[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Savil ściągnęła brwi. A ten, co cię prawie ukatrupił? W śmierci Kilchasa czy Lissandry nie ma śladu podobnej, magicznej na-paści  przypomniał jej. A zamach na mnie nie był skierowany przeciwkoValdemarowi.Moim zdaniem nie było to nic innego jak czysto osobista wende-ta.W ostatnich latach narobiłem sobie mnóstwo wrogów i wydaje się aż nadtoprawdopodobne, że to był jeden z nich. Van  rzekła Savil strapionym głosem. Martwię się.Uważam, że topodciąganie faktów pod zbieg okoliczności; najpierw incydent z tobą, potem ginieKilchas, w końcu Lissandra.Proszę, wysłuchaj mnie.Van westchnął. Coś ci powiem, ciociu Savil.Jeśli poczujesz się od tego pewniej, wzmocnięci osłony.Ale nie uważam, by istniała taka potrzeba.Jesteś niesłychanie spraw-nym magiem, i jak sama doskonale wiesz, przewyższasz mnie w magii rytualnej.Kilchas był już bardzo stary i w swym uporze miał skłonności do brania się zarzeczy, których nie powinien ruszać.Lissandra natomiast ciągle posługiwała siębardzo niebezpiecznymi substancjami.Dopadł ich po prostu zły traf.217 Savil obrzuciła go gniewnym spojrzeniem, a ogień syknął, jak gdyby podsy-cony jej złością. Vanyelu Ashkevron, wykazujesz się tępotą większą niż zwykle.Gdybymbyła z dziesięć lat młodsza.Gwałtownie wypuściła powietrze i wcisnęła się z powrotem w swój fotel. Ale nie jestem  dodała ze smutkiem. Jestem starsza od Kilchasa i rów-nie jak on narażona na atak.Trzymam cię za słowo, Van.Wzmocnij moje osłony.Przyjmę każdą pomoc, jaką tylko uda mi się zdobyć, bo jestem przekonana, żebędę następną ofiarą, a nikogo nie potrafię nakłonić do przyznania mi racji, nawetciebie.Van wstał z poczuciem winy. Savil, nie mam ci za złe tego przewrażliwienia.Znałaś tych dwoje lepiejode mnie.Z przyjemnością wzmocnię twoje osłony, jak tylko będę miał wolnąchwilę, i jestem absolutnie pewien, że za kilka miesięcy będziemy się z tego śmia-li. Mam nadzieję  rzekła ze smutkiem, gdy Vanyel szedł już do drzwi.Naprawdę mam taką nadzieję.Vanyel stłumił w sobie falę irytacji i życzył ciotce dobrej nocy z największączułością, na jaką potrafił się zdobyć.Wzmocnienie jej osłon nie będzie go kosz-towało więcej niż miarkę świecy i odrobinę energii, a jeśli tylko miało osłabić jejmanię prześladowczą, warto było się tym zająć.Zamknął za sobą drzwi i dosłownie wpadł na Stefena, stojącego na korytarzu. Mam nadzieję, że na dzisiaj już skończyłeś  powiedział bard zmęczo-nym głosem, złapawszy Vanyela za ramię. Bo ja tak.Teraz z kolei mnie bysię przydał masaż.Ambasador z Rethwellanu nie chciał rozmawiać, dopóki niewyjdę, a Randal nie mógł usiedzieć, jeżeli mnie nie było w sali, więc uzgodnili,że wsadzą mnie do szafy.Vanyel zachichotał z cicha i objął Stefena ramieniem. Nikt nie przewidział już dla mnie żadnych zajęć i nie mam ochoty ichinformować, że jestem wolny.Chodzmy, zrobię ci ten masaż. I coś więcej, mam nadzieję  dorzucił wstydliwie Stefen. Myślę, że da się coś zrobić  szepnął mu do ucha Vanyel. To dobrze.Trzymam cię za słowo.Pózniej, dużo pózniej, gdy Vanyel zapadał już w sen, przypomniał sobie, coobiecał Savil. Och, no cóż  pomyślał sennie. Mogę się tym zająć jutro.To nie jestaż takie pilne.Nie powiedziałem przecież, kiedy dokładnie to zrobię; mówiłemtylko, że zabiorę się do tego w wolnej chwili.218 Ogień przygasał na rozżarzonych węglach, raz po raz wysyłając w górę po-jedyncze płomienie, Stef zapadł już w sen, z głową spoczywającą na ramieniuVanyela.Była to ich pierwsza wspólna chwila spokoju od czasu powrotu z ForstReach  pierwszy wieczór, jaki udało im się cały spędzić razem, kiedy żadenz nich nie był albo całkowicie wyczerpany, albo czymś strapiony.I był to pierwszy wieczór, którego Van nie musiał spędzać w ogniskach, czer-piąc z nich energię do pózniejszych potrzeb lub przesyłając ją w jakieś inne miej-sce.Głaskał gęste, jedwabiste włosy Stefena, który pomrukiwał cicho przez sen. Nie będę teraz psuł wszystkiego.To może poczekać do rana.Spod na wpół przymkniętych powiek obserwował ogień, wsłuchując się w od-dech Stefena i czekając na sen.Wtem cały spokój wieczoru prysł. VANYEL!Nim obudził się Stef, Van zdążył już wyskoczyć z łóżka i chwycić ubranie. VAN.Krzyk Savil urwał się gwałtownie, Vanyel zgiął się wpół i padł na podłogę.Ból.ogniste ostrza sieką go od karku po pachwiny.płuca wołają o powietrze.zęby zaciskają się na gardle.I nagle nic.Wreszcie dotarło do niego, że skulony na podłodze w pozycji embrionalnejusiłuje złapać powietrze, a Stefen z łóżka wpatruje się w niego przerażonymioczyma.Wydawało się, że to wieczność, ale przecież minęło ledwie kilka sekundod momentu, kiedy zawołała go Savil. Savil!Porwał z podłogi szlafrok i, nakładając go na siebie, z wysiłkiem stanął na no-gi.Wyskoczył z pokoju i pobiegł korytarzem, razem z innymi heroldami mieszka-jącymi w tym skrzydle.Wtedy zabrzmiał Dzwon Zmierci.Vanyel nie był jedynąosobą, która odczuła zmaganie ze śmiercią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki