[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczuła lekki dreszcz, gdy mijała ją zwarta formacja doskonale jzdyscyplinowanych żołnierzy – wszyscy szli jednym krokiem i żaden nawet nie spojrzał na boki.Zastanawiała się, jakie uwagi wymieniają sobie teraz w myślach.Wiwaty zaczęły słabnąć, gdy pokazali się zawodnicy z Kesu, w oczach Che różniący się od poprzedników jedynie miedzianym odcieniem skory.Za nimi zaś szli bladoskórzy mrówcy z Tarku.Po ich przejściu nad głowami gawiedzi uniósł się lekki szmer dezaprobaty, ponieważ w paradzie nastąpiła dość długa przerwa przeznaczona dla drużyny z Veku, która jeszcze nie przybyła.Wśród widzów było wielu weteranów walk z Vekiem, chcącym niegdyś wziąć Kolegium pod swoją „protekcję".Stenwold również pamiętał zamęt i cień, jaki ta wojna rzuciła na jego dzieciństwo.Następnie pojawiły się reprezentacja Seldisu i Everisu – kilkanaścioro pająków, mężczyzn i kobiet, tak pięknych, jakimi ich mogły uczynić urodzenie i kosmetyka.Che poznała kilku widzianych w zeszłym roku: byli wśród nich szermierze, gimnastycy i liryczni poeci, zostawiający opisywanie bardziej brutalnych wydarzeń mniej subtelnym rasom.Za nimi szła połączona drużyna much z Egelu i Merro – rozpychający się łokciami niewysocy ludzie rzucający tłumowi spojrzenia pełne kpin i zuchwałości.Wygrywali większość wyścigów w powietrzu i zawodów akrobatycznych, a w sprzyjających okolicznościach uwalniali mieszczuchów od nadmiaru dóbr osobistych.Na końcu maszerowała oczywiście drużyna, jaką udało się wspólnie wystawić pozostałym dwóm rasom zamieszkującym Niziny.Składała się z jedenastu członków, czyli była znacznie mniejsza niż zespoły rywali, a dziewięciu z nich należało do modliszowców.Patrząc z góry na gapiów, szli z zabójczą gracją przez tłum obywateli Kolegium jak książęcy zakładnicy wprowadzani do miasta zwycięzców.Ale przyszli i nie mogła tego ukryć żadna porcja pogardy w ich wzroku.Przyszli i prawdopodobnie mieli odejść ze wstęgami zdobytymi niemal we wszystkich walkach indywidualnych.Fakt, że tylko w niektórych konkurencjach zwyciężał pająk czy mrowieć, świadczył o wysokim poziomie rozgrywanych w Kolegium igrzysk.Pośród modliszek szli dwaj zawodnicy o szarych skórach, ubrani również w szare szaty pozbawione jakichkolwiek ozdób.Obaj uparcie patrzyli w ziemię.Nie byli oficjalnymi reprezentantami leżącej na północy góry Hain, gdzie ćmy miały jedną z niewielu swoich twierdz.Byli renegatami i buntownikami.Podobnie jak kilku pracujących w Kolegium nauczycieli z tej rasy, których twarze czasami się zmieniały, ale liczba nigdy, ci dwaj należeli do wyjątków wśród ciem mających ochotę na poznawanie świata i opuszczenie w tym celu swoich odizolowanych domów.Teraz żukowce patrzyły na nich z rozbawieniem: ci górscy mistycy, wielbiciele mitów potrząsający czaszkami i fetyszami uparcie trzymali się wieków dawno już pozamykanych w księgach historii.Nie żywił już do nich gniewu, chociaż niegdyś rzucali cień na całe Niziny.Nigdy jednak nie zapomniały, że ćmy trzymały kiedyś swoją załogę nawet w Pathis.Che patrzyła na nich bardzo uważnie.Nigdy przedtem nie spotkała nikogo z tej rasy, nigdy nawet do żadnego z jej przedstawicieli się nie zbliżyła.Uczyli przedmiotów, co do których nie przypuszczała, aby mogła je zaliczyć, i które trąciły mistycyzmem oraz szarlatanerią.W Zgromadzeniu nieustannie też pomrukiwano o zakazaniu tych nauk jako anachronizmu, ale ćmy się trzymały swego i w ich mrocznych pracowniach i obskurnych salach wykładowych zawsze przesiadywały gromadki studentów.W pewnej chwili przez tłum przepłynął głuchy pomruk i Che wróciła do rzeczywistości, gdy Stenwold nagle zacisnął dłoń na jej ramieniu.Tego roku po raz pierwszy objawiła się jeszcze jedna drużyna.Zostawiono ich na koniec, ponieważ organizatorzy nie bardzo wiedzieli, gdzie ich umieścić.Serce Che wywinęło kozła, gdy ujrzała ich sztandar i barwy, powtórzone na odzieży, zbrojach i nawet rękojeściach mieczy.Czerń i złoto.Wszędzie czerń i złoto [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki