[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja zamożna?!Dyrektor na pół etatu? Ile mogę tego mieć? Hotel w Zakopanem. Dobrze, że pan poruszył ten temat, bo to nie jest nasz hotel.Mytam mamy tylko jedną trzecią udziałów i chcemy się ich pozbyć.Możektoś się znajdzie? I za tę skromną pensję kupiła pani te udziały?Okulistka coraz bardziej zdenerwowana.Ostro:  Proszę pana, topan nie wie, że miałam przez lata gabinet prywatny? Będę zachwycona,jeśli pan mi znajdzie kogoś, kto ten nieszczęsny hotel kupi. Czy pani kiedykolwiek przyjęła łapówkę od przedstawicielafirmy farmaceutycznej? Nie!  odpowiada profesor zdecydowanie i zwraca siędo współpracowników. No widzi pani, pani Sabinko (a do kamery: To moja główna księgowa ), jakie to jest świństwo? Z firmami, któredostarczają nam sprzęt, ubijamy interes, że wpłacają 10 proc.wartościkontraktu na konto szpitala.Za te pieniądze moi współpracownicywyjeżdżają na zagraniczne kongresy.Czy wyglądam na taką głupią,żeby brać łapówki, narażając się na utratę pozycji, na którą ciężkopracowałam przez 40 lat? Ale pani profesor. Chwileczkę! To jest dla mnie obrazliwe.Ja nie mam żadnejdaczy.Mój mąż doskonale zarabia.Ja mam tylko pocket money.Jajestem obrażona.I niech pan mi tu nie pieprzy! Gdy przeglądamy taśmę, Jurecki wtrąci:  Lampy już ją zaczęłyrozgrzewać , więc zaraz zapyta:  Czy pani profesor cierpi na chorobęalkoholową? Nie! Czy pani profesor jest trzezwa? Tak.Ale to i tak nie pana sprawa. Jest pani dyrektorem publicznego szpitala. Nie mam problemu z alkoholem.Jak byłam młoda i ładna, to sięmówiło, że mam kupę kochanków.Dokładnie.Ale teraz byłoby toniemożliwe, więc ktoś wymyśla, że biorę łapówki.A ja nic nie mam.Moja jedyna przyjemność to wyjazdy na zagraniczne kongresyokulistyczne. Koncerny farmaceutyczne skarżą się, że muszą pani kupowaćbilety lotnicze w biznesklasie. Naprawdę? Cholera jasna!Jest nieprzyjemnie.Prof.Gierek-Aapińska wstaje od stołu.Wyjdzie nam pani z kadru  ostrzega Jurecki.Prof.Gierek-Aapińska:  Ale ja nie chcę w tym kadrze być.Jurecki va banque:  To co robimy z tym alkoholem?Okulistka:  Nie piję, ale wie pan co, chętnie bym wypiła.Jurecki:  Już się pani ledwo trzyma na nogach. Nigdy nie byłam żadną hobbystką alkoholu, czasem tylko piłam wino. A dzisiaj była jakaś okazja?Prof.Gierek-Aapińska wyprowadzona z równowagi:  Niech pando jasnej cholery posłucha! Ja mam ścisłą dietę.Jakbym coś drinknęła,miałabym olbrzymie kłopoty.Byłoby to moje samobójstwo.Nawetgdyby to było rozcieńczone wodą wino albo underberg [rodzaj likieru]na żołądek.Ja zresztą nigdy nie gustowałam w mocnych trunkach.Jest coraz gorzej. O mojej diecie panu opowiem  proponujeokulistka. Mąż przygotowuje mi gotowaną cielęcinę i bulion, to mojeśniadanko.Na drugie śniadanie tylko białe pieczywo i żadnychpomidorów (westchnienie).Z jarzyn mogę tylko jabłka pieczonew mikrofali, ale koniecznie bez skórki.Tak jem i tylko dlatego siętrzymam, doprowadzając do wściekłości wiele osób.I jak pan chcewiedzieć, bo jak byłam w Las Vegas, to, no, holender, zaraz panupokażę.(Prof.Gierek-Aapińska wyjmuje z torby białe, koronkowe figi.Wieczorem jej bieliznę w głównym wydaniu  Faktów będziez wypiekami na twarzach oglądać cała Polska). Czy pani się zgodzi na badanie alkomatem?  pyta Jurecki.Prof.Gierek-Aapińska, wychodząc z gabinetu:  Nie zgodzę się,bo dlaczego, dla jakich celów?Pracownicy szpitala próbują ratować sytuację:  Pani profesor,na bloku operacyjnym mamy problem.Jurecki wyzna:  Pod wpływem alkoholu poszła na blokoperacyjny, nie miałem w ręku żadnych dowodów, że była pijana,musiałem podjąć trudną decyzję i zadzwoniłem na policję.Dziennikarznie powinien tego robić, bo jest od ustalania prawdy i pisania, a nie od donoszenia.Ale naprawdę nie miałem wyjścia.Bardzo się tegowstydzę.Wszyscy już wiedzą.Policja wyprowadza prof.AriadnęGierek-Aapińską z kliniki.Komunikat oficjalny: miała 0,87 promilaalkoholu w wydychanym powietrzu.Nie ma wątpliwości, badaniepowtórzono w komisariacie, z takim samym rezultatem.Prawo zabrania przesłuchiwania osób nietrzezwych, lekarkęzwolniono do domu.Następnego dnia rano ma się stawićna przesłuchanie.Zarzuty? Na razie nie postawiono, bo jeśli byłana urlopie i w klinice pojawiła się przypadkiem, sprawy nie będzie.Gorzej, jeśli pracowała, przyjmowała pacjentów, operowała.Okulistka się broni.Twierdzi: była trzezwa, to prowokacja, którama ją skompromitować.Zapewnia: tego dnia nikogo nie operowała, ranobyła na obronie doktoratu swojej podopiecznej, wypiła lampkę wina,taki jest zwyczaj. Szacowni profesorowie akademii na doktoratachjedzą, piją i nikt ich nie ściga.A mnie tak, bo na mnie od dawna szukanohaka.Ktoś miał dużą ochotę na mój szpital, który nigdy nie byłzadłużony, był świetnie wyposażony w doskonały sprzęt diagnostycznyi miał dobrą, wyszkoloną kadrę.Czy to nie jest łakomy kąsek?  pyta.Zląska Izba Lekarska wydaje oświadczenie.Sprawę przejmierzecznik odpowiedzialności zawodowej lekarzy.Pani profesor grozizakaz wykonywania zawodu, zostanie skierowana na leczenieodwykowe, może stracić posadę dyrektora szpitala na Ceglanej.Dziennikarze chcą znać szczegóły.Po raz pierwszy telefonokulistki milczy. To był dzień naszej klęski.Zgubiła nas wiara w media  mówiKrystyna Wojtyczka, ostatnia sekretarka Ariadny Gierek.Poznały sięw 2001 roku na ślubie wspólnego znajomego.Pamięta, jakby to byłowczoraj:  Pani profesor miała spodnium koloru kawy z mlekiem.Była szczuplutka, piękna, roześmiana.Wesele odbywało się w zameczkuw Promnicach pod Tychami.Ranga duża, goście znaczący, czułam siętam nieswojo.Pani profesor sama zaproponowała:  Jakby pani czegośpotrzebowała, proszę do mnie zadzwonić.Owszem, byłam w potrzebie.Od miesięcy szukałam pracy,bezskutecznie.Kobiecie po pięćdziesiątce nawet nie trzeba dawaćdo zrozumienia, że jest za stara.Po trzech miesiącach zadzwoniłamdo kliniki.Pani profesor dotrzymała słowa. Potrzebuję rejestratorki powiedziała.Zaczęłam pracę w rejestracji dziecięcej, od czasu do czasuzastępowałam sekretarkę pani profesor.Szybko się połapałam,o co chodzi w tej pracy, i zostałam w sekretariacie na stałe.Pani profesor zawsze była w szpitalu przed 7 rano.Mówiła o nim mój szpitalik.Przez sekretariat przewijały się tłumy.Pani profesormusiała wiedzieć, ile osób przyjmujemy na oddział i kogo.Stupacjentów dziennie stawało rano przede mną, a do godz.13 musieli byćw łóżkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki