[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrzy na nas.Podpływa,trzymając dymiącą gałązkę szałwii jak magiczną różdżkę.Szybko taksujemnie wzrokiem, stwierdza, że doszłam do siebie, po czym celuje różdżkąw Toby'ego i mówi:- Pozwólcie, że was przedstawię, panowie.Joe Fontaine, to jest TobyShaw, chłopak Bailey.Wuuuszzz - widzę to: wodospad ulgi spływa po Joem.Widzę, jak sprawazamyka się w jego głowie, bo pewnie jest przekonany, że nic nie może siędziać między nami -bo jaka siostra przekroczyłaby taką granicę?- Hej, strasznie mi przykro - mówi do Toby'ego.- Dzięki.- Toby próbuje się uśmiechnąć, ale ten uśmiech wychodzi jakośnie tak, jakby morderczo.Joe, lekki jak piórko po rewelacji Gram, nawettego nie zauważa; odwraca się tylko, pogodny jak zwykle, i przyłącza siędo swoich braci.Gram odchodzi za nim.- Pójdę już, Lennie.- Ledwie słyszę głos Toby'ego przez muzykę.Odwracam się, widzę, że Joe siedzi pochylony nad gitarą, ślepy nawszystko prócz dzwięków, które wydobywają jego palce.- Odprowadzę cię - mówię.Toby żegna się z Gram, z Bigiem i Fontaine'ami.Wszyscy są zaskoczeni,że wychodzi tak szybko - zwłaszcza Gram, która, jestem pewna, zaczynacoś kojarzyć.Idę za nim do pikapa - Lucy, Ethel i ja we trójkę ujadamy u jego stóp.Toby otwiera drzwiczki, nie wsiada, opiera się o samochód.Stoimyprzodem do siebie i w jego twarzy nie ma ani śladu tego spokoju iłagodności, do których tak przywykłam; ich miejsce zajęło cośzłowrogiego i szaleńczego.Jest przełączony w tryb twardego skejta, ichociaż nie chcę, jestem tym zafascynowana.Czuję prąd przepływającymiędzy nami, czuję, że zaczyna rozrywać moją samokontrolę.O cochodzi? - myślę, kiedy patrzy mi w oczy, potem na usta, a potem powolnym, zaborczym spojrzeniemomiata moje ciało.Dlaczego nie potrafimy tego zatrzymać? Czuję się takazuchwała - jakbym śmigała z nim w powietrze na jego desce, i nieobchodzą mnie bezpieczeństwo i konsekwencje, nie obchodzi mnie nic,prócz prędkości, wyzwania i tego chciwego, piekielnego głodu życia - alemówię mu:- Nie.Nie teraz.- Kiedy?- Jutro.Po pracy - mówię, nie myśląc o zdrowym rozsądku.Nie myśląc,kropka. Co chcecie na kolacje, dziewczyny?Co myślcie o moim nowym obrazie, dziewczyny?Co dziewczyny chcą robić w ten weekend?Czy dziewczyny wyszły już do szkoły?jeszcze nie widziałem dzisiaj dziewczyn.Mówiłam dziewczynom, żeby sie pospieszyłyGdzie sa te dziewczyny?Dziewczyny, nie zapomnijcie lunchu.Dziewczyny, bądzcie w domu o jedenastej.Dziewczyny, nawet nie myślcie o pływaniu -jest strasznie zimno.Czy dziewczyny przyjdą na imprezę?Dziewczyny były wczoraj wieczorem nad rzeka.Zobaczmy, czy dziewczyny sa w domu.(Znalezione na ścianie szafy Bailey). 14 Gram wiruje po salonie ze swoją szałwiową różdżką jak przerośniętawróżka.Mówię jej, że przepraszam, ale nie czuję się najlepiej i muszę iśćna górę.Zatrzymuje się w pól obrotu.Wiem, że wyczuwa kłopoty, ale mówi:- Okej, skarbie.- Przepraszam wszystkich i mówię dobranoc taknonszalancko, jak się da.Joe wychodzi za mną z salonu, a ja uznaję, że może pora wstąpić doklasztoru, zamknąć się na jakiś czas z mniszkami.Dotyka mojego ramienia, więc odwracam się, żeby spojrzeć mu w twarz.- Mam nadzieję, że to, co powiedziałem w lesie, nie wystraszyło cię czycoś.mam nadzieję, że to nie dlatego uciekasz.- Nie, nie.- Jego oczy są szeroko otwarte ze zmartwienia.Dodaję: -Szczerze mówiąc, to mnie dość ucieszyło.- Co oczywiście jest prawdą,gdyby nie liczyć maleńkiego problemu, że natychmiast po jego deklaracjiumówiłam się z chłopakiem mojej zmarłej siostry, żebyrobić Bóg wie co!- To dobrze.- Muska kciukiem mój policzek i znów jego dotyk mniepłoszy.- Bo ja dostaję świra, Lennie.-Trzepot rzęs.I nagle, tak po prostu,ja też dostaję świra, bo myślę, że Joe Fontaine zaraz mnie pocałuje.Nareszcie.Zapomnijcie o klasztorze. Wyjaśnijmy to sobie: w tym momencie moja nieistniejąca wcześniejnimfomania wyskakuje poza skalę.- Nie wiedziałam, że znasz moje imię - mówię.- Nie wiesz o mnie bardzo wielu rzeczy, Lennie.-Uśmiecha się iprzyciska palec wskazujący do moich warg, zostawia go tam, aż mojeserce ląduje na Jowiszu; trzy sekundy, potem zabiera go i wraca dosalonu.Zaraz: to był albo najgłupszy, albo najbardziej seksowny momentmojego życia, i głosuję za seksownym, bo stoję tak, oniemiała i pijana,zastanawiając się, czy w końcu jednak mnie pocałował, czy nie.Kompletnie mi odbiło.Nie wydaje mi się, żeby normalni ludzie w ten sposób przeżywali żałobę.Kiedy już jestem w stanie stawiać jedną stopę przed drugą, idę na górę, doZwiątyni.Na szczęście została uznana przez Gram za stosunkowoniepechową, więc jest zasadniczo nietknięta, zwłaszcza rzeczy Bailey,których litościwie nie tknęła w ogóle.Idę prosto do biurka i zaczynamrozmawiać z obrazkiem podróżniczki, tak, jak czasem rozmawiamy zPółmatką.Dzisiaj kobieta na szczycie góry będzie musiała po-udawać Bailey [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki