[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pragnęła bowiem, żeby każdycierpiał tak jak ona.Cierpienie innych było jej jedynym pocieszeniem.%7łeby jej sprawićprzyjemność, Tilly nabrała wody w kubek w ten sposób, żeby i ćma się w nim znalazła.Trzymałago poza zasięgiem ręki Alice. Najpierw powiesz mi, co to znaczy  rozkazała.Alice leżała z głową odchyloną do tyłu.Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło.Głosmiała zmęczony i cichy.Cśśś  zaszeleściła płachta przy wejściu. To skrót.Taki, jakich używa się w kartografii.Przymknęła powieki.W malutkiej szparce między nimi Tilly widziała jej oczy.Alicewpatrywała się w kubek z wodą. Oznacza:  pozycja niepewna.Tilly pomogła jej usiąść i dała jej się napić z kubka.Potem Alice położyła się z powrotem namacie. Przyszłość niepewna  powiedziała. Poszukiwane nie żyją  dodała.Tilly słyszała, jak na zewnątrz krzyczą wyjce.Dzisiaj były bliżej.Tak blisko, że prawiemożliwe stawało się odróżnienie głosu jednego z nich od reszty: był to głos silniejszy, górujący nadinnymi i odzywający się w innym rytmie.Kiedyś zdarzyło jej się znajdować się tak blisko stada wyjców, że rozpoznawała okrzyki poszczególnych małp.Było to w zoo w San Diego.Ale wtedy toona była na zewnątrz.To całkiem w stylu Alice; tak po prostu się poddać  pomyślała Tilly.Nie w stylu tej dawnejAlice, ale z całą pewnością w stylu tej, którą jest teraz.Tilly zdała sobie sprawę, że przebywaniesam na sam przez tak długi czas przyczyniło się do tego, że zaczęła widzieć Alice tak, jaką byłan a p r a w d ę.Możliwe też, że ich prześladowcom chodziło o podobny efekt.Te dzieci delfinaboto, południowoamerykańscy kosmici zmniejszacze głów z pewnością tego przez cały czaschcieli; zobaczyć, jacy ludzie są naprawdę.!No i czego się dowiedzieli? Z jednej strony była Alice.Alice, która się całkiem przed nimiodkryła.Nic dziwnego, że nie darzyli jej miłością.Ale z drugiej strony była Tilly.Tilly, której rlie trzeba było zmuszać, żet sięzmienjja.Bo bardzo im się podobała.Bo ją po prostu kochali.Przełożyła Anna Bartkowicz Greg EganWIERNOZtytuł oryg.:  Fldelity IASFM NR 9/1991Jak świat światem, ludzie wiecznie szukali doskonałego eliksiru wzbudzającego uczuciemiłości.Wraz z pojawieniem się nanotechnologii uzyskali możliwość otrzymania tego, czegozawsze tak bardzo pragnęli. Wysunąłem się ostrożnie z łóżka.Chciałem, żeby Liza jeszcze pospała dopóki nie wrócę ześniadaniem.Ale w tej samej chwili ona poruszyła się i wyciągnęła rękę w moją stronę.Mogłem siędomyślić, że zrobiła to przez sen, bo oczy jej były ciągle zamknięte.A jednak, widząc tęwyciągniętą rękę nie zdołałem się powstrzymać i wziąłem ją w swoje dłonie.Otworzyła oczy i uśmiechnęła się.Oboje nie zdążyliśmy się jeszcze całkiem rozbudzić i naszpocałunek miał smak ciepłego, leniwego snu.Nie kontrolowałem tego, co mówię, bo przecież niema znaczenia, co się we śnie. Kocham cię  wyszeptałem.Drgnęła lekko.Tak, drgnęła  nie miałem co do tego wątpliwości.Przekląłem w duchu tenbłąd, ale trudno  stało się.Nie mogłem nic na poradzić.To, co powiedziałem, powiedziałemszczerze.Nie miałem tej wątpliwości, że ona mi wierzy.Problem polegał na tym, że za każdymrazem, kiedy ją zapewniałem o swoim uczuciu, jej przypominały się takie same zapewnieniasłyszane w przeszłości.Takie same jak wtedy, w przeszłości brzmiące tak samo przekonująco.Kiedy się wyprostowałem i kiedy miałem już odejść, ona zapytała bezbarwnym głosem: Kochasz, naprawdę? A jak długo ta miłość& ?Powinienem był nie zwracać na te słowa uwagi.Powinienem był pójść do kuchni i zrobićśniadanie.To tylko chwilowy nastrój.Minąłby jej  jak zawsze.A jednak nie potrafiłem odejść.Wpojono mi bowiem przekonanie, że takich rzeczy nie należy zostawiać w zawieszeniu, że trzebaje zawsze omówić do końca.Uzbroiwszy się w odwagę, odwróciłem się do niej i wpadłem jej w słowo. Wiesz d o b r z e , że cię kocham.Czy kiedykolwiek zrobiłem coś, co świadczyłoby o tym, żejest inaczej?I to był kolejny mój błąd.Bo uroczyste zapewnienia urażonego męża także trąciły fałszem.Siedziała teraz na łóżku z założonymi rękami i kiwała się w przód i w tył niespokojnym ruchem,jak gdyby powodowana wewnętrznym przymusem. Nie.Ale ja chciałam zapytać jak długo, według ciebie, ta miłość potrwa.Wiedziałem z doświadczenia, że cokolwiek powiem, nie będę w stanie jej uspokoić.Bo na jejpytanie nie istniała prawidłowa odpowiedz.Mogłem wzruszyć ramionami i oświadczyć:  A skąd,do cholery, mam wiedzieć i nie sprawiłoby to żadnej różnicy.Ale moje słowa były inne. Do końca mojego życia, mam nadzieję  powiedziałem i natychmiast pożałowałem, żedodałem to niezręczne, aczkolwiek szczere  mam nadzieję.Niepotrzebnie zresztą się martwiłem,bo ona nie zwróciła na te słowa najmniejszej uwagi. Do końca t w o j e g o ż y c i a ? Naprawdę? A nie dziesięć lat, jak to miało miejsce wprzypadku moich rodziców? Ani nie dwanaście  jak w przypadku twoich? Nie pięć lat  jak umojego brata, albo sześć miesięcy  jak u twojej siostry? My będziemy wyjątkiem, tak? O nasbędzie się mówić:  Ich miłość jest niezwykła, inna niż wszystkie.W takich rozmowach nie należało wymieniać jej dwóch byłych mężów ani moich dwóch byłychżon, bo rozumiało się samo przez się, że ich istnienie stanowiło najważniejszy argument napotwierdzenie tezy, że nasze małżeństwo skazane jest na to, żeby się rozpaść.Odpowiedziałem łagodnie: Będziemy musieli zrobić wysiłek, większy wysiłek niż oni.Nie starałem się już zbytnio, by ją przekonać.Nie dlatego, że zaraziła mnie swoim absurdalnympesymizmem, ani też dlatego, ze przestało mnie obchodzić jej cierpienie.Kochałem ją i martwiłemsię, bo odczuwała lęk, bez względu na to, jak bardzo był on nieuzasadniony.Męczyły mnie jużjednak dyskusje, w trakcie których ani żadne racjonalne argumenty, ani żadne dowody uczucia niebyły w stanie jej przekonać.Przed ślubem miałem nadzieję, że skoro się pobierzemy, Liza zaćmieprzynajmniej dopuszczać możłiwość, że mamy przed sobą wspólną przyszłość.Stało się jednak inaczej: odczuwała lęk większy niż kiedykolwiek przedtem, a ja nie miałem pojęcia, co zrobić,żeby jej udowodnić, że ją kocham. Wysiłki czynią wszyscy bez wyjątku  powiedziała pogardliwie. I co, według ciebie, ztego mają?Pytanie wyprowadziło mnie z równowagi. Co za sens martwić się na zapas? Teraz jest między nami dobrze, prawda? Kiedy pojawią sięproblemy, będziemy je rozwiązywać.Albo przynajmniej spróbujemy je rozwiązać.Co innegomożemy zrobić? Pobraliśmy się, każde z nas ślubowało drugiemu miłość.Co innego, możnazrobić?Musiałem powiedzieć to głośniej niż zamierzałem, bo psychopata mieszkający za ścianą stuknąłw nią dwa razy jakimś ciężkim przedmiotem.Stuknął w momencie, gdy Liza zaproponowała: Moglibyśmy zastosować  Fiksator.Byłem bliski wybuchnięcia śmiechem.Jednak powstrzymałem się z wahaniem, czekając najakiś znak świadczący o tym, że Liza r z e c z y w i ś c i e ż a r t u j e.Gdyby to był żart, byłby to żartwspaniały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki