[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jezu.- W głosie Alice zadzwięczało bolesne zdumienie.- Czarodziejski flet!Pozwoliłem jej mi go zabrać.Spojrzała ponad nim na mą twarz, celując jak zminiaturowego karabinu.Przypomniało mi to Ditka, udającego, że strzela mi w stopy, żebymtańczył - a potem, jak rozgrzany był w moim śnie instrument.Po plecach przebiegł mi dreszczautentycznego niepokoju.Odebrałem Alice flet i schowałem na miejsce.- Ale egzorcyzmowanie duchów jest trudniejsze? - naciskała, znów posyłając mi tospojrzenie.- Zwykle znacznie trudniejsze.Tyle że nie ma tu żadnych reguł.Każdy przypadek jestinny.- Zmieniłem podejście.- Dobrze sobie radzisz z matematyką? - Lepiej niż z wiedzą o Navajo.Zdawałam ją nawet na maturze.Umiem mnożyć wpamięci czterocyfrowe liczby.- No więc dobrze.David Hilbert, matematyk pruski, żyjący pod koniecdziewiętnastego wieku, uważał, że da się stworzyć matematyczny model wszystkiego:krzesła, zdania, kleksa śmietanki w kawie, tego, z której strony nosisz jaja po włożeniu spodnii tak dalej.- Jasne.- Podobnie możesz spojrzeć na to co robię.Gram melodię i melodia to model.Tworzęmodel ducha.Opisuję go.dzwiękami.Ale jest w tym coś więcej.Jeśli zrobię wszystko jaknależy, to działa w obie strony.Wytwarzam bowiem więz: łączę ducha z dzwiękami.Umilkłem.Słowa nie mogły opisać tego, co robiłem.Zawsze się w nich plątałem, próbującto wyjaśnić.Alice jednak podjęła wątek.- To mi przypomina laleczkę wudu - rzekła z wahaniem.- No wiesz, laleczka wudu tomodel mający działać dokładnie w ten sam sposób.Zaklęcie bądz fetysz sprawia, że lalkaprzedstawia prawdziwą osobę, możesz w niej ukryć kosmyk włosów czy coś w tym stylu.Apotem, kiedy wbijasz szpilki w lalkę, osoba, którą przedstawia, czuje prawdziwy ból.Zaimponowała mi.To było znacznie lepsze porównanie niż to, do któregozmierzałem.- Właśnie - zgodziłem się.- Dokładnie to robię.Melodia, którą gram, przedstawiaducha.Aączę je ze sobą, sprawiam, że stają się dwiema częściami całości.I kiedy przestajęgrać.Nie dokończyłem zdania.I znów dotarłem do miejsca, w którym język nie pozwalałmi posunąć się dalej.Co się działo ze swobodnymi duchami, które pakowałem i odsyłałem?Dokąd je odprawiałem? Czy odchodziły na zielone pastwiska, czy po prostu przestawałyistnieć? Nie wiedziałem.Nigdy nie natknąłem się na wyjaśnienie, które nie brzmiałoby jakstek bzdur.- Kiedy przestajesz grać? - naciskała Alice.- Wówczas duch znika z tego miejsca.Odchodzi.- Dokąd?- Tam, dokąd odchodzi muzyka, kiedy jej nie gramy.Nie to spodziewała się usłyszeć i moje słowa, miast uspokoić, jeszcze bardziej niąporuszyły.Powinienem był się domyślić, że tak będzie.Co mogłem jej powiedzieć? Moja własna definicja życia obejmuje czas od kołyski pogrób.To, co się dzieje pózniej, uważam za coś innego.Jeśli potrafisz znalezć drogę do nieba bądz piekła, to świetnie.Jeśli nie, nie powinieneś się kręcić po miejscowej frytkami albo wszufladzie komódki żony.Innymi słowy, jeśli w ogóle istniał jakikolwiek naturalny porządekrzeczy, stanowiłem jego część.Byłem ruchomym palcem, który nigdy niczego nie zapisywał,ale doskonale radził sobie z kasowaniem.- Spróbuj pomówić z księdzem - podsunąłem, kierując się typową, domorosłąmądrością.- Albo po prostu z kimś, kogo kochasz, komu ufasz.Może z Jeffreyem.Pogadajcieo tym.Nie uciekaj przed tym.Z doświadczenia wiem, że nie ma dokąd uciec.W tym momencie uświadomiłem sobie, że Alice przygląda mi się z bolesnymzdumieniem.- Z Jeffreyem? - powtórzyła z niedowierzaniem.- Co?-  Może z Jeffreyem ? Czy nie tak właśnie powiedziałeś?Zastanowiłem się.Faktycznie.- Chodziło mi o to - spróbowałem - że powinnaś pogadać z kimś, kto.- Wiem, o co ci chodziło, Castor.Chcę wiedzieć, co, do diabła, miałeś na myśli.Uważasz, że Jeffrey i ja jesteśmy razem? Aączy nas romantyczny związek? Czypowiedziałam bądz zrobiłam cokolwiek, co mogłoby doprowadzić cię do takich wniosków?- Wygląda na to, że świetnie wam się razem pracuje - zagrałem na czas.- Bzdura! - Alice była naprawdę wściekła.- Nikomu nie pracuje się świetnie zJeffreyem.Aączy nas to, że ja odwalam robotę, a on chowa mi się pod spódnicą.- W porządku.- Rozłożyłem ręce w geście poddania.Moja kapitulacja nie zostałaprzyjęta.- Nie w porządku.Nic nie jest w porządku.Jakiś żałosny palant powiedział ci, żezałatwiłam sobie tę posadę przez łóżko, tak? Wiedziałam, że krążą takie plotki, ale niemiałam pojęcia, że osiągnęły prędkość światła.Tak dla porządku, jestem starszą archiwistką,bo świetnie sobie radzę w pracy.A Rich nie jest, bo nikt prócz niego nie sądzi, że dałby sobieradę.- W porządku - powtórzyłem.Nie chciałem się z nią spierać; w końcu nie miałempojęcia, jak jest naprawdę.Alice wstała, patrząc na mnie z wściekłością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki