[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzieś wgłębi duszy czaił się lęk, że Dan zwietrzy pismo nosem, a może nawet jużzwietrzył i dlatego zachowuje się tak niemożliwie.Na miejscu otworzyła nam Rosa, gospodyni Orlandich, co wywołało nowąfalę złości u Dana (cóż, ciężko mu przychodzi korzystać z usług innych,gdyż jeszcze do niedawna to on świadczył rozmaite usługi, takie jakwymienianie żarówek czy przepychanie toalet.).Zaprowadziła nas dosypialni na górze i zostawiła samych, żebyśmy odświeżyli się po podróży.Kiedy jakiś czas pózniej zeszliśmy na parter, okazało się, że ze spokojnegoweekendu nici; w najlepsze trwało huczne przyjęcie, na które zostali zapro-szeni: redaktorka konkurencyjnego magazynu (o której nie miałam zbytwysokiego mniemania) ze swym mężem prawnikiem, fotograf z branży(którego wystawiłam kiedyś do wiatru, najpierw zamawiając jego usługi, apotem w ostatniej chwili z nich rezygnując) oraz wydawca, zaprzyjazniony zmoim agentem.Biedny Dan, pomyślałam, zanudzi się z nami na śmierć.Menu było niewyszukane, chociaż przemyślane do najdrobniejszegoszczegółu, a o jakości potraw chyba nie muszę wspominać.Mmm.Greckiser hałoumi na ciepło, skropiony oliwą z chili, i wyborny, ekologiczny rzeczjasna, kurczak, zawinięty w cieniuteńkie plastry szynki parmeńskiej.Mniam! Prostota jest w modzie. Redaktorka oznajmiła to takim głosem, żenie sposób było wyczuć, czy prawi gospodarzom komplement czy też raczejwbija im subtelną szpilę.Jan przełknęła i skomentowała:  Express party" a la mode.Wszyscy obecni wyczuli cudzysłów i się roześmiali, gdyż była to aluzja doprowadzonego przez nią programu w telewizji kablowej.Wszyscy zwyjątkiem Dana, który rzucił mi niepewne spojrzenie z nadzieją, że wyjaśnięmu, na czym polega dowcip.Niestety nie mogłam tego zrobić, ponieważ prawdę powiedziawszy  nie uważałam powyższej wymiany zdań zazabawną.RS 102Reszta rozmowy była dla Dana równie zrozumiała jak jej początek.Roztrząsano plusy i minusy latania pierwszą klasą w porównaniu z klasąbiznes, polecano sobie restauracje do wypróbowania przy najbliższejbytności w Londynie, wymieniano nie znane nikomu poza branżą nazwiska iwieszano psy na agentach.Zdając sobie sprawę, że Dan w każdej chwilimoże wybuchnąć bądz też obrócić się w kupkę popiołu ze wstydu, rzuciłamw powietrze: Dan i ja urządzamy nową kuchnię. Och, to fascynujące!  zachwyciła się redaktorka i zwracającbezpośrednio do mojego męża, zapytała:  A kogo wynajęliście? Nikogo  odpowiedziałam za niego. Wszystko robimy sami.Dan wzruszył ramionami i wbił wzrok w talerz.Szlag, pomyślałam,odebrałam mu jedyną szansę, żeby się odezwał. Jak to?  redaktorka niemal się nie udławiła oliwką. Przyjaciel Dana jest geniuszem, jeśli chodzi o stolarkę  wyjaśniłam. W naszym domu jest pełno starych mebli, które wystarczy odnowić ivoilai.Całości nadajemy sznyt lat trzydziestych i pięćdziesiątych. Hm. Redaktorka wciąż nie była pewna, czy mówię poważnie czynie. To mi wygląda na styl eklektyczny.Zrobiło mi się przykro.Tym jednym zdaniem cały nasz trud i serce, którewkładaliśmy w stworzenie prawdziwego domu, zostały sprowadzone doczegoś tak bezosobowego jak styl.Kiedy póznym wieczorem kładliśmy się spać, Dan odwracając się do mnieplecami, mruknął: Nie ma potrzeby, żebyś odpowiadała za mnie.Potrafię mówić, wiesz?Leżałam jak trusia  na skropionym angielską lawendą prześcieradle zegipskiego lnu  i z przerażeniem myślałam, po co mi to było.Nawet jeśli nie darzyłam wielką sympatią każdego, kto siedział dzisiaj znami przy stole, byli to moi znajomi, z którymi miałam wspólne tematy dorozmowy i którzy się ze mną liczyli, potrafiąc docenić to, co osiągnęłam wzawodzie.Tego typu spotkania, przy stole raz jednego, to znów drugiego,były moim chlebem powszednim.Widywaliśmy się nie dlatego, że za sobąprzepadaliśmy, ale głównie po to, by nie wypaść z obiegu i by trzymać rękęna pulsie.Plotkowaliśmy, badaliśmy teren, podtrzymywaliśmy stareznajomości i nawiązywaliśmy nowe, no bo przecież nigdy nic nie wiadomo,prawda? A przy tym jedliśmy i piliśmy, gdyż zwyczajnie lubiliśmy to robić.A jednak w towarzystwie Dana to wszystko nabrało innego wymiaru  po-RS 103czułam się nieswojo w dawnej skórze.Jakbym czyniła coś złego alboprzynajmniej niewłaściwego.Rozumiałam, że czuje się wśród nas dziwnie,ale nie miałam zamiaru tylko z tego powodu zmieniać swoichprzyzwyczajeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki