[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Coś jest w powietrzu, nie wiem jeszcze, co to takiego, ale mi się niepodoba.Jakby nagromadziło się zbyt wiele uczuć. Odetchnęła głęboko.Zadzwonić do Alana? Czemu nie.Mamy pierwszy dzień maja.Niech mu pani życzypięknego lata. Może po południu  mruknęła. Może wtedy będę miała więcejodwagi.Karin zbiegła na parter, po raz drugi tego dnia wyjęła z kredensu butelkę koniaku, nalała sobie i wychyliła duszkiem.Alkohol palił jąw gardle żywym ogniem, ale dobrze jej zrobił.Napięcie nieco zelżało.Wypiła drugą lampkę i odetchnęła głęboko. To nie może wejść mi w krew  stwierdziła  ale od czasu do czasu niezaszkodzi. Pijesz już w południe?  rozległ się chłodny głos od schodów.Muszę przyznać, że mnie to zaskoczyło.Odwróciła się.Michael niezauważenie wszedł do pokoju i przyglądałsię jej z pogardą.Szacował ją tym zimnym spojrzeniem, które znała aż zadobrze, którego obawiała się od samego początku ich małżeństwa.W tejchwili działanie alkoholu zniknęło równie szybko, jak przedtem siępojawiło.I nie zdołała zapobiec temu, że odezwała się w niej znowu maładziewczynka.Jak to powiedziała Beatrice?Proszę pokazać mu kły!Owszem, chciała pokazać mu kły, za żadne skarby nie chciała znowuczuć się jak mała dziewczynka, chciała być silną, dorosłą kobietą.Nie udało się. Po prostu chciałam się czegoś napić  powiedziała cicho.Michael wyjął jej z ręki butelkę i stanowczo odstawił na półkę. Lepiej z tym w ogóle nie zaczynać.A przy okazji, obejrzałem sobie tentwój pokój i doprawdy nie pojmuję, jak mogłaś z własnej woli wybrać takspartańskie warunki! Ja bym tu nie wytrzymał nawet jednej nocy! Jak mnie znalazłeś?  zapytała.Wzruszył ramionami. Znałem przecież nazwisko właścicielki.Beatrice Shaye.A ta wyspa towłaściwie mała wioska.Zapytałem o nią na lotnisku St.Martin i wszyscywiedzieli, o kogo mi chodzi.Więc wynająłem samochód i przyjechałem.Skinęła głową.Rzeczywiście nie kosztowało go to zbyt wiele wysiłku. Dlaczego właściwie przyjechałeś?  zapytała.Skrzywił się zniecierpliwiony. Musimy teraz o tym rozmawiać? Jestem głodny, chciałbym pójśćw jakieś przytulne miejsce, gdzie będziemy mogli pogadać.Czy tomożliwe? Tak  odparła Karin.Wzięła kluczyki ze stołu.Michael pokręcił głową. Ja prowadzę  powiedział.Właściwie nie miało znaczenia, kto siądzie za kierownicą, ale nagle takwestia wydała się Karin szalenie ważna. Nie  powiedziała. Ja prowadzę.Coś w jej głosie musiało zaskoczyć Michaela, bo spojrzał na nią dziwniei skinął głową. No dobrze, jeśli o mnie chodzi.Ty prowadzisz.Siedzieli na werandzie hotelu Chalet powyżej zatoki Fermain.Całezbocze, aż do lustra wody, pokrywały kwitnące krzewy.Majowe słońceprzygrzewało mocno, nie można się było obejść bez osłony parasoli.Nadmorzem pojawiła się delikatna mgiełka, niebo nie było już tak bezchmurnejak rano.Zerwał się lekki wiaterek i spychał słone powietrze w dół zbocza. Gorąco jak w lecie  zauważyła Karin.Michael mieszał w swojej filiżance.Zamówili quiche i sałatkę, którepopili lokalnym piwem, siedzieli już nad kawą, a nadal nie poruszylinajważniejszego tematu, ograniczając się do nic nieznaczących drobiazgów.Michael opowiadał o problemach w laboratorium i o tym, że jeden z jegonajlepszych współpracowników zrezygnował z pracy, co, jak podkreślił,było dla niego wielkim ciosem.Karin natomiast opowiadała o swoichwędrówkach po wyspie i o tym, że dokładnie pięćdziesiąt pięć lat temu,pierwszego maja, Erich Feldmann popełnił samobójstwo.Michaela tochyba w ogóle nie interesowało, ale słuchał uprzejmie. Nie słyszy nawet słowa z tego, co mówię  pomyślała Karin  alez drugiej strony nie przyjechał tu przecież ze względu na Helene i Ericha.Odzyskała skrawek pewności siebie.Michael pochwalił restaurację,którą wybrała, a to było więcej, niż słyszała od niego pochwał w ciąguminionych pięciu lat. No cóż  powiedział w końcu. Powinniśmy porozmawiać naprawdępoważnie, nie uważasz? Z dnia na dzień wyjechałaś na Guernsey i nieraczysz mi nawet wytłumaczyć, dlaczego tak postępujesz, unikasz rozmówo przyszłości.Przez telefon w każdym razie było to niemożliwe.I dlatego przyjechałem.Wydawał się urażony.No tak, według niego to szczyt bezczelności, żeprzez nią musiał jechać taki kawał drogi. Ciekawe, co powiedział kochance?  zastanawiała się Karin.Zapewne nie była zachwycona, że wyrusza w pościg za żoną. Przecież powiedziałam przez telefon, że to ty musisz podjąć decyzję sprostowała. To ty masz romans.Może to zresztą coś poważnego, niewiem.Musisz zdecydować, jak to ma dalej wyglądać.Coraz energiczniej mieszał łyżeczką w szklance.Temat mu wyraznienie leżał, ale zorientował się już chyba, że nie zdoła zamieść go pod dywan. Jeśli chodzi o ten romans, jak to nazywasz, nie ja jeden ponoszę winę zauważył. Już ci to mówiłem. Ależ oczywiście  żachnęła się. Nie wyobrażam sobie, że wziąłbyświnę na siebie. I słusznie, bo nie tylko ja tu zawiniłem.Zważywszy na to, jak sięzachowywałaś, właściwie nie miałem innego wyjścia niż. Urwał, szukałodpowiednich słów. Niż wskoczyć do łóżka innej kobiecie  dokończyła Karin. Tochciałeś powiedzieć, tak? Nie możesz sprowadzać tego do seksu  zareagował natychmiast.Chodziło mi przede wszystkim o co innego.Szukałem towarzystwakobiety, z którą mogę coś zrobić.Iść do kina, do teatru, do opery.Z którąmogę odwiedzać znajomych i zapraszać gości.Kobiety pewnej siebie, silnej,która mnie wspiera, gdy czasami jestem w dołku.Karin, ja chciałem żyć, poprostu.Czy tak trudno to zrozumieć? A więc jemu też nie było łatwo  pomyślała. No jasne, że nie.Neurotyczna żona, która ciągle płacze i w większej grupie ludzi wpadaw panikę.no tak, to bardzo skomplikowało mu życie. Rozumiem, jasne  przyznała. Każdy to zrozumie.Ale to, jak toprzedstawiasz, jak być może sam o tym myślisz.Chyba nie widzisz, żeprzeoczyłeś sporą część prawdy.Michael, nie twierdzę, że cała wina leżypo twojej stronie, ale odkąd się poznaliśmy, swoim zachowaniempodważałeś moją pewność siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki