[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem przez długiczas dalej gapił się na nią, podczas gdy ona podniosła ręce, by zakryć twarz, i w końcuopuściła je wolno z powrotem.Benjamin tkwił jeszcze przez chwilę przed drzwiami, po czymrozejrzał się błyskawicznie po pokoju.Skoczył do rogu pokoju po drewniane krzesło iwyciągnął je na środek pokoju, gdzie stała Elaine.Zaraz potem wypadł na korytarz i popędziłdo łazienki.W otwartych drzwiach na końcu korytarza stał jakiś chłopak.- Wszystko w porządku - rzucił Benjamin.Wpadł do łazienki, chwycił szklankę i napełnił ją wodą.Zaniósł ją szybko zpowrotem, ale przed drzwiami swojego pokoju zastał gospodarza domu, który wszedł właśniepo schodach.- Kto krzyczał? - spytał gospodarz.- Wszystko w porządku - uspokoił go Benjamin.- Kto krzyczał?- Panie Berry, wszystko w porządku.- Kto to był?- Gość.Ale ju\ wszystko w porządku.- Czyj gość?- Mój.- Co jej pan zrobił?- Przepraszam - rzekł Benjamin.Próbował go obejść, ale pan Berry zastąpił mu drogę.- Nic jej nie jest! - zawołał Benjamin.- Zdenerwowała się i krzyknęła! Niosę jej właśnietrochę wody!- Wezwałem policję - oświadczył pan Berry.- O Bo\e.- Co jej pan zrobił?!- Cholera! - wybuchnął Benjamin.- Niech pan zadzwoni na policję i powie, \eby nieprzyje\d\ali! Nic się nie stało!- Co jej pan zrobił?!- Proszę zejść mi z drogi - powiedział Benjamin.Przepchnął się obok gospodarza dopokoju i zamknął za sobą drzwi.- Wez - Podał Elaine szklankę.- Co się dzieje?- Nic.- Kto tam jest? - Mój gospodarz - odpowiedział Benjamin.Odwrócił się i wyszedł na korytarz.PanBerry usiłował zajrzeć do środka, ale Benjamin zamknął drzwi.Na końcu korytarza stałodwóch studentów, a piętro wy\ej kolejny wychylał się przez poręcz.- Wszystko w porządku!- zawołał Benjamin.- Wracajcie do pokojów! - Nikt się nie poruszył.Benjamin spojrzał napana Berry.- Zechce pan zadzwonić jeszcze raz na policję?- Powiedz pan, co się stało.- Zdenerwowała się i krzyknęła.Niech pan zadzwoni na policję i powie, \eby nieprzyje\d\ali.- Dlaczego się zdenerwowała?- Nie pańska sprawa, dlaczego się zdenerwowała.Nagle drzwi wejściowe otworzyły się i po schodach wbiegł szybko policjant.- Kto dzwonił? - spytał.- Ja - oznajmił pan Berry.- Słuchajcie - zaczął Benjamin.- Wszystko jest w porządku.- Ma w pokoju dziewczynę, która krzyczała.Policjant spojrzał na Benjamina.- Co się stało? - zapytał.- Odwiedziła mnie przyjaciółka - rzekł Benjamin.- Podczas rozmowy zdenerwowałasię i krzyknęła.Ale ju\ wszystko jest w porządku.- Dlaczego wiec krzyczała, jeśli wszystko jest w porządku?- Tłumaczę panu.Rozmawialiśmy o czymś, co ją zdenerwowało.- O czym?- Słucham?- O czym rozmawialiście?- To prywatna sprawa.- Ale o czym?- Powiedziałem, \e to prywatna sprawa.Elaine otworzyła nagle drzwi i wyjrzała na korytarz.Dwóch studentów z końcakorytarza zrobiło kilka kroków do przodu, a pan Berry wyciągnął szyję ponad ramieniemBenjamina, by spojrzeć na nią.- Czy to pani krzyczała? - spytał policjant.- Tak.- Co on pani zrobił?- Nic - odpowiedziała Elaine.- Zdenerwowałam się. - Czym się pani zdenerwowała?- To prywatna sprawa! - powtórzył Benjamin.- Rozumie pan?Policjant odwrócił się w jego stronę i zmarszczył czoło.- Nazwisko.- Słucham?- Twoje nazwisko.- O co mnie pan oskar\a?- Mniejsza o to.Jak się nazywasz?- Braddock - podpowiedział pan Berry.- Nazywa się Benjamin Braddock.- Jesteś studentem?- Nie.- A kim?- Lokatorem.- Jaki masz zawód? Czym się zajmujesz?- Niczym.- Co to znaczy: niczym?- To znaczy niczym.- śartujesz sobie?- Nie.- Więc czym się zajmujesz?- Niczym.- Co robisz?- Proszę pana - zaczął Benjamin.- Myślę, \e to nie ma większego znaczenia.- Więc co robisz?- Chce mnie pan spisać czy co?Policjant spojrzał na pana Berry, a potem na dwóch studentów stojących w połowiekorytarza.- Wracajcie do siebie - polecił, machając dłonią.Wrócili do swoich pokoi i zamknęli drzwi.- Nie będzie ju\ więcej problemów - obiecał Benjamin.Policjant spoglądał na niego przez długą chwilę, po czym skinął głową.- W porządku, Ben - oznajmił.- Tym razem wierzę ci na słowo.- Odwrócił się, zszedłpo schodach i opuścił dom.- Panie Braddock? - odezwał się gospodarz. - Słucham?- Ma się pan stąd wynieść w ciągu tygodnia.- Co?Pan Berry odwrócił się i ruszył w dół po schodach.- Panie Berry?- Słyszałeś pan.Benjamin zbiegł za nim po schodach.- Mam się stąd wyprowadzić?- Zgadza się.- Dlaczego?- Wie pan dlaczego.- Nie wiem dlaczego, panie Berry.Niech mi pan powie.- Bo nie chcę pana tutaj.- Dlaczego?- Bo mi się pan nie podoba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki