[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Senator uważa, żepowinniśmy poczekać.- Senator czy ty?- Mówię w imieniu senatora.- Oczywiście.Richard starał się, żeby w jego głosie nie zabrzmiała pogarda.Był inteligentniejszy, lepiej wykształcony, miał znaczniebardziej odpowiedzialną pracę niż większość ludzi, którychznał.Nudziło go już, że ciągle musi udawać zwykłego faceta,takiego samego jak inni, ani trochę lepszego.Amerykański antyintelektualizm, pomyślał kwaśno.W tymkraju nikt nie ceni przymiotów umysłu.Był pewien, że gdyby nie wżenił się w rodzinę Granthamów,nigdy nie zaproponowano by mu stanowiska w Pentagonie.Wypił łyk szkockiej i poczuł miłe ciepło.Był pózny wieczór.Lauren nie wróciła jeszcze ze spotkania wklubie książki.Nie widział jej przez cały dzień i zastanawiał się,czy żałuje ostatniej nocy.Może czuła się zażenowana, posunęlisię przecież bardzo daleko w erotycznych ekstrawagancjach.Uśmiechnął się nieznacznie na tę myśl.Seksualna i intelektualnaprzewaga nad żoną była na pewno czymś, co dawało musatysfakcję.Niestety nad Jeremym Carverem nie miał przewagi.%7ładnej.Carver skreśliłby go bez wahania.To, że Richard byłnajlepszy w swojej dziedzinie, że w całych Stanach nieRS 161znalazłby nikogo o porównywalnej wiedzy i doświadczeniu, niemiało najmniejszego znaczenia.To się po prostu nie liczyło.Carver myślał wyłącznie o tym, co leżało w interesie jegoszefa.Nic innego nie wchodziło w grę.Richard miałprzynajmniej jasną sytuację.Rzadko zdarzało mu się poruszać wtak wyraznie czarno-białym świecie.Ktoś musiał wiedzieć, gdzie jest ciało Dce'a.Ktoś.- Napijesz się czegoś? Mogę ci zaproponować mrożonąherbatę, wodę mineralną gazowaną albo niega-zowaną,lemoniadę.Carver pokręcił głową.- Nie, muszę zaraz wracać do Bostonu.Za godzinę mamsamolot.- Wracasz do Waszyngtonu? Przytaknął.- Będziemy w kontakcie.Jak tylko dowiemy się, co z Ikiemi,albo twoja żona powie nam, gdzie możemy go znalezć, wrócimydo naszej sprawy.- Lauren nie wie,, gdzie podziewa się jej brat.- Nie? To bardzo dziwne.- Nie znasz Dce'a.- Wszyscy mamy jakieś kłopoty rodzinne.Senator to rozumiei nie robi problemu ze sprawy twojego szwagra, ale nie chceskandalu.Przecież znasz zasady.Nie ma Dce'a, nie ma nawetciała.Piękna historyjka dla jakiegoś dziennikarzyny.Mógłbyzrobić się z tego niezły smród.- Nie odpowiadam za Dce'a Granthama.Nie miałem z nim nicwspólnego.Nie możecie mnie obciążać za jego ekstrawaganckistyl bycia.To niesprawiedliwe.- Tak? Witaj w klubie niesprawiedliwie obciążonych,doktorze Montague.Towarzystwo bardzo liczne i doborowe.Richard upił kolejny łyk szkockiej, lecz tym razem nawet jejnie poczuł.RS 162W gabinecie panował półmrok, za oknem niebo zaciągnęło sięciężkimi, szarymi chmurami, zapowiadającymi deszcz.- Tessa Haviland najprawdopodobniej nie widziała nic wswojej piwnicy.- Może nie, może tak.Tak czy inaczej nie mogła sobie wybraćgorszego momentu.Ty masz właśnie przejść do Pentagonu, aona znajduje szkielety po piwnicach.- Carver podniósł się,wyciągnął palec w kierunku Richarda.- Możesz mieć z jejpowodu kłopoty.- Chcesz powiedzieć, że zrobiła to rozmyślnie, żebypokrzyżować mi plany? - zapytał Richard, siląc się na spokój.-To oznaczałoby, że mam wrogów.Carver uśmiechnął się szeroko i ruszył ku drzwiom.- Wszyscy mamy wrogów, doktorze, nawet taki ważnymądrala jak ty.- Poklepał futrynę, odwrócił się i mrugnął.-Znajdz Ike'a.Sprawdzę tę Haviland, dowiem się, czy ktoś jąopłacił, żeby utrudniała ci życie.Być może któryś zprzeciwników senatora.- Jestem ekspertem od terroryzmu, panie Carver, niepolitykiem.- Wiem.Po co przyjeżdżałbym tutaj?Tessa obudziła się przerażona.Była we własnym mieszkaniuwe własnym łóżku.Czuła przejmujący lęk, którego nie potrafiłauzasadnić w żaden racjonalny sposób.Próbowała skupić uwagę na znajomych sprzętach, tonącym wmroku, swojskim wnętrzu, odgłosach dochodzących zwewnętrznego dziedzińca, ale w głowie czuła zamęt, a sercewaliło jak oszalałe.Musiała zdecydować, co począć ze starą, zrujnowanąwozownią.Musiała zapłacić podatek za swoją ruderę.Wwozowni straszyło.Jej poprzedni właściciel zniknął i od rokunie dawał znaku życia.W sąsiednim domu mieszkał milkliwypotomek mordercy, którego nieszczęsny duch nawiedzałprzeklętą wozownię.RS 163Potomek mordercy miał córkę, która uważała, że jestkrólewną, oraz siwowłosego kuzyna, który cierpiał nazaburzenia wywołane traumatycznymi przeżyciami z Wietnamu.Kotka przybłęda postanowiła urodzić małe na śpiworze Tessy.A ona całowała się z Andrew Thorne'em i zachowywała siętak, jakby w każdej chwili gotowa była się w nim zakochać.Zważywszy wszystkie okoliczności, trudno się dziwić, żejawiły się jej szkielety zakopane w piwnicy.Kłopot w tym, że nie było to przywidzenie.Tessa czuła, jak narasta w niej uczucie paniki.Brakowało jejpowietrza, nie mogła oddychać, miała ochotę uciekać Bóg wiedokąd.Odrzuciła kołdrę.Widziała kości.Czaszkę.Ludzkie szczątki.Martwegoczłowieka.Obróciła się na brzuch i zapaliła nocną lampkę.Od miesięcynie przytrafił się jej atak takiej paniki.Zdarzały się, kiedyzdecydowała się usamodzielnić i zaczynała prowadzić własną,jednoosobową firmę.Opowiadała o nich Dce'owi.- To normalne - stwierdził tym swoim pewnym siebie tonem.- Jak cię znowu najdzie, wypij kieliszek likieru kawowego, napewno ci pomoże.Nie chciała myśleć o Eke'u.Cyfry na budziku przeskoczyły z 4:59 na 5:00.Niedługozacznie świtać, pomyślała i obróciła się na plecy, wbiła wzrok wsufit i zaczęła oddychać miarowo.Policzyć do ośmiu, wdech,wstrzymać oddech, policzyć do ośmiu, długi wydech na osiem.Serce zaczęło się uspokajać.Mogła już myśleć racjonalnie.Włączyła symulator dzwięków i małą sypialnię wypełniłszum oceanu.Nie najszczęśliwszy wybór.Przełączyła na deszcztropikalny, ale było już za pózno.Przed oczami miała twarzAndrew, gdy całował ją w drzwiach pokoju córki, a potem wmroku na ganku od strony ogrodu.Nie wymyśliła sobie szkieletu.RS 164Na tym polegał problem.Nie miała aż tak wybujałejwyobrazni ani nie była aż tak stuknięta.I nie była to ani graświateł, ani sztuczka spłatana przez złośliwego ducha.Szkielet zniknął.Szukała go policja, szukała go ona razem zSusanna, szukał Andrew.Davey i ojciec mogli go nie zauważyć.Interesowały ich rury,przewody i instalacje, dlatego nie patrzyli pod nogi.Ciekawe ile brakowało, żeby przyłapała złodzieja, którywymykał się z piwnicy w sobotę wieczorem z workiem kości.Próbowała przypomnieć sobie dokładnie ten moment, kiedypo kolacji wróciła niespodziewanie do wozowni, żeby zamknąćdrzwi kuchenne.Miała jechać prosto do Bostonu.Kto o tym wiedział?Andrew.Harl.Dolly.Jej samochód stał na podjezdzie przeddomem Thorne'ów zamiast przed wozownią.Ten, kto sięzakradł, mógł myśleć, że już wyjechała.- Jestem grafikiem, a nie detektywem - mruknęła do sufitu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki