[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jesienią, odzyskawszy siły, dociera nad rzekę i obserwuje trening uniwersyteckichzałóg wioślarskich.Zbyt długo stoi na chłodnym wietrze i kiedy wraca do domu, wstrząsająnim dreszcze.Mary beszta go, mówi, że nawet jeśli nie obchodzi go własne zdrowie, tomógłby przynajmniej pomyśleć o tych, którzy się o niego troszczą.Mógłby pamiętać orodzinie i swoim reumatyzmie.Ojciec uśmiecha się na to uroczo i mówi, że byłby wdzięczny,gdyby zachowała dla siebie opinie na jego temat.Matka uspokaja się już właściwie tylko wjej obecności.Wciąż często się razem śmieją.Chora kobieta doskonale naśladuje gardłowygłos Henry ego Guillemarda.W grudniu zjawia się z odwiedzinami pan Varley, który kilka tygodni wcześniejwrócił zGlasgow.Zmienił się, skurczył i wychudł.Siedząc z Mary w salonie, zachwyca sięspokojem emanującym z widoku za oknem.Trzęsą mu się ręce, ani na chwilę nie wypuszczaz nich kapelusza.- Przykro mi, że nie przyjechałem wcześniej - mówi, patrząc na nią i mnąc w palcachrondo kapelusza.- Niestety, świat potrafi pokrzyżować nam najwspanialsze plany.Mary sporo wie na ten temat.Ogarnia ją pragnienie, żeby mu wszystko wyznać, żebyopowiedzieć o pewnym poranku sprzed wielu lat, kiedy, niespełna sześcioletnia, stałapewnego zimowego ranka w świeżym śniegu i całym sercem chłonęła piękno świata.Pochylasię nieco do przodu na krześle i otwiera usta, ale właśnie wtedy wchodzi ojciec, ściska dłońVarleyowi i zachowuje się tak, jakby gość przyjechał w odwiedziny do niego, nie do Mary, ioczywiście w tych czasach i zgodnie z obyczajami tak właśnie powinno być, inaczej być niemoże.Mary w milczeniu przysłuchuje się rozmowie; ojciec opowiada o planachprzedsięwzięcia jeszcze jednej podróży dookoła świata, pod warunkiem że całkowicieodzyska siły.- Czy wie pan, że lord Dunraven popłynął do Australii? Varley kręci głową.- Nic o tym nie słyszałem.- Zamierza wspiąć się na Ayers Rock.Słyszałem to z jego ust.Wspaniały człowiek tenDunraven. - Cóż.- mówi Varley.- Nie miałem przyjemności często z nim przebywać.Następnie rozmawiają o morderstwie w Cheapside.Cztery zmasakrowane ciała kobiet,w gazetach roi się od domysłów.Inspektor policji otrzymał list od zabójcy, podpisany  KubaRozpruwacz.- To z pewnością nie Anglik - twierdzi George Kingsley.- Chyba nie należy pan do tych, którzy odpowiedzialnością za tę zbrodnię usiłująobarczyć żydowskich imigrantów?- Podobno w miejscu zbrodni na ścianie napisano ręką sprawcy  Nie winić %7łydówczy coś w tym rodzaju.- Z pewnością nie bierze pan tego serio, Kingsley? Ręką sprawcy? Pierwsze słyszę.- Mówią, że zabójca doskonale zna się na anatomii.Ojciec zerka na Mary, jakby się zastanawiał, co może jeszcze powiedzieć w jejobecności.- Czytałam doniesienia w gazetach, ojcze - spieszy mu z pomocą.- Mordercapodrzynał im gardła i wypruwał wnętrzności, a także usuwał narządy rodne.Oszczędził tegotylko pierwszej ofierze z dwóch, które zamordował tej samej nocy.- Myślę, że nie powinniśmy w ogóle o tym rozmawiać - mówi ojciec.- To zbytodrażające.Varley przez jakiś czas wpatruje się w nią z tak poważnym wyrazem twarzy, że aż jąto zaczyna niepokoić, ale kiedy wreszcie się odzywa, w jego głosie słychać tylkoniedowierzanie.- Czy wiesz, że był też drugi list?- Nie.- Niepodpisany.Dostał go człowiek nazwiskiem Lusk, razem z dwiema ludzkiminerkami.W gazetach nic o tym nie pisano, ale Mary pamięta, że na ostatniej herbatce u kuzynkiMary dziewczęta rozmawiały o wyciętej nerce jednej z ofiar, głupio przy tym chichocząc.Naprędce stworzona teoria kanibalizmu doprowadziła je niemal do rozkosznych spazmów;wyobrazcie sobie tylko - kanibal przemierzający w mrokach nocy uliczki Cheapside!- Mam wrażenie, że czytałem coś na ten temat - mówi George Kingsley.- Gazety sprzedają się teraz jak książki Dickensa, jeśli wie pan, co chcę przez topowiedzieć.- Najwidoczniej ludzie tego potrzebują.Przynajmniej w mojej rodzinie.Rozlega się wołanie matki.Mary wstaje, dyga przed Varleyem. - Miło było znowu pana zobaczyć - mówi.Uśmiecha się do niego nie tylko ustami, lecz także umysłem, całą sobą.Ma nadzieję,że widać to w jej oczach.Następnie dyga przed ojcem i wychodzi.Wspina się na piętro dopokoju matki, siada przy niej, a kiedy jakiś czas pózniej słyszy odgłos otwieranych izamykanych drzwi, ogarnia ją przeczucie, że już nigdy nie zobaczy przyjaciela.- Biedaczysko - mówi wieczorem ojciec i wzdycha.- Obawiam się, że nie zostało mujuż wiele czasu.Ogarnia ją wielkie przygnębienie, mroczne jak zapadający szybko wieczór.Ojciecwydaje się pogrążony w podobnym nastroju.Ale jego przygnębienie nie trwa długo, zwyciężaniespożyta energia.Bądz co bądz, nazywa się przecież Kingsley [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki