[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Feste?- Tak, księżno?- Przestałeś pisać.- Niestety, w życiu, które akurat prowadzę, korespondencja to raczej sprawaprzypadku niż regularności.Ale często o tobie myślałem.O was wszystkich.Moje wyrazywspółczucia, księżno.Był dobrym człowiekiem i zasłużył na dłuższe życie.Zaprowadziła mnie do drabiny i przez właz do piwnicy.Posłuchała przy drzwiach i cicho weszła do dworu.Stał tam Malachiasz.Chciał się ukłonić, ale mnie dostrzegł i cofnąłsię, opuszczając rękę do sztyletu przy pasie.Powstrzymała go gestem.- W porządku, Malachiaszu.Wszystko ci wytłumaczę, ale wpierw zaprowadz tegoszlachetnego pana do bramy.- Wskazał mi drogę, a Wiola dodała: - Z całym należnymszacunkiem.- Obejrzał się na nią, po czym skłonił mi się.- Dziękuję, Herr Oktawiuszu.- Dobranoc, wasza książęca mość - powiedziałem, kłaniając się równie nisko jakMalachiasz.Odprowadził mnie do bramy i otworzył ją.- Czy mam rozumieć, że będziemy mieli zaszczyt poznać pana lepiej?- Być może, mój dobry człowieku.- W takim razie proszę przyjąć życzenia szczęśliwego Nowego Roku, panie.- Dziękuję, Malachiaszu.Wszystkiego najlepszego dla ciebie i twojej rodziny.Brama zatrzasnęła się za mną i spojrzałem ku gwiazdom, jasno mrugającym wpierwszej godzinie roku.Rozdział XIHaec reticere monet stultum, ne forte loquendo secretum prodat, quod reticendo tenet.( Ta opowieść ostrzega Błazna, by siedział cicho, gdyż mówiąc, może zdradzić tajemnice,które milcząc, zachowa ).EzopKim on jest.?! - wrzasnął Bobo, zrywając się na równe nogi.- Kim ona jest, chcesz powiedzieć - poprawiłem go z wyższością i opowiedziałem otym, co nocą mnie spotkało.Jak szalony przebiegł przez pokój i padł na łóżko, dławiąc się ze śmiechu.- To cudowne, nadzwyczajne - obwieścił.- Na króla Dawida, gdyby nie była takposunięta w latach, nalegałbym, aby złożyć jej propozycję wstąpienia do cechu, kiedy się toskończy.Co za marnotrawienie talentu!- Nie jest taka stara - zaprotestowałem.- Wczesna trzydziestka czy gdzieś tyle.Wkażdym razie opowiedziałem jej o nas i Malwoliu.- Myślisz, że to mądre? - spytał, znów poważniejąc.- Jak mamy być pewni, że możnajej zaufać?- Bo ją znam - odparłem po prostu.Na znak rozpaczy uniósł ręce.- Nie ma dla mnie ratunku - rzekł.- Złożyłem moje życie w twoje dłonie, a ty je zmarnowałeś z powodu ładnej buzi? Bo tak przy okazji ma ładną buzię?- Bardzo.- A, to w takim razie wszystko gra.Niezłomnie wierzę w pozory.Co teraz? Znówprzespałeś pół dnia.Zaczynam podejrzewać, że się przemieniasz w puchacza.- Wracam do terminarza błazna, to wszystko.Mam z nią, czy z nim, spotkanie.Popołudniu, przy urwisku.Szukanie dowodów.- Brzmi sensownie.Każdy najmniejszy śladzik się przyda.Mój Boże, zaryzykowałeś,że bez trudu udowodnisz, iż miał zmiażdżoną czaszkę, jakby to było oczywiste.Skąd o tymwiedziałeś?- Nie wiedziałem, ale biorąc pod uwagę, jak upadł, takie założenie wydało mi sięoczywiste.Jeśliby został zamordowany, to najprawdopodobniej w ten sposób.- A jeśliby się okazało, że ma twardy, niedziurawy łeb jak większość szlachty?- W takim razie złożyłbym przeprosiny i chyłkiem wrócił do domu cechowego gotówznieść publiczną porcję klapsów.Pokręcił głową.- Podejmujesz ryzykowne działania, na które ja bym się nie odważył, HerrOktawiuszu.Chcesz, żebym ci pomógł przy szukaniu?- Nie.Gdyby ludzie zobaczyli, że spotykamy się jakby nigdy nic, to mogłobywzbudzić podejrzenia.Moje spotkanie z Klaudiuszem nikomu niczego nie powie.Dozobaczenia rankiem, tutaj.- Jak sobie życzysz.Przy okazji szczęśliwego Nowego Roku.- I nawzajem, bracie błaznie - odparłem, ściskając mu dłoń.Wyszedł tyłem, a ja udałem się na dół, do wspólnej sali.- Szczęśliwego Nowego Roku, signore Oktawiuszu - zahuczał na mój widokAleksander.- Czym możemy odświeżyć twoje podniebienie tego pięknego dnia?- Szczęśliwego Nowego Roku, mój hojny gospodarzu.Dzbanem zimnej wody,chlebem i serem, jeśli łaska.Na jego twarzy zawód połączył się z zaskoczeniem, ale mocno trwałem przy swoimpostanowieniu.Przynajmniej przez jedno śniadanie.Po tym, co wczoraj odkryłem, czułem uniesienie.Pierwszy dowód jak byk.%7łegnajciemętne przeczucia.Ruszyła ostra rozgrywka.Ciekaw byłem, kiedy nastąpi kolejny ruch.I ktogo zrobi.Słońce szybko zachodziło, a Zeus i ja niebawem mieliśmy wyruszyć kupółnocno-zachodniej bramie. - Widzieliście, żeby signore Klaudiusz tędy przejeżdżał? - spytałem strażnika.- Nie, panie.- No to gdyby jechał, powiedzcie mu, że zapraszam go na wspólną przejażdżkę.Niema zmiłuj, muszę ruszyć to zwierzę.- Powiem, panie.Wyjechaliśmy za bramę.Od spadnięcia śniegów droga była rzadko używana.Nicnadzwyczajnego - ten trakt służył kupcom, a o tej porze roku raczej rozsiadano się przykominku niż wybierano w dalekie kraje.Chodzący na mszę wieśniacy korzystali z północnejdrogi.Lekko spiąłem Zeusa, by nieco przyspieszył, na co on z miejsca ruszył pełnymgalopem, pędząc w górę wzniesienia, jakby na szczycie czekała na niego grzejąca się klacz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki