[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stanęła w progu iwestchnęła. Proszę panienki, co to tam o ogrodzie była mowa? Babcia mi w nim pozwala gospodarować  roześmiała się Cecylia. Jabardzo ogród i kwiatki lubię, a nie mam co robić.Klucznica aż zbladła i postąpiła kilka kroków. Na rany Chrystusowe, niechże bo panienka tego nie czyni! Cóż, własnymirękami?.to dopiero piękne będą ręce! A cudzymi?.gdzie? jak? Dziewka dotego nie starczy, a panna wie, co u nas kosztuje robotnik.A mojeż grządki w cosię obrócą?.Toć to spiżarnia nasza i dochód, i wszystko. Kochana Piotrusiu, tylko się nie lękaj  odparło dziewczę. Nie zruinujęci nic.dodam jeszcze.Bądz spokojna.Klucznica nie śmiała się sprzeczać; fartuchem tylko otarła twarz uznojoną,westchnęła głęboko i wyszła ze łzami w oczach do swej izdebki. Teraz tośmy przepadli z kretesem  poczęła, głową potrząsając  teraz myzginęli bez powstania, teraz nam koniec nadszedł.Boże miłosierny! Taka zdajesię dobra, a uparta.Co jej w głowie? Ona tu wszystko do góry nogamiprzewróci.To nie może być.to sądny dzień!Niespokojna Piotrusia, wdziawszy trzewiki na bose nogi, po cichuteńku poszłado starościny, która przy pacierzach jeszcze w salce siedziała.Klucznica oczymiała załzawione i fartuch przy nich.Staruszka zrazu posądziła ją, iż przyszłaoznajmić o zgonie tej pstrokatej kury, która od dni kilku niedomagała. wszystkich bowiem wychowanie swych, czubatych i bez czubów, śmierćzwykła była Piotruska opłakiwać rzewnymi łzami. Co, Piotrusiu?  spytała  pewnie pstrokata zdechła. A, gdyby już choć tyle biedy było  zaszlochała klucznica, której rozpaczco chwila wzrastała. Paniunciu moja, królowo najdroższa!  poczęła,całując ją po rękach  czy pani nie widzi, co tu u nas się święci? To poczciwe,dobre dziecko, ta panna Cecylia, ale jej za tymi granicami w głowie przewrócili;ona nas tu pogubi wszystkich do ostatniego.Jak zaczęła od pierwszego dnia, takdo góry nogami wszystko.Czyść tylko, szoruj, zamiataj.zguba ostatnia!.Mytu żyli tyle lat i trzymało się, i dobrze nam jakoś było.Niechże no się pocznierumacja, tak nas tu nie stanie i z głodu przyjdzie umrzeć.A to już, słyszę,ogrodu chce.Pani moja, królowo! a cóż ja pocznę? a gdzie ja co posadzę? Toćmy z tego żyli!I płakać zaczęła gorzkimi łzami.Starościna stała, zupełnie już nie wiedząc, ktotu miał słuszność i co począć wypadało. Ale, moja Piotrusiu  rzekła  uspokójże się. Na co nam te przeinaczania?.do czego się to zdało?  wołała klucznica.My tu i głowy pogubimy, jak się zacznie nowe gospodarstwo. Przecież jeszcze nie ma nic.bądz spokojna.Ja z Cesią pomówię, ona ci sięnie sprzeciwi.Głową potrzęsła stara. Dobra panienka, bo ja to od pieluch przecie znam, sama wyniańczyłam iwykołysałam: ale.ona zawsze, bywało, swoją główką, a jak się uprze  rób,co chcesz, postawi na swoim.Piotruska długo uspokoić się nie mogła i dokazała tego, że starościnę teżzaniepokoiła.Staruszka, zwątpiwszy i o sobie, i o Cecylii, myśląc, jak odrobićto, co się stało, poszła modlić się jeszcze na tę intencję do PrzemienieniaPańskiego.Następnego dnia z wielkim niepokojem klucznica szpiegowała każdy krokpanny Cecylii, lecz gdy do południa żadne względem ogrodu stanowcze niezaszły kroki, uspokoiła się powoli.Starościna też nie wznowiła już o tymrozmowy.  Eh, to jej to tak w głowie, z pozwoleniem, zaświtało, zaszumiało  mówiłasobie w duchu Piotruska. Zaspała i zapomni.Ale mi strachu napędziła co sięzowie.Dzień upływał bez najmniejszego wypadku, bez żadnej zmiany.Panna Cecyliapisała listy do południa.Piotruska i tej pisaniny zrozumieć nie mogła. Albo to też  mówiła  do czego cały Boży dzień to pisanie? Oczy tylkopsuje i tyle.Co ona może tam tak skrobać po papierze? %7łeby pończochę robiła,to taki by z tego co zostało, a z papieru co?  Ruszyła ramionami. PanieBoże, odpuść, taki teraz obyczaj.Książka a pióro  jakby to kobieca rzeczbyła.Nas nie uczyli tego, a życie się przeżyło, Panu Bogu na chwałę, bezzgorszenia ludzkiego.a z tych mądrości tylko bieda rośnie.Wierci myślą,wierci.aż do piekła się doświdruje.Przy tym monologu rosół wprawdzie zbiegł i kaczka się przypaliła, ale Piotruskaulżyła sobie, zrzuciwszy ciężar z serca. Jeszcze mi i chłopców gotowa pobałamucić  myślała znowu  bo to sięmłode jedno na drugie zapatrzy łatwo i zaraz mu się tego samego zachce.Nie mając przed kim się skarżyć, musiała przed sobą.Dzień jednak bez nowegopopłochu zszedł do wieczora.Nazajutrz poszła Cecylia, wprawdzie z rozkazu babki, pokój Henryka obejrzeć,aby dla marszałka był gotowy.Piotruska, nie spuszczając jej z oka, poszła zanią. Niech bo panienka  odezwała się do niej  tak się wszystkim nie frasuje.my tu sobie rady damy.Nie tyle my już przeszli.Jezu miłosierny! Marszałek tuza nic nie stanie, on zawsze staje u Szmula.Gdzieby on chciał w tej ciasnocie.a znowu pana Henryka tak zdusić, żeby u Julka spał, to obu będzie niewygodnie.Panna Cecylia uśmiechnęła się i uściskała ją serdecznie. Piotrusiu, serce moje  odezwała się do niej  ty mnie pono posądzasz, żeja tu wam chcę wszystko przewracać i przerabiać.Nie bójże się i zaufaj mitrochę.Wróciłam do was, aby wam przynieść spokój i ulgę.O to się staram.Czułe wyrazy i uścisk wnet zmieniły chwilowe usposobienie starej sługi, którają po rękach całować zaczęła.  Jezu miłosierny!  zawołała  co panienka myśli? Czyż ja bym o co złego,uchowaj Boże, panienkę posądzić aby mogła? Ale ja się boję, żeby namniechcący nie zrobiła się bieda jaka.Spłakała się stara.Zza łez ujrzała twarz smutnie uśmiechniętą Cecylii i jakośsię uspokoiła nieco. Aj! paniunciu droga  poczęła znowu  co my tu wycierpieli! UchowajżeBoże, aby poślizgnęła się noga jeszcze.to cóż wtedy będzie? Będzie lepiej, Piotrusiu, mówię ci, będzie lepiej  zawołała, ściskając ją,Cesia. Bóg łaskaw, ale i nam trzeba o sobie pamiętać.Uspokój się tylko, awszystko będzie dobrze.VIJednego wieczora, gdy Cesia czytała starościnie Drogę do życia pobożnego,kroki śpieszne dały się słyszeć w przedpokoju.Piotrusia otworzyła drzwi,wejrzała przestraszona, dając jakieś znaki niezrozumiałe, i wpuściła do pokojuspiesznie wchodzącego, słusznego, średnich lat, pięknego jeszcze i wiedzącegoo tym, że był pięknym, mężczyznę, który prawie biegiem, z uczuciem trochęteatralnie się objawiającym, podbiegł do starościny, witającej go zewzruszeniem istotnym, otwartymi rękami.Dziwne wrażenie czynił ten gość czegoś nieszczerego, wymuszonego.Gorączkai żywość, jaką objawiał, niepokoiła raczej, niż się udzielała drugim.Mógł miećlat czterdzieści z górą, ale ślicznie był zachowany na swój wiek, twarz miałpełną, rumianą, uśmiechniętą, oczy niebieskie, łzawe, usta jakieś wysłodzone,wszystkie ruchy zalotnej kobiety, które w mężczyznie rażą niemile.Wiek małogo zmienił i nadał mu tylko trochę powagi, a łysina podwyższyła piękne czoło.Był to oczekiwany siostrzan pani starościny, ów złotego serca, poczciwy Bolek,jeden z najpopularniejszych w obywatelstwie i najpowszechniej miłowanychludzi.Wpadłszy przeze drzwi, nie przeszedł, ale rzucił się ku starościnie, przypadającdo rąk jej i nóg, które ściskać namiętnie zaczął.Staruszka się rozpłakała, całującgo w głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki