[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyrwał Swarg ze słońca pierwszy promień i zrzucił go znieba.Ten promień był: Ruch, dążenie, aby nie być jak drzewa czykamienie, lecz zmieniać siebie i świat.Ale Nienazwany pochwyciłpromień i zmieszawszy go z gliną i błotem, dodał do niego tę żądzę,by świat cały ustawić po swej myśli.Wyrwał Swarg drugi promień i zrzucił go z nieba.Ten był:Nieśmiertelność, miłość do rzeczy wielkich, które przeżyją każdegoczłowieka i zachowają go w pamięci u synów i wnuków.ANienazwany dorzucił do tego strach, że wszystko, co się powie istworzy, pochłonie czas i tak się człowiek obróci w nicość, jakby gonigdy nie było.Wziął Swarg trzeci promień ze słońca.Ten znaczył: Wiara, żejest dobro i piękno, i miłość, i że się umie być takim, jakim być sięchce.Lecz gdy zsyłał Swarg ten promień, dodał do niego Nienazwanyczarny kamień wyrwany z głębi ziemi, ostry i ciężki, a kamień ten był:zwątpienie.Dał Swarg człowiekowi czwarty promień słoneczny, apromień ten był ze wszystkich najjaśniejszy, bo była w nim miłość dokażdego stworzenia i ta chęć, by nigdy nie pozostać zdała od drugich.Lecz i tę jasność zepsuł Nienazwany, wlawszy do niej pożądanierzeczy.Zrzucił wreszcie Swarg piąty promień.Ten był: Misja i ta władza, że się nic nie dzieje bez celu i przyczyny.A Nienazwanysięgnął pełną garścią ku ziemi i dobył z niej drwinę i pychę.Zajaśniało pięć słonecznych promieni, a glina i kamienieprzepaliły się w ich boskim ogniu.I tak stopiło się wszystko w jedno,czyniąc ludzkiego ducha.I otworzył człowiek oczy i wzrok jego padłna błękitne niebo.W tej chwili jednak gędzba Blizbora została przerwana.Trzasnęłynagle drzwi izby i stanął w nich jeden z pachołków Sternwarża.Palce Blizbora zmyliły melodię i opadły bezradnie na struny.Przez chwilę jeszcze trwała cisza, nim pachoł, obrzucony przezgospodarza gniewnym spojrzeniem, począł mówić:- Brama, panie.Człowiek dobija, stuka się w bramę.Przebywał na dworzyszczu Sternwarża już wiele lat, aleOrwańczykom nauka slengańskiej mowy zawsze przychodziła ztrudem i nigdy nie mogli opanować jej do końca.- W taką zawieję? - zdumiał się %7łegost.- Popili się chyba - mruknął Sternwarż - Pewnie głodny dzik,puszcza pod bokiem.- Nie, panie.My się wzięli okiem za bramę.Tam klęczy ktoś istuka się, aż brama trzeszczy.- Jeśli jest sam, to wprowadzcie go do izby - rzekł gospodarz,zły, że przerwano gędzbę.Pachołek wypadł za drzwi jak zdmuchnięty.- Dziwna rzecz - powiedział Harsz.- Nawet z Isthorny nikt by w taki mróz i zawieję nie doszedł, a bliżej nie ma nic.Trudno uwierzyć.- Bo i pewnie nie ma w co - Sternwarż wzruszył ramionami.-Ot, posłyszało się niemrawcom.Dawno ich powinienem pogonićprecz.Wreszcie, po długim czekaniu, w sieni odezwały się ciężkie,powolne kroki.Spojrzeli wszyscy; drzwi, uchyliły się powoli.- Na Swarga - wyszeptał %7łegost i uniósł się z ławy.Harsz miał rację.W taką porę nie mógł do nich dotrzeć żadenczłowiek.Ale przybysz, który wszedł chwiejnym krokiem do izby,podtrzymywany pod ramiona przez przerażonych Orwańczyków, niebył człowiekiem.Sięgał pachołkom nieco powyżej pasa, za to w barach był odnich bez mała dwakroć szerszy.Masywny korpus i długie ręce osłaniała zbroja z pozłocistychblach, poprzebijana w wielu miejscach.Od długich, cienkich pęknięćciągnęły się po pancerzu szerokie smugi krwi, częściowo skrzepniętej,a częściowo wciąż spływającej.Skapywała ona na kolczugę chroniącągrube, krótkienogi i znaczyła wyrazne ślady na podłodze.Głowęprzybysza zdobił lśniący hełm, w jednym miejscu nad czołemwklęśnięty głęboko.Szerokie skrzydła hełmu zasłaniały większą częśćtwarzy.Tylko spod okapu świeciły nieludzkie, czerwone oczy, a niżej,w pokrytym szczeciną i nieco wysuniętym pysku lśniły potężne kły.Nawet Harsz, który nigdy takiego stwora nie widział, słyszał wżyciu dość opowieści, żeby poznać go od razu.Był to stolin. Po kilku krokach zatrzymał się nagle i wyprostował, wspierającsię o ratyszcze ciężkiego, dwusiecznego topora.Pachołkowieskwapliwie puścili ramiona przybysza, on zaś wbił wzrok wsiedzącego przy palenisku gospodarza i chrapliwym, szorstkimgłosem wyrzęził:- Szerwahr.Szer.wahr.Z trudem chwytał oddech.Poruszył jeszcze kilkakrotnie ustami,nie mogąc dobyć głosu, po czym, pochyliwszy głowę, przez chwilęrozpaczliwie usiłował utrzymać się na nogach, aż runął z łoskotem naziemię.Pierwszy otrząsnął się ze zdumienia %7łegost.Doskoczył doleżącego, pochylił się i przewrócił go z trudem na plecy.Za nimprzypadli Harsz i Blizbor.- Na Swarga! - zawołał %7łegost.- Trzeba go opatrzyć.Wodę iszmaty, prędko!Pachołkowie kopnęli się za drzwi, %7łegost zaś dobytym zza pasanożem zaczął przecinać przytrzymujące zbroję rzemienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki