[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwszy z nichżółto  gorąco odmalował tors żyda, rysunkiem godzien Michała  Anioła, akolorytem Tycyana i Rubensa, co najmniej; drugi wyrzezbił już do tej pory dwakapitele do kolumn i jednego na grobowiec płaczącego anioła, nie licząc fajekktóre z gliny robi, a które są arcydziełami.A to.pan Leon.dalibóg już niewiem, nazwiska? Kora  odezwał się przybyły, na którym i ten nieład, i te żarty przykrerobiły wrażenie. Tak jest, Leon Kora  podchwycił z podłogi jeden  czyli Kora Leon, alboKaraleon.aspirant malarstwa! pysznie się nazywa, daj go katu, nibyKoryolan.Nazwisko wyborne dla sławy, i krótkie bez ski, brzmiące dobrze.szczęśliwy człowiek.Gdyby nie nadzieja w Kuczu, jak tu być sławnym, zowiącsię Zerbińskim, albo Przepiórkowskim? Winszujemy!Przyszli towarzysze Leona poobwijani jeden w kołdrę, drugi w płaszczszaraczkowy, już tylko widać na ten użytek domowy służący i dobrze zszarzany,popatrzyli na przybyłego i ochoczo śmiać się poczęli, kładnąc znowu napoduszki. Cóż tam na wsi słychać?  zapytał Adam  naturalnie, ryk bydła i beczenieowiec? nic więcej?Leon był tak zmieszany tonem na jaki stroiła się rozmowa, że słowaodpowiedzieć nie umiał; serce mu się czegoś ściskało. O rus, quando te aspiciam!  dodał z ziemi pan Jacek %7łukiewicz. Patrzcie, musi mu ciągle odbijać się ta szkolna łacina  kiwając głowąprzerwał Henryk Suchoty  ktoby się to spodziewał! kiedy on to ją jadł, a dotej pory strawić nie może. Stara łacina, widzisz  sentencyonalnie dorzucił Adam  to jak starasłonina, do nieskończoności siedzi w człowieku.Ale wróćmy do gościanaszego ze wsi, który na nas patrzy zdumiony. Przychodniu? rzeknij, comyślisz począć z sobą? Właśnie, chciałem się pana Adama poradzić! E! pana Adama!  przerwał gospodarz  zle! gdzieżeś to widział, kochanyEndymionie. Endymion, pochodzi od Dymu, dulcis fumus. Gdzieżeś widział, żeby artysta, artystę panem nazywał?. Przepraszam  odparł Leon  jeszcze w obyczaje waszego światawtajemniczony nie jestem, ale mógłbym się obronić Dantem, który o poeciemówi:Signor del altissimo canto. A! licho Danta twego zrozumie.  Darujcie. Darujemy, hanc veniam damus petimusque  dodał znowu wyjeżdżając złaciną Tycyan. A wiesz, że łacina wyrzuciła dziś na ciebie, jak ospa  zawołał Adam muszę ten fenomen wytłómaczyć gościowi, który gotów pomyśleć, że chorujeszna uczoność, i że między nami są pedanci. Ja mu to wytłómaczę, porywając się z ziemi podchwycił sam Tycyan.Młodzieńcze naiwny, oto wiedz, że przez rok byłem w Seminaryum, myśląc sięoblec suknią żałoby, ale że ten tryb życia wydał mi się zbyt surowym, (bo naspostem i dyscypliną tuczono), chwyciłem paletę.od tej pory łaciny i kaszlupozbyć się nie mogę, a olej który jeść miałem, rozmazuję. Widać, bo w głowie go mało, szepnęły suchoty. Z seminaryum i pragnienie nieugaszone wyniosłeś!  zawołał Adam. W skutek kaszlu, drapie mnie po gardle.Mieszkanie, w którem się ta scena odbywała, równie jak lokatorowie jego,dziwnie się jakoś wydali Leonowi, który cale inaczej wystawiał sobie żywotartysty, jego obyczaje, i nastrój duchowy, nie mogąc pojąć, by kapłanowi pięknawystarczały brudy i proza najpospolitszego szyderstwa, a żywiołem być miałnieład i opuszczenie dobrowolne.Widząc na wsi Adama Prowacza wesołym ipustym, sądził, że wyjątkowe, szczęśliwe usposobienie takim go czyni,podobała mu się nawet ta jego obojętność na wszystko i dziecinna prawieswawola, nie sądził jednak wcale, żeby ogół młodzieży sposobiącej się nakapłanów sztuki, tak lekko potrząsał ubóstwem, które mu należało nosić zpowagą  bolały go te żarciki, te przymuszone szyderstwa, a więcej jeszczewidok nieporządku, zaniedbania i charakterystycznego nieładu, wśród któregowytrwać można chwilę, ale żyć niepodobna nie zarażając się nim w duszy.Dwie izdebki zajmowane przez artystów składały najosobliwsze pandemonium,świadczące jakie tu się wiodło nieporządne i próżniacze życie.Na ścianachwisiały wprawdzie rozliczne próby przyszłych mistrzów, pozaczynane płótna,poszkicowane głowy, studia, ale nic nie było skończonego, a praca, wnosząc znich, nie musiała iść ani zbyt żywo, ani bardzo ochotnie.Adam Prowacz, gospodarz tego poddasza naczelny, dobre chłopię i nie beztalentu, wpadłszy w gotową już atmosferę cygańsko-burszowską artystycznegokółka, przyjął tryb jego życia i upodobał w niem sobie.Udarowany szczęśliwie;szkicował śmiało, rysował prawie dobrze, zgadywał bardzo wiele, ale jak inninie lubił pracować, i nie brał się do roboty na seryo, chyba zmuszony, wostateczności.Pomysł nic mu nie kosztował, rzut pierwszy był prawie zawszeszczęśliwy, ale gdy minęła chwila połysku natchnienia, gdy raz pęzle rzucił,rozpoczęte dzieło zostawało na sztalugach na długie dni i miesiące, a najczęściejdopełniał je, jako tako, aby zbyć.Ochotę wszelką i zapał do pracy zabijał tensposób życia zbyt dziecinny, lekki i płochy, i choć na wzór starych włoskich, anowych francuzkich artystycznych bohemów wyrobiony, nieprzyzwoityludziom, których zadaniem było to tylko widzieć w świecie i odtworzyć z niego, co było piękniejsze, ślachetniejsze, jaśniejsze.Możnaż pojąć cel sztuki,nieustanną żyjąc swobodą, w odurzeniu i szale szukając pociechy ubóstwa,niedostatku, często głodu i nędzy prawie? Nawet owoc cierpienia tego byłstracony, wyrzucono go na śmiecisko.Prowacz miał talent niezaprzeczony, ale sparaliżowany już w części lenistwem,lekceważeniem siebie, brakiem woli i panowania nad sobą.Dnie, a z niemidroga młodość leciały jedne po drugich na kpinkach, zabawkach, igraszkach,rozmowie zawsze drwiącej i ostudzającej, wśród gwaru, w towarzystwiepodszarzanych piękności Szwajcarskiej Doliny i Zielonego Ogródka; od jutra dojutra odkładano robotę.a dary Boże, siła, młodość, świeżość marnowały sięstrwonione na bezmyślny szat dziecinny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki