[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.RLT - Napijesz się wody? - spytała, próbując odwrócić jakoś jego uwagę, żeby niezauważył butelki na parapecie.Oblizał wargi, jakby właśnie poczuł, że są wyschnięte, i oparł głowę na po-duszce.- Jasne - powiedział, nieco napinając mięśnie skrępowanych kończyn.- Mo-głabyś też mnie rozpiąć.Te paski są pioruńsko irytujące.Wstała i podeszła do umywalki, by starannie umyć ręce w ciepłej wodzie.- Złapało cię dzisiaj? - zainteresowała się, napełniając szklankę wodą.- A która godzina? - spytał zardzewiałym głosem.Zerknęła na szpitalny ze-gar nad głową.- Czwarta trzydzieści trzy.- No, to od ostatniego ataku minęły już prawie dwie godziny - powiedział.Wydawał się bardzo znużony.Przyniosła mu wodę, postawiła kubek naszafce przy łóżku i pochyliła się, żeby poluzować paski na jego przegubach.Uwolniwszy ręce, Sam rozprostował ramiona nad głową, przez chwilę ćwiczyłstawy nadgarstków, a w końcu wypuścił powietrze z płuc, wydając głośne, trochędrżące westchnienie.Przyjrzała mu się, zadowolona, że wciąż ma krzepkie ciało,choć jednocześnie przejęło ją zgrozą, że akurat tu nachodzą ją takie myśli.Samzerknął na nią, popijając wodę.- Co jest? - spytał, odsuwając szklankę od ust.- Nic - odparła, czując, jak spod włosów wylewa jej się na policzki rumie-niec.- Co jest? - powtórzył figlarnie, odstawiwszy szklankę i skrzyżowawszyramiona.- Nic! - odparła, a na twarzy wykwitł jej uśmiech.Wyciągnął rękę, położyłjej dłoń na karku i przyciągnął ją do siebie.Przez chwilę pozostali zetknięci czo-łami i nosami.RLT - Nie spodziewałem się tego - powiedział, wciąż trzymając dłoń na jej karku.Czując ciepły nacisk jego palców, Connie przykryła je ręką.- Czego konkretnie? - spytała.Przez naprężoną skórę na jego czole czułapromieniujący od niego niepokój, wiedziała też, że z każdą minutą zbliżają się donastępnego ataku, któremu żadne z nich nie jest w stanie zapobiec.- Właściwie wszystkiego - wyznał.- Ale tak naprawdę miałem na myśli na-sze spotkanie.Uśmiechnęła się, ale były w tym uśmiechu napięcie i smutek.Bez słowa po-ciągnęła go za ucho.- Posłuchaj - rzekł.- Chcę, żebyś coś wiedziała.- Nie martw się tym.- Przecież nie wiesz, co zamierzam powiedzieć - zaprotestował.- Wiem - szepnęła, mocniej napierając na jego czoło.Przez chwilę siedzielitak w milczeniu, oboje z zamkniętymi oczami.Porozumiewali się bez słów.Wkrótce Sam westchnął.- Chyba powinnaś znowu zapiąć mi te pasy - powiedział.Usłyszała lęk kry-jący się za jego rzeczowym stwierdzeniem.Skinęła głową, pochyliła się, by po-całować go w wierzch dłoni, a potem opasała mu rękę taśmą z rzepami, zwisają-cą za krawędz łóżka.- Mocniej - poprosił.- Sam.- Umocowała pasek wokół drugiego nadgarstka.- Nie chcę, żebyśsię martwił, ale może mnie przez kilka dni nie być.- Dlaczego? - spytał.- Coś się kroi?- Można tak powiedzieć - potwierdziła, skończywszy pracę przy lewej ręce.-Muszę zrobić coś bardzo ważnego.- Czy chodzi o konferencję, o której wspominałaś? Tę, na którą chce cię za-brać Chilton? - Starał się powiedzieć to z pogodną miną.Stale pytał ją o pracę, stale próbował udawać, że po prostu rozmawiają przykawie.Kiedy to robił, jej serce ściskało się od wyrzutów sumienia, chociaż za-RLT klinał się, że woli zwyczajną rozmowę o jej pracy i pomysłach od ciągłego roz-pamiętywania jego pogarszającego się stanu.Próbowała mu uwierzyć.- Tak i nie - odparła, głaszcząc go po głowie.- Może.W każdym razie chcę,żebyś wiedział, że przez cały czas będę o tobie myślała.- Pochyliła się i szepnęłamu do ucha: - Mam księgę.Jego oczy zapłonęły podnieceniem.Próbował się nawet nieco wyprostować,podciągając się na poduszkach.- Niemożliwe! - syknął.- I nie przyniosłaś jej? Musisz ją przynieść! Niemogę uwierzyć, że przyszłaś do mnie bez niej.- Wydawał się autentycznie pod-ekscytowany.Connie zrobiło się nagle cieplej na sercu, odetchnęła głębiej.Uśmiechnęła się szeroko.- Zobaczysz ją.Niedługo.Ale najpierw muszę zrobić to, co mam do zrobie-nia.- Położyła mu dłoń na czole i delikatnie popchnęła go na poduszki.- Niemartw się - szepnęła.- Wszystko się ułoży.Już niedługo.Gdy to mówiła, powieki Sama stawały się coraz cięższe, opadały mu na oczyjak grube aksamitne zasłony.Wątły uśmiech zaigrał na jego wargach, ciało sięrozluzniło.Kiedy całkiem zamknął oczy, powoli cofnęła rękę i przez chwilęprzyglądała się, jak klatka piersiowa faluje mu łagodnie.Zadowolona z siebie podeszła do butelki, która stała przez cały ten czas nie-zauważona na parapecie, zakorkowała ją i schowała do torebki.Potem wyrzuciłado kosza przy umywalce zgnieciony papierowy ręcznik.Po chwili znów stanęła przy łóżku Sama i wyciągnęła ukrytą dotąd w kie-szeni karteczkę bez tytułu.Pochodziła z tego samego pliku, co łacińskie zaklęciena dobry wzrost pomidorów, wsunięta między banalne przepisy na auszpik i po-trawkę.Czytając ponownie jej treść, kręciła głową, uśmiechając się z niedowie-rzaniem.Karteczka zawierała pozornie nonsensowną kompozycję literową ułożoną wtrójkąt, a chociaż Connie wciąż jeszcze nie mogła w to całkiem uwierzyć, wie-RLT działa, że nawet małe dziecko zorientowałoby się, co ma przed sobą.Zaklęciewyglądało następująco:Pod tym dziwacznym trójkątem znajdowała się tylko jedna krótka instrukcja: Aby wyciągnąć chorobę, stosuj na ciało jako zaklęcie".Connie przeczytała ca-łość szeptem.Złożyła kartkę na cztery i pochyliwszy się, musnęła czoło Samawargami, a zaklęcie wsunęła w poszewkę poduszki pod jego głową.- To musi zadziałać - powiedziała do siebie, lecz może również do całegowszechświata [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki