[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Luke i jego matka stworzyli drużynę grającąprzeciwko ukochanemu mężczyznie.W następnym momencie Luke i Jocelyn spojrzeli na siebie z szerokootwartymi oczami, jakby dopiero dotarło do nich, kto przesłał imkoszyk.Jednocześnie rzucili się w kierunku Tess.Luke wstał takszybko, że krzesło, na którym siedział, przewróciło się i z hukiemrunęło na podłogę.Tess otworzyła szeroko oczy, a potem zaczęła biec w kierunku drzwiwejściowych, bojąc się, że ją podepczą.- Koszyk! - krzyknęła Jocelyn.- Postaw go!Tess pochyliła się w biegu, stawiając koszyk na podłodze, a samawybiegła za drzwi, zamykając je za sobą.Joce i Luke dopadli koszyka i zaczęli w nim przewracać rzeczy.Napodłogę powędrowały: paczka sera, cienki bochenek francuskiegochleba, pojemniki z sałatkami.Na samym spodzie leżała plastikowatorebka, a w niej pożółkłe kartki, które Joce widziała u dr.Dave'a wdomu.Oboje chwycili ją w tym samym czasie.- Zwariowaliśmy na ich punkcie - powiedział Luke.-Zgadzam się -przytaknęła głową Joce, ale niewypuściła torebki z rąk.- Pakujemy jedzenie do koszyka.Potem idziemy na dwór.Ty czytasz,a ja kopię.- Doskonale - powiedziała Joce, jedną ręką trzymając kartki, a drugąpakując koszyk. Gdy wszystko było gotowe, Luke spojrzał na nią i zmrużył oczy.- Musisz się poddać.- Nie, to ty musisz się poddać.- Kiedy skończysz książkę? - spytał Luke, tak jakby zamierzał stać wjednym miejscu cały dzień i z nią rozmawiać, żeby tylko nie wypuścićz rąk manuskryptu.- Jak tylko pozwolisz mi iść, będziemy mogli to przeczytać!Luke nie mógł się powstrzymać od śmiechu, gdy wypuszczał torebkęz kartkami z dłoni.- Dobrze, ale nie znikaj mi z oczu.- Myślę, że będę mogła spełnić twoją prośbę - powiedziałasugestywnie Joce, a Luke uśmiechnął się jeszcze szerzej.Do jednejręki wziął koszyk, a do drugiej niezjedzony do końca kawałekwołowiny.Dziesięć minut pózniej byli już na dworze, a jedzenie było wyjęte zkoszyka.Luke usiadł po jednej stronie biało-czerwonego obrusa, którydziadek dołączył do pikniku i jadł, gdy tymczasem Joce z czciąodpakowywała stare kartki.- Gotowy? - spytała.Kiwnął głową.- Przestań gadać i czytaj! Spojrzała na kartki i zaczęła czytać. Rozdział 17LONDYN 1944- Panie generale, z całym szacunkiem, ale muszę odmówić wykonaniatego zadania - powiedziała Edi, stojąc przy biurku generała Austina,wyprostowana jak struna i patrząc swemu przełożonemu prosto woczy.- Harcourt - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.- To jestwojna i musisz robić to, co ci każą - tak jak my wszyscy.Jeśli wyślę dodomu dr.Jellicoe dwóch mężczyzn, zobaczą ich ludzie i zaczną gopodejrzewać.Jego kryjówka będzie spalona.Dlatego chcę, żeby pani,jako kobieta, pojechała z moim kierowcą, żeby dostarczyć toczasopismo do dr.Jellie.Czy wyrażam się jasno?- Bardzo jasno - powiedziała Edi.- Ale nie zgadzam się z pańskądecyzją co do tego, kto ma tam pojechać ze mną.Może jakaś innakobieta byłaby lepsza ode mnie do tego zadania, na przykład Dolores.- Dolores to idiotka.Mogłaby wpaść w histerię przez zwykły kapeć woponie.Potrzebuję kogoś, kto potrafi zachować zimną krew.- A może mógłby pan wysłać mu to czasopismo pocztą? GenerałAustin oparł się o krzesło, składając ręcerazem.- A właściwie, to dlaczego pani się sprzeciwia wykonaniu tegozadania? Boi się pani? Czy jest pani tak wielkim tchórzem, że niepotrafi pani zrobić czegoś, co nasi chłopcy robią na co dzień?Edi nie odpowiedziała mu na to pytanie.Dowiodła już dawno,podczas każdego bombardowania, że nie jest tchórzem.Zawszeostatnia wbiegała do schronu, dopóki nie przekonała się, że wszystkiekobiety opuściły bezpiecznie biuro. - Co jest? - krzyknął generał.-Może mógłby pan mnie wysłać z jakimś innym kierowcą albomogłabym pojechać sama.Przecież pan wie, że często jeżdżę sama poAnglii.-Z innym kierowcą? Czy pani sugeruje, że sprzeciwia się wykonaniuzadania tylko dlatego, że nie lubi sierżanta Clare'a?Znowu Edi nic nie odpowiedziała.Generał Austin wstał zza biurka, podszedł do okna, a potem sięodwrócił i spojrzał na nią, jakby nie mógł uwierzyć w to, copowiedziała.-Lubić, Harcourt? Czy sądzisz, że ci wszyscy żołnierze, którzyruszają do ataku z okrzykiem na ustach  Lepsze niż Austin" mnielubią? Do cholery! Moja własna żona mnie nie lubi.Nie wiem, czylubienie albo nielubienie ma prawo istnieć w czasie wojny.- Podkoniec wypowiedzi głos Austina był tak donośny, że aż dziwne, żeszklanka nie pękła.- Nie, panie generale - powiedziała Edi.-Dobrze Harcourt, chcę, żebysię pani spakowałai wzięła ze sobą jakieś ładne ubrania.Jest pani kobietą, która jedzie wpodróż ze swoim chłopakiem i zamierzacie się zatrzymać, żebyzobaczyć się ze starym przyjacielem waszego przyjaciela, doktoremSebastianem Jellicoe i dać mu to czasopismo.Nie będzie to historia, októrej będą opowiadać, ale ma pani to zrobić.Czy ma pani do mniejakieś pytania? Coś, czego pani nie lubi w tym zadaniu?Edi nadal stała wyprostowana, ale niezastraszona przez niego.-Tak, panie generale, mam pytanie.O co tu tak naprawdę chodzi?Generał pomyślał, nim udzieli jej odpowiedzi.- W zwykłych okolicznościach nie powiedziałbym pani, ale dr Jelliejest emerytowanym profesorem - Oxsfordu, jak sądzę - i wie więcej osłowach niż ktokolwiek na tym świecie.Wysyłamy mu ściśle tajne dokumenty, które muszązostać rozszyfrowane.Problem w tym, że sądzimy, iż dowiedzieli się onim.Doskonale gra swoją rolę staruszka, który stracił rozum i jest zagłupi, żeby zdawać sobie sprawę, że toczy się wojna, ale ktoś odkryłjego kłamstwo i boimy się o jego życie.W czasopiśmie znajduje sięzaszyfrowana informacja o tym, że to ja was wysłałem i ma wrócić zpanią i sierżantem Clare'em.I jak tylko go tu sprowadzicie, będzieprzetransportowany do Stanów Zjednoczonych.Czy to jestwyczerpująca odpowiedz na pani pytanie? Czy uważa pani, że pannaDolores poradziłaby sobie?- Tak, panie generale.I Dolores byłaby bezużyteczna.A zatem proszę odejść.Clare podjedzie do pani o 09.00 jutro rano.Proszę tu przyjechać o 07.00, to przekażę pani dalsze instrukcje.Piętnaście minut pózniej Edi była już w swoim maleńkim mieszkankui pakowała się.Zamierzała założyć jutro na siebie mundur, który byłdobrze wykrojony i wyglądał schludnie.Inne kobiety w biurze gadaływ kółko o tym, że chciałyby wyskoczyć ze sztywnych mundurów iwskoczyć w piękne sukienki, ale Edi sądziła, że mężczyzni niepotrzebowali dodatkowych doznań wzrokowych i zachęty, więc onawolała chodzić przykryta.Miała też inne ubrania, kilka ładnych sukienek, które zamierzaławłożyć na siebie dopiero, gdy ona i odrażający sierżant Clare znikną zoczu żołnierzom.Po spakowaniu kilku sukienek i bielizny do małej walizeczki, byłagotowa do drogi.Gdyby nie fakt, że w czasie wykonywania zadania,będzie musiała przebywać w towarzystwie Davida Clare'a, Edimogłaby nawet przyznać, że była.podekscytowana.Zniknie zzadymionego biura i z oczu generała, który ma niekończący się złyhumor.a pojedzie na wieś! Zobaczy drzewa! Prawie nie mogła siędoczekać. Rzadko dostawała wolny dzień, ale jeśli już to się stało, nie biegła, jakinne dziewczyny, do najbliższego miejsca, w którym można było kupićdrinki i posłuchać głośnej muzyki.Edi miała wtedy nadzieję, że uda sięjej wyjechać na wieś z kimkolwiek i spędzić tam cały dzień [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki