[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Polanie, wcale nie ulękłszy się wroga, nie ruszyli się nawet z miejsc swoich.Pomorcomteż, choćby się byli może cofnęli radzi, uchodzić za pózno już było.Na tej więc dolinie nad Lednicą do stanowczej rozprawy przyjść miało między Leszkami a kmieciami.Młodzi kneziowie, ufni w Niemców, których z sobą mieli, w oręż i w to może, iż Dobek im zdradęprzyrzekał, kazali swoim dalej wysuwać się na pole.Gromada ta, zrazu niewielka, w oczach Piastarosnąć poczęła, rozciągać się, zwiększać i posuwać naprzeciw Polan; on z wojewodami swoimi stał apatrzał, nie wydając jeszcze rozkazów.Zrazu w cichości stojący Leszkowie, wnet ubezpieczeni przewagą, w którą ufnibyli, dali hasło do okrzyków, które bitwę poprzedzając służą do strwożenia przeciwnika.Dziki wrzaskrozniósł się ponad szeregami.Polanie cicho stali jeszcze.Obok Piastuna sześciu wojewodów, starców z brodami białymi i siwymi, patrzało w milczeniu, jak tamzastęp najezdzców rósł, wyciągał się, rozdymał i odgrażał.Ze starców pierwszym był Zcibor, który lud prowadził od Warty, dorodny, mężny i silny - mąż do rady ido boju, milczący, wytrwały, twardy dla siebie i dla ludzi.Siedział na koniu, przygarbiony nieco, a żeczapki nigdy nie zwykł był nosić, gęsty i bujny włos ogromny wiatr mu, jak grzywę, rozwiewał.Odkrytapierś, porosła gęstym włosem, nosiła ślady blizn starych.W ręku miał dzidę okutą żelazem, a na szyi obręcze miedziane dawne, które dziadom jeszcze służyły.Drugi przy nim, jak on, prawie biały, w którego włosach jasne jeszcze, dawniej rude włosy pasami sięprzebijały, rumiany i świeży na twarzy, choć latami od Zcibora był starszy, zwał się Nagim.Na głowiemiał czapkę z wilczej paszczęki.Gorące w nim krew ruchami niecierpliwymi grała.Oczyma wodził to poswoich, to po wrogach, usta miotały przekleństwa i obelgi.Gdyby on rozkazy dawał, już by się rzucił naPomorców nie dając im czasu rozwinąć.W ręku miotał oszczepem, jakby mu palił dłonie.Podrzucał go ichwytał, a koń pod nim, jakby z panem czuł jedno, podskakiwał do góry i ledwie go naprężona uzdautrzymać mogła.Za nim stał Luty, Międzyrzeczan wiodący, suchy, blady, wysoki, prawie bez włosów na brodzie i głowie,żółtej skóry, oczu małych, czarnych i niskiego czoła.Aowiec to był, tak jak wojak zapalczywy, i niejedenraz na swoją rękę z garścią małą wdzierał się od granicy Pomorzan we wnętrzności im, łupiącnielitościwie.Ten do dzidy nie bardzo był nawykły, obuch ogromny miał w ręku, a siekierę u pasa, bowodzowie owych czasów nie tylko rozkazywali wojskom, ale sami przodować im do walki musieli.Czwarty był Bolko Czarny, któremu nazwanie to zostało z czasów, gdy włos i brodę miał kruczą.Dziśoboje na pół siwizna objęła.Na małej głowie, w której oczy, nos i usta pod zasklepionym siedziałyczołem, kędzierzawy włos nastrzępiał się wysoko - krępy był i szeroki a silny.Ogorzałą twarz ledwiewśród zarostu dojrzeć było można.Bolko Czarny rzadko usta otwierał, mówił, gdy był zmuszony,krótko a nakazująco.Mąż był do pracy, nie do słowa i słuchać też próżnych wyrazów nie lubił, ale gonikt nie widział doma ni za domem z założonymi rękami.Gdy czynić co nie miał, cepy strugał.Z drugiej strony stał Myszko, zwany Kulikiem, jak wszyscy z tego rodu wyrosły bujno, zdrów, gorący doboju i do rozprawy na języki, uparty przy swoim, ale nieustraszonego męstwa.Znano go, że gdy sięprzy czym uparł, a rzekł, iż tak być ma, nie cofnął się, choćby życiem przyszło płacić.W zgodzie z nimdługo trwać było trudno, lecz komu braterstwo przyrzekł raz, strzymał je we wszystkim i do końca.Nigdzie mu weselej nie było jak tam, gdzie się bić miano.I teraz też usta mu się śmiały jak donajmilszej słodyczy, bo wiedział, że krwi zakosztuje.Na ostatek najmłodszy z wojewodów, Poraj, konia pod sobą ledwie utrzymać mogąc, patrzał kuPiastunowi, czekając rychłoli rzecze, aby lud szedł na spotkanie.Był to mąż w sile wieku, dziwniezręczny, z koniem jakby zrosły, z oczyma błyszczącymi ogniem wesołym, z usty uśmiechniętymi,strojny pięknie, bo się lubił ubierać i błyskotkami obwieszać.Wszędzie, gdzie wszedł, rad byłpierwszym być i starał się o to, potu i trudu nie żałując.Kilka razy już szepnął kneziowi, że godziłobysię dać znak do boju, lecz Piastun nie śpieszył, rozpatrywał się w tej sile, która ciągle z lasu płynącmnożyć się jeszcze nie przestawała, jakby ją puszcza na zawołanie rodziła.Po namyśle zwrócił się knez nareszcie, wejrzeniem zdając pytać, co począć mają - czekaćli, aż sięPomorcy rzucą pierwsi, i odpierać czy iść na nich ławą całą? Dwa zastępy stały na dwu wzgórzach, wpośrodku których była dolina.Nieznaczny, prawie wyschły strumień kręto biegł jej środkiem.%7ładen zwojewodów ze słowem się nie wyrywał, gdy o kroków kilkanaście ujrzano zdążającego ku nim Wizuna,z dzidą okowaną w ręku.Szedł razno, wesoło, jakby odmłodzony i wysiadłszy zaledwie z łodzi,pośpieszał z twarzą jasną ku wodzom.- Z chramu idę od ognia i wyroczni! - zawołał.- Niosę wam wróżbę dobrą! Pytałem losów przez ogień,przez wodę, przez ptasi lot, przez wosk lany i dym świętego ogniska.odpowiedziały mi, że wrogazguba czeka!Spojrzyjcie! oto nad głowami waszymi ptak się unosi jak gołąb biały, a tam pod lasem gęste krukówwidać stada!.Aado! Kolado! - krzyknął.- Idzcie na nich! następujcie!.Niech ich noga stąd nie ujdzie.Aado! na nich!.Za Wizunem i wodzowie, i bliższe szeregi ten okrzyk wróżby szczęśliwej powtórzyły.Piastun ręką wskazywał ku lasom.Zcibor natychmiast z ludzmi stojącymi po lewicy ruszył okalając nieprzyjaciela od lewego boku.Lutyposzedł z prawego, Bolko Czarny z nim podążał, Myszko za pierwszym, Poraj i Nagi około Piastunazostali w pośrodku.Gromady ochotnie, jak jeden człowiek, poczęły się ruszać i kupić, podnoszonostanice, tysiącznicy i co dorodniejszy lud na czoło wychodził, tarcze chwytano z ziemi, oszczepaminajeżały się szeregi.- Aado!.- wołali wszyscy.Z przeciwnej strony rozeznać już było można przodem jadących trzech wodzów w płaszczachczerwonych i czapkach pozłocistych, a przy nich żelazem obwieszanych Niemców, którzy rękamiwskazywali coś, wywijając na prawo i lewo.Za nimi w jedną gromadę zbity tłum mieszał się irozsypywał, jeszcze nie podzielony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Zbigniew Błażyński Mówi Józef wiatło. Za kulisami bezpieki i partii 1940 1955
- Dowodzenie w operacjach antykryzysowych i połšczonych Józef Władysław Michniak
- Jozef Flawiusz Wojna Zydowska
- Pilsudski Jozef Bibula(1)
- Kraszewski Józef Ignacy 1 Przygody pana Marka Hińczy motyw Dyzmy; 2 Raptularz Jasienieckiego
- Kraszewski Józef Ignacy Żywot i sprawy JMPana Medarda z Gołczwi Pełki wytrwała miłoć
- Luceno James Próba Bohatera
- Karwat Miroslaw O karykaturze polityki
- Skinner Gloria Dale Pogoń
- Wolfe, Gene Soldado de la Niebla
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sylkahaha.htw.pl