[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie przeczytałam ten list od początku i uświadomiłam sobie, że mogłeś poczuć sięwinny temu, co się stało.Nie wolno Ci tak myśleć.Twój ojciec miał rację, dając Ci czas nadojście do siebie.Gdybyś tu był, nadal grzebałbyś się w ogrodzie nie wiedząc ani co się dziejew firmie, ani jak wyjść z impasu.I tak by do tego doszło; planowali to od dawna.Za to terazwiem, że czujesz się lepiej, i wiem też, że wróciwszy będziesz walczyć - przez wzgląd na ojca.Pójdę teraz do recepcji i poproszę ich, żeby nadali ten list do Ciebie. Całuję Cię bardzo mocno, kochanie, Ciebie i dzieci.Mama.David ponownie zmiął kartkę, zacisnął ją w pięści i uderzył się w czoło.On przecieżczuł, co się święci - tydzień temu wysłał w tej sprawie faks do Archiego.No tak! Archiego i Margaret już nie było, jego list wylądował więc pewnie prosto nabiurku Duncana.Ten drań wiedział doskonale, że powinien się spieszyć!- Niedobrze z nim?Obrócił się i ujrzał Jennifer, która przyjechała z nim na Shore Street, siedzącą naskarpie obok Sophie.- Niestety - rzekł.- Musimy wracać.Znalazłszy się w domu, wyjął z teczki swój notes adresowy i wykręcił numer biuralinii lotniczych w Glasgow.Mieli jeszcze cztery wolne miejsca w pierwszej klasie nawieczorny lot.Zarezerwował je i odwrócił się do  dziewcząt towarzyszących mu jak dwacienie.- Jennifer, czy mogłabyś coś dla mnie zrobić?- Oczywiście.- Proszę, zawiez Sophie do siebie i dopilnuj, żeby dzieciaki się spakowały.- Jasne.Coś jeszcze?Zastanowił się chwilę, próbując zebrać myśli.- Tak.Gdybyś mogła zadzwonić do mojego przyjaciela.Nazywa się Richard Eggar;dam ci jego numer.Wyjaśnij mu wszystko i poproś, żeby wieczorem odebrał od was psa ivolkswagena.Aha, zadzwoń też do firmy Star Limos.Niech przyślą samochód na BarkerLane około.- Szybko dokonał w myśli niezbędnych obliczeń.- Boże, musiałby tu być już zagodzinę!- Dobrze.- Jennifer podeszła i dotknęła jego ręki.- Wszystko w porządku?- Głupie pytanie.- Uśmiechnął się blado.- Fakt.Przepraszam.Wspięła się na palce, by cmoknąć go w policzek, potem wzięła Sophie pod ramię iwyszły.David znów sięgnął po telefon.Wybrał numer Inchelvie.Słuchawka zostałapodniesiona dopiero po szóstym sygnale i zabrzmiał w niej cichy, drżący głos:- Halo, Inchelvie.- Effie, to ja, David. - Och, paniczu, słyszał pan tę straszną nowinę?- Tak, Effie, i dlatego wraz z dziećmi wracam dzisiaj do domu.- Dzięki Bogu! To takie straszne, paniczu.Pański biedny ojciec.!- %7łałuję, że mnie z wami nie było.- Ale teraz już pan będzie, to najważniejsze.- Posłuchaj, Effie, potrzebuję twojej pomocy.Mogłabyś załatwić dla mnie parę spraw?- Ma się rozumieć! Ale chwileczkę, wezmę tylko kartkę i długopis.Po chwili znów usłyszał jej głos:- Proszę mówić, paniczu.- Dobrze.Będę mówił powoli, ale gdybyś nie nadążała, powiedz, żebym przerwał.Popierwsze, w górnej szufladzie biurka mojego ojca znajdziesz czarny zeszyt zatytułowany Spis telefonów Glendurnich.Są tam wszystkie domowe numery ludzi, którzy pracują wgorzelni.Zapisałaś?- Tak.- Znajdz w nim numery Dougiego Massona i Archiego McLachlana.- Dougie.Masson.i Archie.McLachlan.Zapisałam.- Zwietnie.Nasz samolot ląduje w Glasgow jutro rano o siódmej dziesięć.Najpierwzadzwoń do Massona.Powiedz mu, kiedy przyjeżdżamy.Niech wynajmie dwa samochody uGillespiego w Grantown, na mój rachunek.Masz?- Momencik, strasznie dużo pisania!David wyobraził sobie, jak Effie gorączkowo stawia na kartce okrąglutkie litery.- Wiem, Effie, ale tylko ty to możesz zrobić.- Proszę na mnie polegać.O, już zapisałam.- Niech Dougie skontaktuje się z Archiem i umówi się z nim co do odbiorusamochodów.Chcę, żeby obaj byli rano na lotnisku.-.Tak.Czy to już wszystko?- Tak.Zapisałaś?Effie bez zająknienia powtórzyła jego dyspozycje.- Zwietnie, Effie.Jeszcze jedno: poproszę Archiego, żeby przywiózł dzieci prosto doInchelvie.Dojadą tam około południa.Będziesz w domu?- Oczywiście.- Bardzo ci dziękuję, Effie.A zatem do zobaczenia jutro.- Do jutra, paniczu.David odłożył słuchawkę i westchnął głęboko.Potem zaczął zbierać swoje rzeczy, rozsiane po małym domku, do którego tak się zdążył przywiązać.Kiedy dotarł na Barker Lane, limuzyna już czekała.Z zadowoleniem spostrzegł, żeznów będzie go wiózł ten sam kierowca, Dan.Nieco oszołomione dzieci biegały tam i zpowrotem.Kiedy otworzył drzwi garbusa, Charlie i Benji rzucili mu się naprzeciw, hałaśliwiewitani przez Dodie.- Naprawdę musicie jechać? - Głos Benjiego był nabrzmiały żalem.- Niestety, tak.Chodzcie, chłopcy, pomóżcie Danowi zapakować moje rzeczy.Kiedy chłopcy zaczęli wyciągać bagaże z volksvagena, ruszył do domu.W proguspotkał się z Jennifer i Jasmine.- Dzwoniłaś do Richarda?- Tak - odparła Jennifer podając mu spakowany dziecięcy plecak.- Wszystkozałatwione.- Wobec tego będziemy musieli się już zbierać.- Odwieziemy was z Benjim - powiedziała cicho Jennifer.- Tak? Dzięki.- David zerknął na nią, schylił się, zapiął Dodie smycz i podał jąJasmine.- Jasmine, mogłabyś się nią zaopiekować do wieczora?- Oczywiście.- Westchnęła.- Bardzo ci współczuję z powodu ojca, Davidzie.Z całejduszy modlę się za niego.Ale smutno mi też, że już wyjeżdżacie.David objął jej tęgie ramiona i mocno przytulił.- Do widzenia, moja droga przyjaciółko, i dziękuję ci za wszystko, co zrobiłaś dlamnie i dla moich dzieci.- E tam.Nic takiego nie zrobiłam.- Owszem, więcej, niż przypuszczasz.W pewnym sensie zawdzięczam ci życie.-Odchrząknął czując, że dławi go wzruszenie.- Opiekuj się Jennifer.Wiesz, że nakryła Alexa?- Mhm.Mówiła mi.- Wszystko się ułoży.Jestem tego pewien.- Skoro ty tak twierdzisz, zaczynam nabierać otuchy - uśmiechnęła się.David obrócił się do samochodu.- Dobra, dzieci.Wsiadajcie.Po chwili z limuzyny dobiegł głośny okrzyk - to Charlie i Benji jednocześnie odkrylitelewizor i barek.David odsunął się, by najpierw wpuścić Jennifer.W tej samej chwili przeddom zajechał ciemnoniebieski mercedes.Jennifer jęknęła głośno i zatrzymała się z jedną nogąjuż we wnętrzu limuzyny.Alex wysiadł z samochodu, zdjął okulary przeciwsłoneczne i wrzucił je do kieszonki na piersi.Na jego widok Benji roześmiał się radośnie, wyskoczył z limuzyny przepychając sięobok Jennifer, podbiegł do ojca i objął go w pasie.- Cześć, tato! Nie wiedzieliśmy, że dziś przyjedziesz! Prawda, mamo?Jennifer uśmiechnęła się blado i pokręciła głową.Alex ucałował syna w czubekgłowy, po czym spojrzał na żonę.- Dokąd jedziesz? - pytanie było skierowane bezpośrednio do niej.- Na lotnisko.David wraca do Szkocji.- A ty? - W głosie Alexa zabrzmiał cień niepewności.- Chcę ich odprowadzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki