[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bleys zastosował się do polecenia.Zanim przypiął plakietkę, znaleźli się już w wejściu strzeżonym przez wartownika w czarnym mundurze; strażnik wyglądał na wojskowego i miał u boku miotacz w otwartej kaburze.Człowiek ten uśmiechnął się wesoło do Dahno, gdy obaj bracia podeszli, ale zmarszczył się na widok Bleysa, powstrzymał go wyciągniętą przed siebie otwartą dłonią i podszedł do niego, by przyjrzeć się z bliska plakietce.Dahno i Bleys zatrzymali się.–Mój partner w interesach – powiedział Dahno – a także młodszy brat.Tom, chciałbym ci przedstawić Bleysa Ahrensa.Strażnik opuścił dłoń.–Zapraszam na galerię gości, Bleysie Ahrens – powiedział.Była to odpowiedź, zauważył Bleys, która pomijała zarówno zwrot „szanowny…”, co było pozdrowieniem stosowanym powszechne na wszystkich planetach przy wszelkich formalnych okazjach, jak i wszystkie specjalne formy powitań, używane przez rozmaite kościoły.–Dziękuję – odparł Dahno, zanim Bleys zdołał odpowiedzieć i uśmiechnął się wesoło do strażnika.Obaj bracia weszli na galerię.–Nigdy nie zapominaj zwykłych ludzi – zwrócił się Dahno łagodnie do Bleysa, gdy zostawili strażnika za sobą.– Mogą być użyteczni, kiedy będziesz potrzebował z ich strony odstępstwa od reguł.W tej chwili wydawało się, że na galerii nie ma innych gości.Był tam tuzin rzędów foteli mogących pomieścić może pięćdziesięciu obserwatorów; fotele były rozdzielone przez przejście i uszeregowane na trzech kondygnacjach schodzących w dół do samej krawędzi balkonu.Dahno ruszył przejściem, idąc przed Bleysem, po czym podszedł do miejsca w pierwszym rzędzie, po lewej stronie.Usiadł i pokazał bratu, by ten zajął fotel obok niego; co też Bleys uczynił.Bariera balkonu była na tyle niska, że mogli widzieć pod sobą większą część pomieszczenia wypełnionego półkolistymi pulpitami członków Izby.Ściany sali były z ciemnego kamienia i wznosiły się do wysoko sklepionej kopuły wykonanej z tego samego kamienia; źródła światła rozmieszczono wokół sali poniżej poziomu galerii i skierowano głównie w dół, na użytek reprezentantów.Ciemna barwa kamienia wypijała światło, co, przy mrocznych czerniach i szarościach ubrań posłów, nadawało całemu miejscu wygląd jaskini, jakby Izba była wydrążoną w skale komnatą.Na jej płaskim końcu, gdzie kończyły się półkola siedzeń, znajdowało się podium z mównicą, a z tyłu widać było dwa proste rzędy foteli.Za przemawiającym mogło siedzieć dwudziestu czterech ludzi.Teraz tylko jedno z tamtych miejsc było zajęte przez człowieka, który siedział w raczej swobodnej pozie w fotelu na lewo od mówcy, z nogą założoną na nogę.Wyglądał bardziej na zwykłego widza niż na członka samego zgromadzenia.To zaintrygowało Bleysa, gdyż sala była prawie pełna ludzi, którzy słuchali przemawiającego.–W przyszłości – odezwał się Dahno – będę cię prawdopodobnie wysyłał tutaj, byś przysłuchiwał się debatom i głosowaniom nad rozmaitymi propozycjami.Ten, który tak nonszalancko siedzi za przemawiającym, to Główny Mówca.Nazywa się Shin Lee.Zdobył tyle głosów w naszych ostatnich wyborach, że odebrał tytuł Najstarszego głównemu przedstawicielowi na Harmonii; ale do kolejnych wyborów na Harmonii jest po prostu Głównym Mówcą.Należy do Kościoła Skruchy.–Jaką ma władzę w porównaniu z resztą? – zapytał Bleys zafascynowany całą sytuacją: pieczarowatą izbą, pustymi miejscami za mównicą, a pełnymi przed nią, i dziwnymi nazwami.–Oficjalnie, w pewien sposób mniejszą od innych – odparł Dahno.– Może zarządzić dodatkowe głosowanie, ale z drugiej strony nie ma w ogóle prawa głosu.Jednak poza tą salą ma ogromną władzę.Kontroluje milicję i aparat rządowy całego świata, a w dodatku ma prawo wkroczyć w każdą przeżywającą impas dysputę we wszystkich pozostałych kościołach lub w spór pomiędzy nimi, i oddać decydujący głos.Ale jego główną przewagą jest prestiż.Odpowiada, w najwyższym stopniu, za obronę tej planety, a jeśli kiedykolwiek osiągnie tytuł Najstarszego, będzie odpowiedzialny za obronę obu planet.Bleys przeniósł na moment wzrok z rozgrywającej się poniżej sceny, by spojrzeć na Dahno.–Nikt nie atakuje całego świata – powiedział – nie mówiąc już o dwóch planetach, odkąd Donal Graeme napadł na Newton, a było to – musiało być – ze sto lat temu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki