[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po Brendanie i Unienie było ani śladu.Nowo przybyła osoba była od nich jakieś dwa razywiększa.- PaniWarshaw?- Tak! Co ty tu robisz? - Patrzyła na nas z widocznym zafrapowaniem.Dziwnie zakłopotana, sprowadzona tak gwałtownie na ziemiępokazałam niepewnie na harfę. - Przyszłam na przyjęcie.Pani Warshaw przyłożyła dłoń do ust.-Jesteście tu od wpół do ósmej?! Mój Boże, Deirdre.Przyjęcie jest zatydzień! Och.Wzięłam się w garść.- Mama powiedziała mi, że to dzisiaj.Stoliki.- Och, nie, nie.Mieliśmy tu wczoraj wesele.Przyjęcie jest dopiero zatydzień.Mój Boże, czekaliście tu cały czas ? Ty i.?- Lukę - powiedziałam i od razu dodałam - mój chłopak.Mój chłopak,piękny, przeklęty zabójca nie z tego świata.- No cóż.Wejdzcie do środka, poczęstuję was czymś.O rety, niewierzę, że tyle czekaliście.My właśnie wróciliśmy z Waszyngtonu iusłyszeliśmy w ogrodzie głosy.- Dziękujemy bardzo - powiedziałam.- Ale powinniśmy jechać.Mojababcia jest w szpitalu.To dlatego mamie pomyliły się daty.I wtedy dopiero w pani Warshaw wybuchło współczucie.Poczęła nasgnać w stronę opasłego domiszcza, wciskać mi w ręce torbę ciasteczekupieczonych przez jej domowego kucharza (własny kucharz!) i błagać, bymama zadzwoniła i powiedziała, co z babcią - aż odprowadziła nas doBucefała.Skryliśmy się w ciemności jego wnętrza i przez chwilęsiedzieliśmy w ciszy.Lukę westchnął głęboko.- Cóż.- Spojrzałam na niego.- Całkiem polubiłam Unę.Uśmiechnąłsię przekornie.- Ona też cię polubiła. Gdy wracaliśmy z przyjęcia, którego nie było, gapiłam się przez oknow ciemność i rozmyślałam.Wszystko wyglądało tak jak w każdądotychczasową letnią noc, a przecież tak bardzo było inne.Rojące się odowadów kręgi białozielonego światła otaczały latarnie, ciągnące sięwzdłuż głównej drogi miasteczka i oświetlające ciche, puste chodniki.Tutaj życie ustawało po zachodzie słońca.Czułam się tak, jakbyśmy byliz Lukiem jedynymi czuwającymi w śpiącym mieście.Umierałam z głodu.Zazwyczaj po występie mój wyznaczonykierowca i ja udawaliśmy się do Sticky Pig i za świeżo zarobionepieniądze zamawialiśmy na szybko frytki i kanapkę.Tym razem nie byłowystępu, a ja zapomniałam wziąć pieniądze.To głupie, ale mimo tegowszystkiego, co razem przeszliśmy, nie chciałam, żeby Lukę płacił zakolację.I nie chciałam też prosić go o zatrzymanie auta, bym mogła wziąćz bagażnika ciasteczka od prywatnego kucharza Warshawów, bo to bywyglądało na zakamuflowaną prośbę o postawienie mi kolacji.Siedziałam więc tylko na miejscu dla pasażera, podczas gdy cichoburczało mi w brzuchu.Zastanawiałam się, jak mamie udało się pomylićdatę imprezy.Im więcej o tym myślałam, tym bardziej mnie toniepokoiło.Mama: ludzki komputer, który zle policzył proste działanie.To rodzice innych osób mylili szczegóły.Moja mama żyła dlaszczegółów.Kiedy w samochodzie rozległa się melodyjka, oboje podskoczyliśmy.Dopiero po sekundzie dotarło do mnie, że to mój głupi telefon.Pewniemama.Ale numer nie był mi znany.Nad nim jednak widniało znajomenazwisko: Sara Madison.Zerknęłam na Lukea.- To Sara.- Otworzyłam nieufnie klapkę.- Halo?- Deirdre? To numer Deirdre, tak?Mówiła naprawdę głośno.Jakoś dziwnie było słyszeć już sam jej głos.Poczułam się zdezorientowana, nie widząc jej wylewającego się z bluzki ciała.Trzymałam telefon w odległości dwóch palców oducha.- Tak, tu Dee.- Tu Sara.- Nie czekając, aż coś dodam, mówiła dalej: - Okej.Musiszpowiedzieć mi to wprost.Robiliście sobie ze mnie jaja u Dave'a? Musiszmi powiedzieć, bo odkąd wróciłam do domu, normalnie cały czas fiksujęz tego powodu i muszę wiedzieć.Nie miałam zamiaru jej okłamywać.Zwłaszcza że Piego-Swir mógłpróbować jej coś zrobić, skoro nie potrafił dobrać się do mnie.- Bez jaj, Sara.Nie zrobilibyśmy czegoś takiego.Przecież wiesz.- No tak, racja.Nie podejrzewałabym.No przecież, nie? Wiesz, tylkostrasznie trudno to ogarnąć.Bo w końcu on się zamienił.O Boże, wkrólika! Nigdy już nie będę mogła normalnie patrzeć na króliki!Lukę może niezupełnie się uśmiechnął, ale kącik jego ust lekko sięuniósł i mimo woli się roześmiałam.- Słuchaj, Sara.Z Nimi trzeba uważać.Nie wiem, czego Oni chcą.Może już nigdy ich nie spotkasz, ale może tak, więc na wszelki wypadekmiej przy sobie zawsze coś z żelaza.Ono ich odstrasza.- O tak, to zauważyłam przy tym numerze z szuflą.To był, normalnie,odlot.Czyli jak, Oni wszyscy to tacy podejrzani goście?Zaburczało mi okropnie w żołądku i kaszlnęłam, żeby to ukryć.- Ech, nie, nie wszyscy z Nich.Niektórzy to zjawiskowo pięknedziewczyny.-Jasne.Takie jak ja - odparła Sara.Zbyt długą chwilę trwało, zanim zrozumiałam, że ona po prostużartowała.Zaśmiałam się w końcu i Sara dodała:- Dobra, wygłupiam się przecież.Ale.Oni są prawdziwi? I nie muszęiść na badania do wariatkowa ani brać prozacu i innych takich, co?- Tak - odparłam, sama zdziwiona swoją pewnością - Oni sąprawdziwi.A reszta zależy od ciebie. Znowu nastała przerwa, aż Sara w końcu się zaśmiała.Czy to znak, żeżyjemy na różnych planetach i dlatego żarty potrzebowały lat świetlnych,by dotrzeć od jednej do drugiej?- Dobra.Super.Dzięki.Już mi lepiej.Spojrzałam na Lukę'a.- Hm, zadzwoń, jak jeszcze spotkasz któregoś, dobra?- Jasne.Nie ma sprawy.- Rozłączyłyśmy się i przez dłuższą chwilępatrzyłam na telefon.Czy świat zwariował? Sara Madison dzwoniąca domnie i pytająca o fejów, jakby chodziło o szkolne plotki? Dziwniejszewydawało mi się raczej to, że Sara do mnie dzwoni, niż, że rozmawiam znią o fejach.Czułam, że tracę swoją szkolną niewi-dzialność, właśniekiedy zaczynałam odkrywać jej zalety.Samochód zwolnił i wskoczył na parking.Podniosłam głowę i zezdziwieniem zobaczyłam znak z neonową świnką i jej neonowymuśmiechem.Sticky Pig.- To tutaj chodzisz, prawda?Przeniosłam wzrok na wyczekującą twarz Lukea.-No.tak.- Widziałem to w twoich wspomnieniach.Poznałem neon.- Zrobiłminę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki