[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niebieskie, bawełniane spodnie były mokre aż do połowy ud.Skórzany kapelusz rzucał cień na jego twarz, ale Roza wiedziała,że był przygnębiony.To, co powiedział, miało ją pocieszyć:- Niczego by to nie zmieniło, gdyby ktoś czuwał przez całąnoc.W ciemności i tak nic nie dałoby się zrobić, Roz.Wiedziała o tym, ale dla Adama to była marna pociecha.- Jared zarzeka się, że już nigdy nie zasadzi żadnej winorośli -dodał Jeremy.Kąciki jego ust zadrżały, ale nie pojawił się w nichnawet cień uśmiechu.- Zaproponowałem mu owce.Jestempewny, że pojedzie do Auckland, zanim zdążę policzyć do stu.79 Roza nie chciała tego słuchać.Jeremy był mistrzem wrozwiązywaniu problemów, ale tym razem nie chciała go słuchać.Mrużąc oczy, spojrzała za niego, nad jego ramieniem - w szareniebo.Zobaczyła rzędy winorośli, które wydawały się nie miećkońca, które falowały niczym morze.Dzień wcześniej wyciągaływ stronę błękitnego nieba swoje zielone liście, a soczystewinogrona czekały na ręce zbieraczy.Niewiarygodne, jak wielemogło się zmienić w ciągu jednej nocy!- Bzdury wygaduję.Chyba nie zamierzasz tak stać i słuchaćmojego gadania? Idz do niego, Roz! Dawno tak bardzo cię niepotrzebował, jak właśnie w tej chwili.Jakby trzeba ją było o to prosić! Wbiegła na stwardniałe błoto,podeszwy butów ślizgały się po lodzie, ale szła wyprostowana.Każdy jej krok sprawiał, że chrzęściło jej pod stopami.Oddychała niczym miech kowalski.Dawno tak bardzo się nieśpieszyła.Roza nie zdążyła założyć podkolanówek i teraz czuła,jak wilgoć wdziera się przez fałdy spódnicy, czuła, że jej kolanastają się lodowate.Adam siedział zwrócony plecami do winnicy.Przygarbiony, zgołą głową.Zciął kilka krzewów i ułożył je jeden na drugim jakstos chrustu.Usiadł na nim z rękami opuszczonymi na kolana.Marzł i drżał.Zniszczona kurtka przemokła, wełniane spodnie takżenasiąknęły wodą i upaprały się w błocie.Oczy mężczyzny zaszłyłzami.Włosy barwy złota sterczały mu na wszystkie strony.Słyszał, że Roza nadchodzi - tym razem nie miała szans stąpaćcicho jak kot po mchu.Jego głos był zachrypnięty, ton poważny izdziwiony:80 -Jak myślisz, Rosie - czy to kara za moje grzechy? Czy to jużwszystko, czy jeszcze coś się wydarzy?Popchnęła go lekko, żeby się posunął i zrobił jej miejsce oboksiebie.Wdrapała się na kamień i okryła ich plecy wełnianympledem.Jego ciałem wstrząsnął dreszcz - to było coś więcej niżreakcja organizmu na mróz.Jeszcze nigdy tak bardzo niepragnęła, żeby stali się jednym ciałem i jedną duszą.- Okropnie to wygląda, prawda?- U nas w domu wypalaliśmy nieużytki - powiedziała Roza.Wciąż pamiętała tamten zapach.Wciąż miała przed oczamigęste kłęby dymu unoszące się nisko nad rzeką, daleko napółnocy - kiedy razem z dymem przychodziła wiadomość, że ktośposzerza tereny uprawne.Ludzie sprzątali ziemię, paląc wszyst-ko, co się na niej znajdowało.To było proste, o ile człowiek był wstanie ugasić ogień, wówczas popiół stawał się nawozem wpierwszym roku siewu.Spojrzała za siebie i zobaczyłapowykręcane winoroślą, które przypominały zaczarowany las woczekiwaniu na mrok nocy.-Spal wszystko, Adamie.W przeciwnym razie czeka cięmordercza praca.-Wykopać korzenie albo wszystko zaorać.Albo spalić -westchnął, ale nie obejrzał się za siebie.Wiedział, co się stało iwspomnienie tego, co zobaczył, było zbyt bolesne.- Ogień trawiwszystko, Rosie.Powinno się udać.Winnice to nie był dobrypomysł, prawda? Może powinienem stanąć na środku pola ispłonąć razem z nim? Wyznaczyć sobie jeszcze bardziej dotkliwąkarę? To wszystko przeze mnie, Rosie.- Pan Bóg ma inne sprawy na głowie niż wymy-81 slać ci kary - powiedziała łagodnie.- Nikt na to nie zasługuje.- Ale ja, takSpojrzał na nią.Jego wzrok mówił jej wszystko.Wiedziała,kim był.Wiedziała równie dobrze jak on, że zasłużył na to, co gospotkało.Nigdy nie zostanie wystarczająco ukarany.Chciał tego,chciał odpokutować, chciał ponieść karę.Ale nie taką, któraodbiła się na innych, która dotknęłaby tak wielu osób.- Mogliśmy zacząć zbiory kilka dni wcześniej.-1 tak nie zdążyłbyś ze wszystkim.Zebranie tego, co zostałona polu, zajęłoby nam tydzień.Nie mogliśmy tego przewidzieć.Nikt tu nie słyszał o gradzie!- To nie był pierwszy raz - stwierdził Adam, ale bez większegoprzekonania.-Nie rozumiem, dlaczego nie.przeczuwałam niczego -wyrwało się z ust Rozy.Ona również oskarżała się o to, co wykraczało pozamożliwości zwykłego człowieka - co nie leżało w jego mocy.-Zwykle wiem o rzeczach, które są dla nas ważne - mówiłapoważnym tonem.- Nic się nie da zrobić.- Objął ją ramieniem pod kocem,spierzchnięte wargi dotknęły jej czoła.- Sama to powiedziałaś,najdroższa: jeden dzień w tę czy w tamtą nie robił różnicy.I taknie udałoby nam się uratować zbiorów.- Powinnam wiedzieć o tym - wcześniej.-Nie jesteś Bogiem, Rosie.Widać nie było nam pisaneprowadzenie winnicy.Już jaśniej nie da się tego powiedzieć.Jared poprzysiągł, że przerzuci się na owce.Może nas też będziestać na zakup kilku sztuk, kiedy wszystko uprzątniemy.-Przytulił ją mocno do siebie i powiedział: - Rosie! Nie mogę na topatrzeć,82 na winnice, na winoroślą.Nie jestem w stanie.Cała okolicawygląda tak, jakby krwawiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki