[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.  Biały !  krzyknął BronekPo  Białym nie było ani śladu.Na próżno rzucili się na kolana, wypatrując ciała podzielonkawym lodem.Ciemna woda w przerębli uspokoiła się i wokół znowu zapadła głuchacisza. 7LachyWiadomość o śmierci Hani dotarła do komórki S/121 jeszcze tego samego dnia.Lekarkaz Pawiaka była w siatce i niemal natychmiast wysłała gryps do swoich ludzi.Pisała w nimo wyjątkowym zezwierzęceniu śledczego z alei Szucha, który torturował ranną dziewczynęw szpitalu, obdarowawszy ją wcześniej pomarańczami.Nie było to całkiem zgodne z prawdą, alelekarka pisała swój meldunek w szoku po wizycie Rappkego i jego ludzi.Do tej pory sądziła,że żadne okrucieństwo śledczych z Szucha nie jest już w stanie jej zaskoczyć.Była przekonana,że widziała wszystko  dłonie z wyrwanymi paznokciami, złamane szczęki, połamane kości,rozerwane odbyty, nie mówiąc już o takich  drobnostkach jak pogruchotane żebra.Tym razemjednak pierwszy raz zetknęła się z tak niesłychaną perfidią.Esesowiec specjalnie udawałnajpierw ludzkie współczucie, żeby godzinę pózniej z zimną krwią powrócić znienackai torturami zmusić do zeznań konającą dziewczynę. Margaret nie miała innego wyjścia, jak pokazać Michałowi meldunek streszczającygryps lekarki.Spotkali się w antykwariacie na Senatorskiej.Dzień wcześniej dostali wiadomośćo wpadce Hani podczas obserwacji.Naoczny świadek widział, jak major Wehrmachtu strzeliłdo dziewczyny robiącej na ulicy zdjęcia.Udało się ustalić ponad wszelką wątpliwość, że była toHania i że przewieziono ją z raną postrzałową na Pawiak.Michał chciał natychmiastzlikwidować lokal na zapleczu zakładu krawieckiego, ale przewiezienie sporego już archiwumwymagało transportu, którego nie dało się załatwić od ręki.Postanowili więc postawić w pobliżudwóch ludzi, którzy będą stale sprawdzać, czy Niemcy nie zakładają w lokalu  kotła.Przeczytawszy meldunek Michał w ogóle nie zrozumiał jego treści.Jak to nie żyła?Hania? Przecież dopiero co kochał się z nią w swoim mieszkaniu.Wpadka, aresztowania, nawetrana postrzałowa  to wszystko było przecież częścią tej roboty, ale śmierć? Przeczytał jeszczeraz.Zrozumiał. Przykro mi  powiedziała  Margaret. Wiem, że mieliście się ku sobie.Michał zadrżał.To on posłał ją na śmierć.Nagle wszystko zawirowało mu przed oczami. Co panu jest?   Margaret zobaczyła, że słabnie i pomogła mu usiąść na zabytkowymkrześle.  Nic, nic, zakręciło mi się w głowie.Zza lady wyjrzał zaniepokojony właściciel antykwariatu w granatowym fartuchu. Tam nie wolno siadać! Już, już!  zawołała  Margaret. Synowi w głowie się zakręciło od tych cen u pana! To idzcie na ulicę, tam taniej! Margaret odwróciła się do Michała. Chodzmy stąd.Nie podoba mi się ten dziad.Wyszli na ulicę.Michałowi udało się wreszcie zatrzymać wirowanie przez oczami. Niech pan wezmie mnie pod rękę  nakazała  Margaret. Nie, nie, już dobrze. Niech pan robi, co mówię.Po drodze będziemy rozmawiać.Ruszyli pod rękę Senatorską.Mrozne powietrze ocuciło Michała.Musiał wziąć sięw garść. Proszę posłuchać.Przede wszystkim lokal, niech obserwują go jeszcze przez trzy dni.Jeśli nie pojawią się szpicle, to znaczy, że lokal nie jest spalony i wracamy normalnie do roboty.Po drugie, Halbe.Z całą pewnością jest podejrzany.Proszę nadać prośbę o całodobowąobserwację.Musimy wiedzieć, jaki ma rozkład dnia, do której knajpy chodzi, wszystko.Noi zdjęcie, oczywiście. To trochę potrwa. Trudno.Po trzecie, ten śledczy, który torturował Hanię. Głos mu zadrżał.Imięzmarłej dziewczyny z trudem przechodziło mu przez usta. Koniecznie trzeba ustalić jegonazwisko. Z tym nie będzie większego problemu. Wykonać.Kontaktujemy się przez skrzynkę.Odwrócił się nagle i odszedł.Stało się to tak szybko, że  Margaret nie zdążyła nawetzareagować.Zupełnie ją zaskoczył.Do tej pory nigdy nie był taki stanowczy.Gdyby niesytuacja, przywołałaby go do porządku.Niech sobie nie myśli, że jak nosi spodnie, to może niąponiewierać, myślała  Margaret , patrząc na oddalające się plecy młodego chłopaka, któregowciąż nie potrafiła uznać za swojego przełożonego.Michał nawet nie zauważył, że  Margaret poczuła się urażona jego władczym tonem.Chciał tylko pożegnać się z nią jak najszybciej, żeby nie zauważyła łez napływających mu do oczu.Dopiero teraz naprawdę dotarło do niego, co się stało.Hani już nie było.Praca fałszerza wymagała co najmniej dwóch umiejętności, które Janek od ostatniegospotkania z Kwapiszem stracił niemal zupełnie  pewności ręki i skupienia.Bez przerwy sięmylił, klnąc pod nosem.Najgorsze jednak, że musiał jednocześnie udawać przed Leną,że absolutnie nic się nie stało. Co ci dzisiaj jest? Nic, nic.Myślę o naszym ślubie. Nie ma teraz co o tym myśleć.Kolejny blankiet zepsułeś.Miała rację.Musiał jakoś wziąć się w garść.Całe szczęście, że miał ją do pomocy inaczej utonąłby w robocie.Lusia znosiła coraz więcej i więcej papierów do podrabiania.Przybywało zwłaszcza meldescheinów  odcinków meldunkowych.Niedawno Niemcywprowadzili zakaz meldowania się w Warszawie na pobyt stały i lawinowo wzrosłozapotrzebowanie na fałszywki tego rodzaju.Mała pracownia zaczynała pękać w szwach.Termin ślubu ustalili na dziewiętnastego kwietnia.Nie była to żadna szczególna data.Po prostu jednocześnie odległa i bliska.Chodziło wyłącznie o zaświadczenie od księdzaWalczaka, które Janek mógłby przedstawić przełożonym na dowód, że pracująca razem z nimLena jest już prawie jego żoną.Ten jeden dokument musiał być autentyczny.Janek na próżno starał się skupić nad podpisem jakiegoś niemieckiego urzędnika.Czuł sięjak w potrzasku.W dodatku nie mógł zawołać o pomoc.Gorzej  nie mógł nawet zawyć z bólu.Z jednej strony osaczał go Kwapisz, z drugiejMosler.Zachodził w głowę, w jaki sposób tych dwóch porozumiewało się ze sobą, ale nic niepotrafił wymyślić.Było to zresztą nieważne.Nie mógł nawet dotknąć Kwapisza, tak długo, jakMosler trzymał w szachu rodzinę Leny.Chyba żeby ich obu jednocześnie. O czym tak myślisz?Janek się ocknął. Ja? Nie, skąd.Pracuję po prostu. Może zrobimy sobie przerwę?Janek spojrzał na zegarek.I tak musieli zostać w pracowni na noc.Nie było mowy, żebyinaczej zdążyć przed przyjściem Lusi.Równie dobrze mogli więc zrobić sobie chwilę przerwy.Lena nastawiła wodę na kawę, a właściwie na napar z mielonych żołędzi.Jeśli posłodzić go pastylką dulcyny[27], to napój można było określić podobnie jak większość najnowszychwynalazków kulinarnych jako  dość niezły , czyli dawało się go wypić, choć bez przyjemności. Podobno coraz więcej ludzi przechodzi z getta na aryjską stronę  powiedziała Lena,siląc się na obojętny ton [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki