[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Liza czepiła się jegoramienia, kiedy chciał wyjść.- Pomyśl! Na litość boską! Ocknij się!Odepchnął ją.- Wracaj do domu, Lizo.Nie jesteś tu mile widziana.- Podszedł do drzwi iotworzył je.- Mieszasz się do spraw, których nie rozumiesz.- Wyszedł do holu izatrzasnął za sobą drzwi.Usłyszały, jak wbiega po schodach na górę.Jane opadła z powrotem na fotel i wybuchnęła płaczem.- Widzisz? Co ja mam robić? Ona go opętała.- Idę za nim.- Nie! - Jane teraz już krzyczała.- Nie możesz tego zrobić.Ona jestniebezpieczna.Ona zabija ludzi!- Mnie nie zabije.- Gniew Lizy szybko zbliżał się do punktu wrzenia.- Tyzostań tutaj.Otworzyła drzwi, nie dając sobie nawet czasu na zastanowienie, i pognała zaAdamem po schodach i przez podest do pokoju gościnnego.Spodziewała się, żeAdam zamknie się w nim, ale gdy pociągnęła za gałkę, drzwi z łatwością sięotworzyły.Adam stał przy łóżku, zdejmując koszulę, a Brid całkiem rozebranaobejmowała go za szyję.Oboje się obejrzeli, kiedy Liza stanęła w progu.Brid sięuśmiechnęła.Nie zrobiła nic, żeby się okryć, ani nie odsunęła się od Adama.Anula & ponaousladansc - Wyjdz! - krzyknął Adam.Położył dłonie na pośladkach Brid.Odwrócił sięod Lizy.- Idz sobie! Wynoś się! A może stałaś się podglądaczką na stare lata? -Celowo użył tak okrutnych słów.Ukrył twarz we włosach Brid, tuląc ją do siebie.- Ty głupcze! Ty idioto! - Liza nie wierzyła własnym oczom.- Nie wstydci? Rozum ci odebrało? - Ani trochę.- Z uśmiechem wpatrywał się w oczy Brid;Liza mogłaby przysiąc, że dziewczyna mruczy jak zadowolony kot.- Biedna Jane - warknęła Liza z nieopisanym wstrętem.Wprost nieposiadała się z oburzenia.- Tak, biedna Jane.Zostaw ją w spokoju, Lizo.- Mówiąc to, Adam nawetna nią nie patrzył, twarz miał nadal wtuloną w długie, lśniące włosy Brid.Nagle Liza poczuła, że nie zniesie tego dłużej.Odwróciła się i wybiegła zpokoju, trzaskając z całej siły drzwiami.Przebiegła przez podest i wpadła dołazienki.Ledwie zdążyła.Zaczęła gwałtownie wymiotować.Po chwili odkręciła kran z zimną wodą i spryskała nią twarz i ręce.Trzęsła sięjak liść na wietrze.- Lizo? - usłyszała głos Jane nieśmiało wzywający ją z dołu, z podnóżaschodów.-.Lizo, dobrze się czujesz?- Tak - zmusiła się jakoś do odpowiedzi.- Już idę.- Wydmuchała nos wkawałek papieru toaletowego, nabrała głęboko powietrza i otworzyła drzwi.Wpokoju gościnnym było cicho.Zbiegła po schodach, minęła Jane w holu i weszła dokuchni.- Czy możesz mi zrobić kawy? Proszę.- Opadła na krzesło.- Co się stało? - Jane miała bladą twarz, ale ręce jej się nie trzęsły, kiedysięgała po czajnik i napełniała go wodą pod kranem.- Ona jest tam z nim.- Wiedziałyśmy przecież.- Jane mówiła głosem całkiem apatycznym.- Ale z nim.Dosłownie z nim.Liza spojrzała do góry i odgarnęła włosy z czoła.- Przykro mi, Jane.Nie zdawałam sobie sprawy.Myślałam.- Przerwała ipotrząsnęła głową.- Sama nie wiem, co myślałam.- Uprawiają seks - powiedziała Jane obojętnie.- Słyszę ich co noc.JakAnula & ponaousladanscmyślisz, dlaczego biorę proszki nasenne? On nie potrafi trzymać rąk z dala od niej.Jest zupełnie opętany.Nie je.Niewiele śpi.Nie powinnam o tym myśleć.-Roześmiała się z goryczą.- On po prostu przychodzi, idzie na górę i pieprzy się.Robert Harding pyta, co się stało.Ze mną.- Chodzmy.Zaraz.Jedzmy do Peny - Ffordd.Możesz tam mieszkać.- Muszę mieszkać tutaj.To jest mój dom.Tutaj, a nie gdzie indziej.Odkądmamusia przeniosła się do domu opieki, nawet nie mogę do niej pojechać.- Przecież nie chciałabyś z nią mieszkać.Ale tutaj to nie jest dom, towięzienie.Wiesz, że zawsze będziesz miała dom u nas.Zawsze.Zostaw go.Nalitość boską, jak możesz pozwalać, żeby on cię tak upokarzał.- Liza wstała.- Idz,spakuj trochę rzeczy.Zaraz wyjeżdżamy.Pójdę na górę po swoją torbę.Jane potrząsnęła głową.- Nie mam dość siły, żeby z tym walczyć, Lizo.- Wiem.Aleja mam.Nie wyjadę bez ciebie.- Jane czuła wprost namacalniejej wściekłość i upokorzenie.Liza odwróciła się i pobiegła do holu, a potem na górę,przeskakując po dwa schodki naraz.Jane ulokowała ją w dawnej sypialni Caluma, ponieważ pokój gościnny byłzajęty, i teraz, otwierając drzwi, Liza poczuła ten sam żal i smutek, co wówczas,kiedy weszła tu po raz pierwszy.Jego rzeczy nadal tak bardzo go jej przypominały.Jane nic tu nie ruszyła.Walizka Lizy leżała na łóżku.Nie zdążyła jej rozpakować.Zabrała płaszcz i odwróciła się do drzwi.Na progu stał Adam w szlafroku.Włosymiał rozczochrane, a na jego twarzy malowała się wściekłość.- Co ty tu robisz?- Zabieram swoje rzeczy.Wyjeżdżam.- Nie masz nic do roboty w tym pokoju.- Jak widzisz, nie zatrzymałam się tutaj.- Zabiłaś mojego syna.- Gówno prawda! Jeśli ktoś go zabił, zrobiła to Brid.Idz, zapytaj ją, cozrobiła.- Nie opowiadaj takich rzeczy.- Twarz miał wykrzywioną wściekłością.-Anula & ponaousladanscWynoś się z mojego domu, Lizo, i nigdy tu nie wracaj.%7łebyś mi się nie ważyłanigdy więcej postawić stopy w pokoju mojego syna.To wy go zamordowałyście, ty itwoja córka.Gdyby nie wy, nadal by żył!- Wiesz, że to nieprawda, Adamie! - krzyknęła.- Calum kochał Julie.Jatakże straciłam dziecko, wiesz o tym.Beth straciła rodziców! Czy ty nie potrafiszzrozumieć, co się stało? Nikt nie ponosi za to winy oprócz kobiety, która wyszła imprzed maskę na tej mokrej drodze.To była jej sprawka, a ty jeszcze pozwalasz jej tuprzychodzić i się uwodzić! Pozbądz się jej, Adamie.Odeślij ją.Ona jestuosobieniem zła.To potwór.Jakiś cień poruszył się za Adamem na podeście.Liza się cofnęła.- Nie pozwól jej zbliżyć się do mnie, bo nie odpowiadam za siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Kopia Praca Magisterska Barbara Dymalska Szkolenie I Doskonalenie PracownikÄĹw W ZarzĂâŚdzaniu Zasobami Ludzkimi W PrzedsiĂâ˘biorstwie(1)
- Piekne istoty 2 Istoty ciemnos Kami Garcia
- 11. Faith Barbara Intryga i Miłoć Cisza snów
- Freethy Barbara Zatoka Aniołów 04 Ukryte wodospady
- Dussler Barbara, Mensah Ursula Anioy naprawde istniejš
- Rybałtowska Barbara Bez pożegnania 003 Kolo graniaste
- Wood Barbara Zielone miasto w słońcu
- Barbara Wood Klštwa tęczowego węża
- Pozytywne szkolenie psów Barbara Waldoch
- Barbara Dawson Smith Pamiętniki księżnej
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nvm.keep.pl