[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To dopiero zgonmojej matki ponownie ożywił dawne przekazy.Matka umarła w wieku dwudziestupięciu lat, gdy ja i Morwenna mieliśmy po pięć lat. Co było przyczyną zgonu? Spadła z północnej galerii, kiedy balustrada złamała się pod jej ciężarem.Drewniana poręcz była zjedzona przez korniki i bardzo krucha.Zmierć matki to73 rezultat potłuczenia i przerażenia.To był nieszczęśliwy wypadek, ale ponieważ wisitam portret Lowelli, ludzie zaczęli szeptać, że to jej sprawka.Lowella, powiadali,zmęczyła się błąkaniem po domu w charakterze zjawy, więc orzekła, że Barbarina mazająć jej miejsce.Jestem pewien, że ta część legendy o upiornym dziedzictwiewywodzi się dopiero od dnia śmierci mojej matki.Teraz ludzie będą ci opowiadać, żeduchem Pendorric jest Barbarina.To raczej zbyt młode straszydło jak na takie staredomostwo, nie sądzisz? Ale jak widzisz, u nas i duchy zmuszone są zmieniać wartę. Widzę  odparłam z ociąganiem.Roc otoczył mnie ramieniem i roześmiał się z głębi serca; po chwili śmiałam sięrazem z nim.Tego wieczoru wszystko wydawał mi się znowu normalne.* * *Kobieta w stroju amazonki i w kapeluszu przewiązanym błękitną szarfą zaczęłaprześladować mnie w myślach i niebawem stwierdziłam, że ciągnie mnie do jejportretu.Usilnie pragnęłam, aby nikt nie domyślił się, jakie wrażenie wywierał na mnieten obraz i nie posądził o poważne traktowanie tej, w gruncie rzeczy, śmiechu wartejopowieści.Ale to malowidło istotnie urzekało.Portret był tak realistyczny, iż wydawało się, żenamalowane oczy zaraz zamrugają, a z zamkniętych ust padnie jakieś słowo.Zastanawiałam się też, co mogła myśleć Barbarina, kiedy poczuła łamiącą się pod jejciężarem poręcz.Ciekawa byłam także, czy matka Roca zdradzała takie niezdrowezainteresowanie tamtą kobietą z portretu, tą legendarną Lowella& jakie ja zaczynamodczuwać teraz względem niej.No nie, powiedziałam sobie.To przecież zupełnie coś innego.Interesuje mnie tylkoobraz jako czysta sztuka.Z pewnością nie pozwolę, aby jakiś wymysł zakłócał mójspokój.Tym niemniej nie oparłam się pokusie i chodziłam wpatrywać się w portret.74 Tam właśnie rankiem zastał mnie Roc dwa dni pózniej.Objął mnie i zaproponowałsamochodową wycieczkę. Nie jesteśmy do niej podobni  rzekł, spoglądając na obraz. Oboje z Morwenną mamy śniadą cerę.Wyglądamy bardziej na Hiszpanów.Słuchaj, nie wolno ci się jej bać.To tylko malowidło.Pojechaliśmy na wrzosowisko.Zafascynowała mnie ta dzika okolica usianaskalistymi pagórkami pojedynczymi głazami o tak dziwacznych kształtach, że nierazprzypominały groteskowe parodie ludzkich postaci.Pomyślałam, że Roc pragnie przybliżyć mi Kornwalię i pomaga zrozumieć jejfantastykę po to, bym potraktowała ją tak, jak na to zasługuje: Z przymrużeniem oka.Jechaliśmy dość długo, minęliśmy Challinton i St.Cleer; malutkie mieściny zszarymi, granitowymi domkami, a pózniej znów zobaczyliśmy wrzosowiska.Rocpokazał mi Trevethy Quoit, neolityczny grobowiec z czarnego kamienia oraz terenyjakiegoś cmentarzyska z prehistorycznych czasów, najwyrazniej chcąc mnieprzekonać, że kraj, który ma do oferowania tak dużo dowodów swej starożytnejprzeszłości musi także obrastać w niesamowite opowieści.Zatrzymał samochód na szczycie jakiegoś wzgórza i wskazał mi wznoszącą się woddali jakąś fantastyczną formację skalną znaną jako Chesswring. Kiedyś zawiozę cię jeszcze dalej na zachód i pokażę  Pląsające Panny.Jest todziewiętnaście skał ułożonych w okrąg, które  jeśli wierzyć legendzie  były kiedyśdziewczętami, tańczącymi w zakazanym, świętym miejscu.Za karę zostały zaklęte wkamień.Istotnie, te głazy pochylone są w taki sposób, jakby jakieś postacie zamarły wpół tanecznego ruchu. Miał pełne czułości oczy, gdy mi to wszystko opowiadał.Za jakiś czas przyzwyczaisz się do nas  ciągnął. Gdziekolwiek tu się obrócisz,zaraz znajdzie się jakaś historia związana z danym miejscem.Nie można ichwszystkich brać na serio.Wiedziałam, że się o mnie martwi i uspokajałam go, przypominając, iż zawszebyłam dumna ze swego zdrowego rozsądku. Wiem,  przytakiwał  ale śmierć ojca była dla ciebie większym szokiem niż75 sobie uświadamiasz.Zamierzam otoczyć cię specjalną opieką. W takim razie,  uśmiechnęłam się  będę się czuła jak szczególnie cennyklejnot, bo przecież już od tego okropnego dnia doznaję twej troskliwości. Cóż, może tego nie pamiętasz, ale tak się złożyło, że jestem twoim mężem powiedział żartobliwie.Odwróciłam się i zawołałam z przejęciem: O tym nie mogłabym zapomnieć ani przez chwilę& nawet gdybym bardzochciała.Roc nachylił się nade mną, a jego pocałunek był bardzo słodki i czuły. Ale nie chciałabyś, prawda?Rzuciłam się w jego ramiona i przytuliłam z całej siły.Jego uścisk stał się jeszczemocniejszy.Trwaliśmy tak chwilę, jakby próbując bez słów okazać sobie wzajemnieogromną głębię naszej miłości.To była pociecha, której tak bardzo potrzebowałam.Roc zawsze potrafił otrząsnąć się z emocji łatwiej niż ja i po krótkiej chwili wróciłmu zwykły, żartobliwy nastrój.Znów zaczął opowiadać mi kornwalijskie legendy,niektóre tak fantastyczne, że z miejsca oskarżyłam go o łgarstwo.Wkrótce oboje zaczęliśmy wymyślać niestworzone historie o mijanych miejscach,starając się wzajemnie prześcignąć w absurdalnych pomysłach.Wydawało nam się towszystko niesłychanie zabawne, choć dla postronnego słuchacza brzmiałoby to jakbredzenie szaleńców. Powrotna droga upłynęła nam w szampańskich humorach i podziwiałam mojegomęża za to, że zawsze potrafił mnie pocieszyć, rozbawić i sprawić mi radość.* * *W ciągu kilku następnych dni, wiele czasu spędzałam w towarzystwie Roca.Zabierał mnie ze sobą gdy wyjeżdżał na obchód majątku.Wszędzie byłam mile witanai częstowana zwykle domowym winem lub ciderem, a raz nawet uraczono mnie76 gorącym, kornwalijskim pasztecikiem, prosto z pieca.Wszyscy okazywali mi życzliwość i przyjazń, zwłaszcza gdy przeczekałam pewnepoczątkowe objawy nieufności z jaką odnosili się do  obcych z tamtej strony Tamar. Dla nas obcy pozostaje obcym na zawsze  wyjaśnił mi Roc. Ale nie dotyczyto małżeństwa, a jeśli urodzisz mojego Kornwalijczyka lub małą Kornwalijkę,zaakceptują cię od razu.W przeciwnym razie może to potrwać jakieś głupiepięćdziesiąt lat  zaśmiał się.* * *Któregoś popołudnia pojechałam z Morwenną do Plymouth i zatrzymałyśmy się naherbatę w pobliżu Hoe. Oboje z Charlesem cieszymy się, że Roc się ożenił  oświadczyła mi mojaszwagierka. Chcieliśmy by szczęśliwie założył rodzinę. Bardzo lubisz brata, prawda? Cóż, jest nie tylko moim bratem, ale bratem  blizniakiem.A poza tym ma onszczególną i wspaniałą osobowość.Chyba się zgodzisz ze mną.Z całego serca podzielałam jej opinię i tym samym wzrosła moja sympatia do niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki