[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. O kapitałach tych cały świat wie  odezwałem się. Ja w oczachświata obcym jestem, oddać je mnie, byłoby mnie wydać, wskazać.Staruszka załamała ręce. Proszę mamci  dodałem całując jej kolana  kapitały te zapisaćpani Sawickiej, ona będzie dyspozytorką i od niej ja już sobie odbiorę.Spojrzała mi w oczy z powagą i smutkiem. Ale czy pewnie? Przecie mamcia zna dobrze panią Sawicką, inaczej to nie możebyć.Pocałowałem ją w rękę i unikając dalszej rozmowy, wstałem zestołeczka, chcąc odejść. Więc tak ma być?  spytała drżącym głosem. Tak, bo inaczej być nie może. Niech będzie, jak chcesz, ja z Sawicką pomówię, a ty mi jutro każsprowadzić rejenta.Czuję się jakoś słabą, senną, wiem, że koniec sięmój zbliża.O rozmaitych jeszcze legatach mówiła potem ze mną, nareszciewyszedłem jak z łazni wprost do pani Sawickiej, aby uprzedzić i przygotować.Zdaje się, że przeczuwała, o co chodziło.Przyjęła tomilcząc, a gdym dokończył, odezwała się: Pozwól mi pan powiedzieć dwa słowa: miałeś straty, robiłeśofiarę. O tym ani pół słowa mówić nie pozwolę  rzekłem stanowczo iwyszedłem.Gdy rejent przyjechał, uprosiłem panią Sawicką do pomocy staruszce,nie chcąc nawet być świadkiem spisywania rozporządzeń, wziąłem gotylko wcześniej na stronę i powiedziałem mu otwarcie, że jeślibystarościna w jakikolwiek sposób miała o mnie wspomnieć wtestamencie, aby się temu oparł, zaręczając, że nic nie przyjmę.Prawnik przyjął to z pewnym zdziwieniem, biorąc może za skutekpodrażnienia jakiegoś i obrazy; nie potrzebowałem się przed nimtłumaczyć, tylko jeszcze raz zapewniłem, że to jest nieodwołalnepostanowienie moje.Był to dzień dla mnie przykry, ale w końcu się toprzeżyło jakoś.Dano mi do przeczytania brulion, przekonałem się, iżkapitały przelane zostały na panią Sawicką i uspokoiłem się.Starościna też, uczyniwszy rozporządzenie, na parę dni odzyskaładawną żywość, a nawet pewien rodzaj wesołości.Lecz jakby tenwysiłek ją kosztował, uczuła się wkrótce osłabioną znowu i senną.Parę tygodni nie wychodziła już ze swojego pokoju, a ja prawie ciąglesiedzieć musiałem przy niej.Gdy się zdrzemnęła na chwilę, otwierającoczy, pierwszym zawsze pytaniem jej było: Jest Włodzio?Musiałem podawać wodę, usługiwać, bo od kogo innego nieprzyjmowała chętnie.Osłabienie powiększało się, posłaliśmy polekarza pod pozorem, że ogrodnik był chory.Przybył on, posiedział,pulsu nieznacznie popróbował i powiedział pani Sawickiej: Cóż pani chce? %7łycie się wyczerpało, staruszka, gaśnie jak lampa,co się wypaliła.Trzeba być przygotowanym do tego.Z tym uchodzącym życiem, czasem się ożywiając nieco, krzepiona ipodtrzymywana przepisanymi lekarstwami i pokarmami starościnajeszcze cały miesiąc przetrwała wśród nas.Zdawało się nawet podkoniec, że siły wracają.Był to ostatni błysk gasnącego światła.Jednego wieczora, gdym przyszedł do drzemiącej, rozbudziła sięposłyszawszy mnie, kazała mi usiąść na stołeczku przy sobie, wzięłaza rękę i poczęła mówić:  Już mi czas! Wołają mnie tam! Wołają! Bóg niech ci zapłaci zaosłodzenie chwil życia ostatnich!Pocałowała mnie w czoło. Byłeś dla mnie dobrym dzieckiem, nagrodzi ci to Opatrzność.a jacię błogosławię.Rozpłakała się mocno, weszła na to pani Sawicka. Chodz i ty tu, moja Leńciu, chodz, tobie też się należy mojawdzięczność i błogosławieństwo. Po co się mama tak rozrzewnia, to ją osłabia  zawołała, zbliżającsię, Sawicka.Starościna objęła ją rękoma za szyję, ale jakby w istocie uczuciegwałtowne ją wyczerpało, ręce opadły wkrótce i starościna osunęła sięna poręcz krzesła, jakby omdlona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki