest czerwienią we wszystkich możliwych do wyobrażenia odcieniach.Faith podchodzi do podwójnych drzwi i otwiera je teatralnym gestem, ukazując garderobę większą niż mój pokój.- O mój Boże.- Wpatruję się zdumiona.- Wiem, to żałosne.Moja wielka garderoba jest w Europie - mówi i wchodzi do środka, dotykając jedwabi, satyny, bawełny.-Przyznaję, ciuchy są moim grzechem, miałam trochę czasu, żeby je zgromadzić.- Ile dokładnie?- Hm.- Chwyta wieszak.- Prawie dwieście.- Rzuca mi jedwabną, zwiewną spódnicę.- Ta powinna pasować.Nim upadnie na podłogę, łapię ją i przesuwam po niej dłońmi.Materiał jest niewiarygodnie miękki, satynowy.Wybiera kilka koszulek i innych rzeczy.- Chodź.Idę za nią do marmurowej łazienki, w której również pojawia się czerwony motyw.Nawet marmur jest czerwony.- Krew wampira jest cholernie trudno sprać.Rzuć swoje ubrania w róg, a ja je spalę.Zostawia mnie samą.Jestem zaskoczona, kiedy odkrywam bieżącą wodę, która jest naprawdę ciepła.Może mają nowoczesne udogodnienia.Zdejmuję ubranie i rzucam je w kąt.Nie mam nic przeciwko temu, żeby je spaliła.Nigdy nie mogłabym ich nosić, nie myśląc o dzisiejszym wieczorze.To wspomnienie chciałabym jak najszybciej wymazać z pamięci.Myję się szybko i przeglądam ubrania, które przyniosła.Znajduję parę czerwonych jedwabnych majtek.Raczej takich nie noszę, ale podejrzewam, że Faith nie ma innych.Wsuwam je, nie chcąc przyznać, jak seksownie się w nich czuję.Trochę mi żal zakrywać je spódniczką.Ale zakrywam.Później wciągam przez głowę czerwony topik.Też jest seksowny, opada na jedno ramię, tworząc zgrabną oprawę dla mojego tatuażu.Kiedy wychodzę z łazienki, Faith leży wyciągnięta na łóżku.Unosi wzrok znad książki, którą czyta.- Chyba da radę - mówi.Przyjmuję to za komplement.Nieśmiało przeczesuję palcami ciemne włosy.Wy-szczotkowałam je wcześniej i zostawiłam rozpuszczone.- Na końcu korytarza są podwójne drzwi - objaśnia.-Prowadzą do starej sypialni ojca.Nie polecałabym spania tam, ale poza tym weźpokój, który chcesz.- Uhm, przykro mi z powodu twojej straty.- Oblizuję wargi.Przez minutę wpatruje się we mnie nieruchomym wzrokiem.- Ach, chodzi ci o ojca.- Wzrusza ramionami.- Stare Rody tak rzadko umierają.Właściwie nie jestem pewna, co powinnam czuć.Nie jesteśmy obciążeni takimi emocjami jak ludzie.- Nawet w przypadku miłości?Ignoruje pytanie i kartkuje książkę.Widzę okładkę.Powieść o miłości.- A Richard? - pytam niespodziewanie.- Tej nocy będę żałować przez całą wieczność.- Faith wydaje z siebie jęk.- Jemu chyba na tobie zależy.Kiedy go poznałam, pytał o ciebie -śpieszę wyjaśnić.- Jesteś taka niewinna.Brzmi to jak obelga.Gryzę się w język, żeby nie odpowiedzieć.Nie muszę się bronić, udowadniać, że wcale nie jestem niewinna.Ale nie mam ochoty tu z nią siedzieć.Wolę być z Victorem.- Dzięki za wszystko.- Nie ma sprawy.Wychodzę na korytarz, na którym stoi Richard.- Jak tam Faith? - pyta.- Chłodna, bez emocji.- Pewnie jest zdezorientowana.- Wzrokiem błądzi po drzwiach i robi krok w stronę sypialni.- Chyba nie.Zatrzymuje się i spogląda na mnie.Nie umiem wytłumaczyć, dlaczego nie chcę go zranić.Może dlatego, że jest przyjacielem Victora, a przekonałam się, że ocenie Victora można ufać.- Chyba chce być sama.Posyła mi lekki uśmiech, z którego widać, iż wie, że próbuję go chronić, i jest mi wdzięczny.- Nic mi nie będzie.Znika w jej pokoju, ale nie jest to już mój problem.Idę korytarzem do pokoju Victora.Drzwi są otwarte.Zaglądam do środka.Leży w łóżku, pod kołdrą.Nie jest już w garniturze.Ma na sobie zwykłą bawełnianą koszulkę.- Dawn.- Otwiera powoli oczy.- Jak się czujesz? - Wchodzę dalej.- Wykończony.Zdrowienie bardzo nas wyczerpuje.-Marszczy czoło.- Faith miała cię zaprowadzić do sypialni.- Zostanę tutaj.- Nie.- Tak.Jak chcesz, możemy się kłócić, ale jesteś słaby i wygram.Uśmiecha się przelotnie.To chyba najsłodszy gest poddania, jaki w życiu widziałam.Przykręcam lampę naftową, aż już tylko bzyczy, a blask oddala się od Victora, zostawiając go w mroku.Gramolę się na łóżko i kładę się przy jego zdrowym boku.Obejmuje mnie ramieniem.- Sam nie mogę uwierzyć, że to powiem, ale jesteś dla mnie chyba najlepszym lekarstwem.Wiem, że trzeba zrobić o wiele więcej, żeby Victor całkowicie wydobrzał, i mam świadomość, że gdzieś tam czeka jego niebezpieczny brat, z którym trzeba sobie poradzić.Ale w tej chwili, chociaż wydaje się to niemożliwe, jestem naprawdę szczęśliwa.- Chcę być tutaj.- A co z Michaelem? - Przyciąga mnie do siebie jeszcze bliżej.- Muszę pozwolić mu odejść.To będzie trudne, bo znam go od zawsze, ale to wobec niego nie w porządku.Nawet jeżeli między mną i tobą.nie wypali.- Ludzie i wampiry.Czy kiedykolwiek coś takiego się udało? - Michael zasługuje na kogoś, kto odda mu całe serce.W sobotę jest impreza Inicjatywy Młodzieży.Wtedy się z nim pożegnam.- Przez czterysta lat nigdy nie czułem do nikogo tego, co czuję do ciebie.Pamiętaj o tym, bez względu na to, co się stanie.Wiem, że on równie dobrze jak ja jest świadom, że to, co nas łączy, nigdy nie stanie się proste.Może nie być szczęśliwego zakończenia.28Niedługo przed świtem budzi mnie Victor, wiercąc się.Dotyka mojego policzka, a ja marzę, żebyśmy mogli tak leżeć cały dzień.- Jak się czujesz? - pytam.- Rana prawie się zagoiła.Prawie całkiem odzyskałem siły.Strasznie bym nie chciał wyrzucać cię z łóżka, ale potrzebuję paru chwil w samotności, żeby przygotować się do pogrzebu.Niechętnie wychodzę z pokoju, zamykam drzwi i czekam na korytarzu.Kiedy do mnie wychodzi, ma na sobie jedwabny garnitur.Czarny.Zastanawiam się, czy powinnam się przebrać w coś bardziej stonowanego.- Wyglądasz cudownie - mówi Victor, jakby czytał mi w myślach.Trzyma mnie za rękę, kiedy idziemy przez posiadłość, ale uwalnia moją dłoń, gdy wychodzimy w ciemność przed brzaskiem.Rozumiem, że przed innymi musi być silny.Oni, szczególnie wujowie, nie mogą widzieć, że kogokolwiek potrzebuje.Zwłaszcza człowieka.W niedużej odległości od domu, na podniesionej platformie, stoi prosta sosnowa trumna, ale w zasięgu wzroku nie widać wieka.Kiedy zbliżamy się do niej z Victorem widzę, że spoczywa w niej Valentine.Faith bawi się apaszką, wygładzając ją.Z miną winowajczyni, smutna, spogląda mi w oczy.- Ojciec zawsze był taki dumny ze swojego wyglądu.- I dlatego pił tyle krwi - mówi Ransom.- Żeby zachować młody wygląd - dodaje Seymour.Ich głosy są obojętne, pozbawione emocji.Bez smutkui żalu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki