[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nic nie rozumiem, ale chcę, żebyś był przy tej rozmowie.Markiz powinienpojawić się mniej więcej za kwadrans.- Markiz? - powtórzył Jack nieufnie.- Tak, stara wenecka arystokracja.- Co to ma wspólnego z Indy?- Nie mam pojęcia, ale coś mi mówi, że nie usłyszymy nic dobrego.A, prawda, zapomniałbym.Samolot Westmorelanda ląduje o siódmej.Pojadę po niego, ale najpierw musimy przyjąćAmbrognellego.- Cholera jasna! Muszę jechać do szpitala, muszę zobaczyć, co się dzieje z Indią.- Nie chcę cię deprymować, ale po tym, co się stało, nie sądzę, żeby twoja wizyta dobrze na niąwpłynęła.- Zakłopotany Peter odwrócił wzrok.Miał rację.India nie będzie chciała go widzieć.Usłyszeli podjeżdżający pod dom samochód i szybko Fiona Hood-Stewart301wyszli do holu.Peter otworzył drzwi frontowe akurat w momencie, kiedy szofer pomagał markizowiwysiąść ze starego rollsa.- Tak się cieszę, że przyjechałeś, markizie.Proszę do środka.A pan - tu zwrócił się z uśmiechem doszofera - niech zajrzy do kuchni.Pani MacClean zaopiekuje się panem, poczęstuje gorącą herbatą.- Dziękuję, sir.- I ja się cieszę, drogi chłopcze, że cię widzę.- Markiz uścisnął serdecznie dłoń Petera.- Wstrząsającahistoria.Niezwykle wstrząsająca.- To Jack Buchanan, mój.amerykański przyjaciel i wspólnik w interesach.Markiz zmierzył Jacka uważnym spojrzeniem.- A więc to ty jesteś tym młodym człowiekiem, przez którego moja India jest taka nieszczęśliwa.Mamdo ciebie słowo, chłopcze, ale to pózniej.Najpierw, moi panowie, porozmawiamy o tym, conajpilniejsze.W holu pojawiła się Diana.- Giordano.- Uściskała serdecznie starszego pana.-Wspaniale cię widzieć.Prawdziwa niespodzianka.Dlaczego nas nie zawiadomiłeś, że przyjeżdżasz?Trzej panowie wymienili szybkie spojrzenia.- Rzeczywiście, to uchybienie z mojej strony.Powinienem był was uprzedzić; Na starość zapominamo dobrych manierach.- Markiz uśmiechnął się przepraszająco.- Zamierzałem odwiedzić was jutro, aleuznałem, że jak najszybciej powinienem porozmawiać z Peterem, i oto zjawiam się nieoczekiwanie.Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam?- Ależ skąd.- Diana odpowiedziała uśmiechem i zerknęła pytająco na męża, zbyt dobrze była jednakwy- 302DROGA KU PRZEZNACZENIUchowana, by zadawać jakieś pytania.- Wchodz, proszę.Mam nadzieję, że zostaniesz na kolacji.- Dziękuję, cara, z przyjemnością.- Markiz z galanterią ucałował dłoń Diany.- Usiądziemy w bibliotece, Di.- Dobrze.Aha, chciałam ci powiedzieć, że przygotowałam dla Westmorelanda zielony pokój.Niewiem, jak się będzie czuł.Pewnie jest przyzwyczajony do większych luksusów.- Nie przejmuj się, Di.Lance na pewno nie będzie kaprysił.To normalny facet.'Znam go jeszcze zwojska i zapewniam cię, że tam nie mieliśmy żadnych  zielonych pokoi".- Jack mrugnął i poklepałDianę po ramieniu.- Dzięki, panowie.- Peter z westchnieniem ulgi zamknął drzwi biblioteki.- Nie chcę jej niepotrzebniedenerwować.Gdyby wiedziała, że India jest w szpitalu, oszalałaby z niepokoju.Giordano, siadaj.Napijesz się czegoś?Markiz usadowił się wygodnie w głębokim fotelu i oparł dłonie na gałce laseczki.Przez chwilęwpatrywał się w ogień.Jack miał okazję przyjrzeć mu się lepiej.Ciemnoszary garnitur, białanakrochmalona koszula, jedwabny, krawat w kolorze burgunda.Pan w podeszłym wieku, ale bezśladu zniedołężnienia.Co wiedział o nim i o Indii, że pozwolił sobie na wcześniejszą uwagę?- Kropelkę sherry, Peter, jak zwykle.Dziękuję.-Markiz zmarszczył czoło, zastanawiając się, od czegozacząć.- %7łeby opowiedzieć wam dokładnie, z czym przyjeżdżam, muszę się cofnąć do czasu, kiedyumarła moja droga Elspeth - powiedział wreszcie z ociąganiem.Jack wolałby, żeby markiz oszczędził im wstępów i od Fiona Hood-Stewart303razu przeszedł do sedna sprawy, ale starszy pan nie spieszył się.Upił łyk sherry, strzepnął z rękawanieistniejący pyłek, znów się zadumał.- Dzień przed śmiercią Elspeth rozmawiałem z nią.wieczorem przez telefon.Czuła się dobrze,skarżyła się tylko na mdłości.Powiedziała, że po kolacji zrobiło się jej niedobrze, ale zbagatelizowałasprawę, więc też się tym nie przejąłem.My, ludzie starsi, zwykle cierpimy na rozmaite drobnedolegliwości.Poradziłem jej, żeby zażyła jakiś środek na trawienie i położyła się do łóżka.Dopierokiedy spotkałem się z Indią po jej powrocie z Argentyny i usłyszałem o niedokończonym liście, któryznalazła na biurku matki, zacząłem się zastanawiać.Ten list, który był do niej skierowany, nie dawałIndii spokoju.Elspeth pisała, że boi się rozmawiać z nią przez telefon, bo rozmowa może zostaćpodsłuchana, oraz nalegała, żeby India jak najszybciej przyjechała do Dunbaru.Niestety ani India, anija, nie potrafiliśmy ustalić, kogo lub czego obawiała się moja El.W Dunbarze przebywała Serena, jejnarzeczony Wolfie von Loewendorf, i oczywiście Kathleen.- Z tonu głosu markiza wynikało, że tejostatniej nie bierze pod uwagę.- Zastanawiałem się, India oczywiście też, o co mogło chodzić.Wiedziałem, że stosunki Indii z Sereną nigdy nie układały się dobrze, bo Elspeth bardzo bolała nadtym, że jej córki nie mogą się porozumieć.Smutne, ale tak często bywa w rodzinie.W każdym razie wpewnym momencie coś mnie uderzyło.Coś dziwnego.- Proszę mówić.- Dla Jacka było jasne, że ma do czynienia nie ze zgrzybiałym starcem, lecz zczłowiekiem o sprawnym, przenikliwym umyśle.- Poprosiłem Indię, żeby dała mi kserokopię niedo- 304DROGA KU PRZEZNACZENIUkończonego listu.Wtedy nie chciałem jej niepokoić swoimi domniemaniami, które mogły okazać sięzupełnie chybione.- Markiz spojrzał na Petera, potem na Jacka.-Zacząłem swoje prywatnedochodzenie.Rodzinę Wolfie-go znam dobrze od wielu lat.Przed wojną, kiedy mieszkałem w Paryżu,często spotykałem się z jego dziadkiem.Przypomniałem też sobie pewien skandal, który miał miejscejakieś dziesięć lat temu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki